33.

11.7K 571 349
                                    

CARTER:

Gdy ojciec nakazał mi zejść do salonu, oznajmiając, że musimy porozmawiać zacząłem się stresować. W końcu takie słowa z jego ust nigdy nie wróżyły nic dobrego. Wręcz przeciwnie, zawsze można było wtedy podsumować moją sytuację życiową dwoma słowami: Miałem przejebane. 

Schodząc po schodach, próbowałem zrobić w myślach przegląd wszystkich rzeczy, które ostatnio odwaliłem, jednak nic poważnego nie przychodziło mi do głowy. Fakt, przewaliłem trochę kasy z jego karty kredytowej, ale szczerze wątpiłem w to, żeby miał do mnie o to problem. Raczej był już do tego przyzwyczajony. 

Gdy zszedłem do salonu ojciec, wraz z matką siedzieli już przy stole. Gdy zasiadłem na wolnym krześle obok nich, oboje na mnie spojrzeli. Wydawali się być dość obojętni. Nie widziałem złości na ich twarzy, przez co odetchnąłem z ulgą. 

- Zbliża się koniec semestru - odezwał się ojciec. Poczułem jak moje serce zaczęło szybciej bić, bo wiedziałem do czego zmierzał. - Sprawdziliśmy twoją sytuacje w szkole i muszę przyznać, że nie wygląda ona najgorzej. Co prawda nie jestem w pełni zadowolony, bo oczekuje od ciebie znacznie więcej, ale i tak jestem zaskoczony, że udało ci się poprawić większość przedmiotów w tak krótkim czasie. 

- Wiemy jak zależy ci na tym konkursie, dlatego postanowiliśmy, że możesz tam jechać. 

Miałem ochotę skakać ze szczęścia. Udało się. 

- Oczywiście nadal uważam, że to głupota i strata czasu - wtrącił ojciec, który oczywiście jak zawsze musiał podkreślać to, że zaplanował dla mnie inną ścieżkę kariery. - Ale wiesz, że ja zawsze dotrzymuje słowa - dodał, na co skinąłem głową.  - To wszystko, możesz odejść. 

- Dziękuję - powiedziałem, a następnie wstałem od stołu. 

Wiedziałem jednak, że to nie im należą się podziękowania. 

Wziąłem telefon, aby ogłosić na czacie grupowym z chłopakami radosną nowinę. Podobnie jak ja byli tym cholernie podekscytowani. Każdemu z nas strasznie na tym zależało. 

Nasze marzenia w końcu się spełnią. Rozwalimy ten konkurs. 

Gdy mój telefon przestał pikać w zawrotnym tempie od nadmiaru wiadomości, chwyciłem kluczyki i skierowałem się do auta. 

Miałem dziś jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia. 

*****

AURELIA:

Siedziałam w salonie w swoim ulubionym różowym dresie z maseczką na twarzy, oglądając nowy sezon Bridgertonów. Wstrzymałam oddech czekając na gorącą scenę między dwójką głównych bohaterów, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. 

Zrezygnowana westchnęłam i niechętnie podniosłam się z łóżka strzepując z siebie okruszki chipsów.

Pomyślałam, że to pewnie rodzice, którzy dosłownie pięć minut temu wyjechali z domu, żeby zawieźć Riley do lekarza. Domyślałam się, że czegoś zapomnieli i musieli zawrócić. To musieli być oni, w końcu nikogo innego się nie spodziewałam. 

Nie przejmując się zupełnie tym, że mój wygląd był dość komiczny, podeszłam do drzwi i od razu je otworzyłam. Zszokowana spojrzałam na Reed'a, który zlustrował mnie wzrokiem i parsknął śmiechem, wyraźnie rozbawiony moim widokiem. 

- W takim wydaniu cię jeszcze nie widziałem - stwierdził, patrząc na moją różową brokatową maseczkę na twarzy. - Wyglądasz uroczo. 

- Co ty tu robisz? - spytałam marszcząc brwi. Domyślałam się, że wyglądam strasznie i nie uśmiechało mi się to, że widzi mnie w takim stanie. 

ULTRAVIOLET - ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz