Samotne noce
Spływające po policzkach łzy
Czułam je niemal codziennie
Skóra ma przyzwyczajona już była
Do zimnych, słonych łez sunących po niej
Gdyby dzień grał rolę lata
A noc jesienią się stała
Byłabym liśćmi
Za dnia żywa, niezłomna
Nocą jednak krucha, samotna
Tamtej nocy leżałam pod pierzyną
Czas sobie bez zobowiązań płynął
Płakałam, przez łzy pytałam:
Czy ktoś mnie stąd zabierze?