5. Mała imprezka jednak zabija

682 50 6
                                    

Griffin

           - Co? – zapytałem zmieszany.

           - Powiedz mi, że to przez te piwa widzę auto mojego ojca na końcu ulicy – odparła spanikowana, podnosząc się na równe nogi.

           Szybko skierowałem spojrzenie w stronę, w którą patrzyła. Na końcu ulicy rzeczywiście jechało auto, które powoli się do nas zbliżało.

           - Dalej mam być szczerzy?

           - Griffin! – ponagliła mnie.

           - Jeśli twój ojciec jeździ białą E klasą to tak, właśnie się tu zbliża. – Przełknąłem ślinę, nie bardzo wiedząc co robić. – A oboje dobrze wiemy, że nią jeździ, bo parkuje na miejscu wyznaczonym specjalnie dla dyrekcji, więc...

           - Więc mamy przesrane – dokończyła za mnie, podczas gdy podnosiłem się do pozycji stojącej w pośpiechu. – Co teraz?!

           Jordan patrzyła na mnie, jak na ostatnią deskę ratunku i można było powiedzieć, że w tej sytuacji rzeczywiście nią byłem. Wytężyłem umysł i pierwsze, co przyszło mi do głowy i było w miarę racjonalne, to przeszukanie kieszeni w poszukiwaniu kluczyków.

           - Co ty wyrabiasz? Przecież piłeś! – krzyknęła zdesperowana, łapiąc mnie za nadgarstek, kiedy wyciągałem kluczyki z kieszeni spodni.

           - Cicho bądź i po prostu mi zaufaj – rzuciłem, wyrywając się z jej uścisku, samemu od razu później łapiąc za jej rękę.

           - Po pierwsze, to mnie nie uciszaj, a po drugie... - nie udało jej się dokończyć, bo pociągnąłem ją za sobą, zbiegając ze schodków ganku.

           Kierowałem się instynktem, biegnąc prosto w stronę mojego samochodu. Biały Mercedes Roosevelta Sinclaira dojeżdżał już do bramy, gdy ja i jego córka przepychaliśmy się przez resztę aut na podjeździe. Gdy w końcu znaleźliśmy się przy moim, otworzyłem je nagminnie naciskając przycisk na kluczyku. Bez żadnego zastanowienia otworzyłem tylne drzwi i pośpieszyłem Jordan.

           - Ale...

           - Właź! – powiedziałem nieco ciszej, widząc przez szybę, jak jej ojciec właśnie parkuje tuż przed bramą.

           Wskoczyłem do środka tuż za nią i w ostatnim momencie, gdy dyrektor akurat postanowił przejść przez bramę zwracając się w naszą stronę, przycisnąłem głowę Jordan w dół. W duchu dziękowałem sobie za przyciemniane szyby, ale w tym samym czasie gryzłem się w język żałując, że nie sprawiłem sobie najciemniejszej wersji właśnie dla takich sytuacji, jak ta. Chociaż nie planowałem zabawy w chowanego z dyrektorem i jedną z jego córek na tylnych siedzeniach mojego auta. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.

           - Lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie na przygniatanie mi głowy o podłokietnik, McCarthy – wysyczała, a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że podłokietnik rzeczywiście leżał wyjęty ze schowka, a głowa Jordan leżała pomiędzy nim, a moją dłonią.

           - Wybacz – powiedziałem, próbując bronić się uśmiechem.

           - Wybaczę, jak mnie już puścisz i zabierzesz ten głupawy uśmieszek z twarzy – skwitowała zrezygnowana.

           Mimo zaciśniętych ust, prychnąłem nieco śmiechem patrząc, jaka była bezradna w tej pozycji. Wyglądała komicznie, a nawet przy praktycznie zerowym użyciu przeze mnie siły, nie potrafiła wydostać się z potrzasku przez pozycję, w której się znajdowała.

Reckless TitanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz