Rozdział 1

20 1 4
                                    

Data: 3 października

Czas: chwila po północy

Perspektywa Nicole Anderson

Znalazłam się w końcu w opuszczonych szpitali na obrzeżach miasta. Był to zakład psychiatryczny, który zamknięto w 1902 roku przez problemy finansowe właściciela. Po remoncie miał tu powstać dom spokojnej starości, ale żaden inwestor nie chciał wyłożyć tylu pieniędzy. Budynek można zmienić, ale reputacji i złej sławy tego miejsca się nie pozbędziesz pieniędzmi.

Siadłam w jednym z gabinetów lekarzy. Było mnóstwo kurzu, dwa regały były złamane w pół, a na ścianach było trochę bazgrołów. Ah ci graficiarze! Chociaż nie wiem, czemu przejmuję się wyglądem opuszczonego miejsca. Drewniane krzesło zaskrzypiało, kiedy jednak wstałam. Musiałam gdzieś przenocować, ale nie widziało mi się zostawać w domu. Nie chciałam tam być, mimo że powinnam. Zaczęłam chwiejnym krokiem chodzić w te i we te po pomieszczeniu. Zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Wrócić? Zostać tutaj?

Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu. Ktoś dzwonił. Mocne brzmienie melodii wciąż grało. Trzęsącymi rękami wyciągnęłam komórkę. „Kretynka" — napis wyświetlał się na ekranie, a ja wpatrywałam się w niego jak głupia. Odebrałam i niepewnie przyłożyłam telefon do ucha.

— Hej mamo — wychrypiałam, by po chwili odkaszlnąć.

— Płakałaś? — zapytała od razu, a ja odgryzłam suchą skórkę z ust, co spowodowało drobne krwawienie. Poczułam w ustach charakterystyczny smak. — Pytam się, czy płakałaś — odezwała się.

— Nie — skłamałam. — Czego chcesz? — zapytałam po chwilowej ciszy, jaka nastała.

— Gdzie jesteś? Wyszłam dosłownie na chwilę, a ciebie już nie ma — powiedziała, a ja już wiedziałam po tonie głosu, że próbuje powstrzymać wybuch złości.

— Poszłam na spacer — odparłam.

— No dobrze, ale gdzie? — westchnęła. Mimo że siliła się na spokój, to wiedziałam, że targają nią różne emocje. Wiedziałam też, że jest świadoma mojego kłamstwa, ale po prostu uznała, że nie będzie drążyć tematu. — Powiedz, gdzie jesteś, to po ciebie podjadę — rzuciła.

— Dzięki, sama wrócę — powiedziałam wymijająco. — Potrzebuję jeszcze trochę... ruchu. — W ostatniej chwili powstrzymałam się od powiedzenia, że chcę jeszcze być sama.

— Na pewno? Jest po północy — powiedziała.

— Nie udawaj zatroskanej, dobrze? — mruknęłam niechętnie. — Jak nie będę w stanie iść, to ktoś mnie przenocuje albo wezwę taksówkę...

— Znowu wylądowałaś w jakieś dziurze i przez to nie chcesz mi powiedzieć, gdzie jesteś? — zapytała, ale tym razem nie kryjąc podenerwowania. — Nikuś...

— Nie mów tak do mnie — warknęłam. — I ty dobrze wiesz dlaczego... — dodałam ciszej.

— Dobrze, Nicole... po prostu daj ten jeden raz się podwieźć, co? Nie chcę cię znowu odbierać z komisariatu — stęknęła.

— Niech będzie... — wycedziłam przez zęby, wiedząc, że to bardzo zły pomysł. — Jestem w tym opuszczonym szpitalu na wschodnim obrzeżu miasta — przyznałam opornie. — A ty możesz w ogóle prowadzić? — zapytałam pospiesznie, zanim zaczęła się produkować na temat tego jak bardzo nieodpowiedzialna jestem.

— Oczywiście, że tak! — fuknęła. — Dopiero pół godziny temu wróciłam z tego krótkiego spotkania biznesowego.

— Rzeczywiście, bardzo krótkie spotkanie trwające cztery godziny! — rzuciłam sarkastycznie. — Dziwne, że na nim nie piłaś — wycedziłam.

Przystosowanie ○ Masky x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz