Vey
Siedem latMówi się, że w życiu doceniasz wszystko, gdy to stracisz. Byłam pewna, że wtedy mając zaledwie kilka lat nie pomyślała bym tak o tej chwili. Nie doceniałam ulotności lata, które szybko zmieniło się w zimę, gdy wróciliśmy do domu. Nie musiałam, miałam to wszystko przed sobą.
Był środek lata, a ja goniłam za Caidenem i Castielem przez wysoką trawę na farmie ich dziadków. Słońce grzało moją spieczoną skórę, delikatny wiatr wywołany pędem rozwiewał mi włosy, które mama nazwała by kołtunem. Nie było jej tu jednak i nie mogła mnie skrzyczeć za to, że nie związałam ich gumką i będę cierpieć przy rozczesywaniu. Zdarte kolano po upadku z osła, na którego podsadził mnie Caiden czy koszulka poplamiona sokiem z brzoskwiń, które rosły w sadku babci bliźniaków też nie stanowiły problemu. Tak długo byłam wolna, jak byliśmy tutaj odcięci od moich sióstr i rodziców, którzy wieczorami dzwonili do mamy chłopaków zapytać jak się miewam.
Potknęłam się na nierównej i wyrżnęłam jak długa w trawę. Czułam jak pieką mnie kolana i dłonie, a do moich oczu napływały łzy, które starałam się hamować, żeby Castiel nie nazwał mnie znowu beksą. Zacisnęłam zęby, podnosząc się do siadu i patrząc na lekko zaczerwienione dłonie. Jutro mieliśmy z babcią pójść do państwa Bohmerson, kupić kurczaki. Bardzo chciałam pójść, ale teraz mogą mi nie pozwolić. Bo jestem gapą i co jeśli bym upadła na kurczaczka?
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a zanim zdążyłam przetrzeć ją wierzchem dłoni tak, żeby chłopcy nie zobaczyli, pojawiła się przede mną lekko szczerbata twarz Caidena.
— Upadłaś? — zapytał, przechylając głowę lekko w prawo. Zawsze tak robił, gdy oceniał sytuację.
— Ale nie płacze. Nie jestem beksą, Caid — odparłam stanowczo, ale z moim drżącym głosem zabrzmiało to bardziej prosząco.
Usiadł obok mnie po turecku, a trawa chowała nad przed wzrokiem jego brata, który wołał nas idąc na werandę domy babci napić się herbaty.
Caiden spojrzał na mnie w ten sam sposób, co moja mama, gdy chciałaby mnie skarcić, ale też pocieszyć, nie wiedząc co wybrać.
— Wiesz, że możesz płakać, jeśli cię boli?
— Castiel nazywa mnie wtedy beksą.
Caiden uśmiechnął się, a w jego spojrzeniu coś błysnęło.
— Zanim przyjechałaś też się popłakał, gdy spadł ze stogu siada i stłukł kolana!
— Naprawdę?
— Tak! Też jest beksą w takim razie.
Uśmiechnęłam się słabo, a on odwzajemnił mój uśmiech i złapał mnie za rękę. Pobiegliśmy razem w stronę domu, trzymając się za ręce u śmiejąc się w głos, gdy nasze złączone dłonie rozwiewały trawę.
Tego wieczora rysowałam na werandzie, leżąc na brzuchu w wytartych dżinsowych ogrodniczkach. Nagrzane słońcem deski i głos świerszczy z oddali nie oddawał szczęścia jakie czułam, gdy dziecięcą kreską rysowałam zachód, który malował się w oddali pola. Bliźniacy szukali z babcią słoi na świetliki, a dziadek czytał w kącie gazetę. Spokój, który wisiał w powietrzu rzadko panował w naszym domu. Z dziewczynami i wiecznie zajętymi rodzicami często, gdy byliśmy wszyscy w jednym miejscu panował chaos. Czasami fajnie było, gdy będąc wśród ludzi czuło się spokój.
— To piękny obrazek, Vey — Caid usiadł obok mnie, zaglądając mi przez ramię.
— Jest dla ciebie, bo jesteś dobrym przyjacielem.
Uśmiechnął się, pokazując swoje wtedy jeszcze niedoskonałe uzębienie.
— A co to? — Wskazał na słońce i kryjący się za nim księżyc.
Rysunek był koślawy, a sam księżyc wyglądał jak rogalik zamknięty w słońcu. Dokładnie tak wyglądał na niebie, ale nie miałam jeszcze wystarczająco dobrej kreski, by oddać to jak wyglądał.
— To słońce i księżyc.
— Razem?
Pokiwałam głową, a on zmarszczył brwi.
— Myślę, że to świetny rysunek. Jest zupełnie jak wy dwoje, Vey. Słońce i księżyc. Nie zawsze są razem, ale zawsze do siebie wracają, by ozdabiać nam niebo — wtrąciła babcia, a jej słodki starczy głos rozgrzewał serce.
Wróciłam z bliźniakami na farmę ich babci tylko raz, dwa lata później. Na jednym z drzew brzoskwini Caid i ja wyryliśmy wtedy nasze inicjały z dopiskiem bff (najlepsi przyjaciele na zawsze). Obiecaliśmy sobie wtedy, że będziemy przyjeżdżać tam co rok albo co dwa lata, żeby jeść brzoskwinie, spać na stogu siana w stodole czy kąpać się w sadzawce, w której dziadek łowił czasami ryby. Nie dotrzymaliśmy jej niestety, bo już w następnym roku babcia strasznie się pochorowała i nie była w stanie nas przyjąć. Zawsze jednak wracałam wspomnieniami do tego lata, gdy Caiden stał się moim najlepszym przyjacielem. Moim księżycem.
CZYTASZ
Drown in fire
ChickLitNajbardziej kusi to, czego nie można mieć. Nowe życie, nowe imię, nowe miasto, a to wszystko, żeby uciec od czegoś, od czego nie można uciec. Przeznaczenia. Leah Reid pracuje w barze w pięknej nadmorskiej miejscowości, ma dwie dobre koleżanki, wsp...