Data: 8 października, sobota
Czas: 9.20
Perspektywa Nicole Anderson
Byłam wykończona tym tygodniem. Codziennie śniły mi się koszmary, w których były powtarzające się rzeczy — las, z którego nie mogę się wydostać, dziwoląg bez twarzy, biała maska i karteczki na drzewach. Jakby tego było mało, miałam istny koszmar na jawie. Nauczyciel historii sztuki nie odpuścił i poszedł jednak do dyrekcji. A to była już prosta droga do skontaktowania się z moją matką. Była tak pochłonięta pracą, że dopiero wizyta u dyrektorki pokazała jej skale moich problemów w szkole. Skala jej zdenerwowania była nie do opisania.
Aktualnie siedzę i porządkuję szafki w łazience, nie chcąc zejść na dół. Obawiałam się spotkania z mamą, która nie chciała mnie zrozumieć. Słowo „egzamin" to jest jedyne, co pamiętam z ostatnich kłótni wypełnionych krzykiem i wrzaskiem. Liczą się dla niej egzaminy. Gdy usłyszałam skrzypnięcie drzwi od swojej łazienki, nawet tam nie spojrzałam. Uderzył mnie mocny zapach perfum mamy, którą zignorowałam. Nadal przeglądałam jakieś kosmetyki do pielęgnacji włosów, które miały odmienić moje życie (nie odmieniły). Większość z nich była przeterminowana i nadająca się jedynie do wyrzucenia.
— Co mam zrobić, abyś przysiadła do tych egzaminów? — westchnęła.
— Nic — odpowiedziałam smętnie. — Po prostu mnie zostaw — dodałam.
— Nie mogę udawać, że tego telefonu nie było — stwierdziła, mając na myśli telefon ze szkoły.
— Ależ możesz — odparłam, w końcu podnosząc głowę i spoglądając na nią. — Tyle czasu nie interesowało cię jak radzę sobie w szkole, więc dlaczego teraz miałoby cię to obchodzić? Zresztą ty i tak dbasz tylko o ten egzamin... po co mam ci się tłumaczyć, skoro to nie jest dla ciebie istotne?
Nie odpowiedziała. Nawet nie zaprzeczyła. Po prostu wpatrywała się we mnie z niezrozumiałą dla mnie mieszanką emocji. Poprawiła swój szary szlafrok, chrząkając.
— To co takiego się dzieje? — zapytała, a ja obdarzyłam ją najpustszym spojrzeniem, jakim mogłam.
— Teraz to pocałuj mnie w dupę — fuknęłam po chwili. — Nie interesowało cię, co się ze mną działo pięć lat temu, to teraz też cię to nie interesuje — stwierdziłam.
— Co mam zrobić, do jasnej cholery, żebyś ze mną współpracowała? — fuknęła.
— Nic — odpowiedziałam. — Oprócz obserwowania jak moje jakiekolwiek uczucia względem ciebie wygaszają. Odprawiam je na taki pogrzeb, wiesz? Chcę, żeby to sprawiło, abyś zrozumiała jak bardzo chujową matką byłaś, jesteś i będziesz — dodałam ostro.
Jej oczy zabłysnęły bólem i cierpieniem, które mnie satysfakcjonowały. Jej warga zadrżała. Spodziewała się chyba wszystkiego innego, tylko nie tego. Nastała nieprzyjemna cisza, dłużąca się niemiłosiernie.
— Coś jeszcze? — powiedziałam.
— N-nie — zająkała się. — Nie... — powtórzyła nieco pewniej.
Wyszła, a ja zostałam sama na swoim wysypisku śmieci. Skończyłam sprzątać łazienkę i wyniosłam ostatnie worki śmieci. Gdy wróciłam do swojej nory, rozejrzałam się, czując przy tym dziwne uczucie w klatce piersiowej. Jedynym śmieciem teraz w tym pokoju byłam ja. Poszłam do łazienki, aby się ogarnąć. Jednakże prysznic z pełną pielęgnacją wcale nie pomógł mi w pozbyciu się uczucia brudu na sobie i obrzydzenia do siebie oraz świata. Wyszłam z łazienki i w garderobie ubrałam się w szare dresy i czarną, obcisłą bluzkę.
CZYTASZ
Przystosowanie ○ Masky x OC
FanficW rezydencji pojawia się ktoś nowy. Problematyczna Nicole znowu się musi do czegoś przystosować i odnaleźć się w nowej roli. Masky ma być jej partnerem w pracy, której jednak nie chce z nią wykonywać. Tłumaczy się, że nie chce być odpowiedzialny za...