7 „Zarezerwuj dla mnie całe swoje popołudnie."

381 38 2
                                    

Marcelina

Czerwcowa pogoda totalnie różniła się od majowej. Jeśli majowe dni były jeszcze znośne, ciepłe, ale z pewnym powiewem świeżości, to teraz, w pełni lata, powietrze było wręcz duszące. Gorąco dosłownie emanowało z każdej powierzchni – z asfaltu, chodników, a nawet z wnętrza mojego mieszkania. Każdy krok wydawał się być obciążony dodatkowym ciężarem, a słońce, które paliło nieprzerwanie od rana, sprawiało, że każdy ruch stawał się wysiłkiem.

Zamknęłam oczy, próbując wyobrazić sobie ulgę, jaką przyniosłaby mi burza lub choćby lekki wiaterek. Jednak zamiast tego, czułam, jak gorące powietrze wlewa się do mojego mieszkania, mimo że próbowałam ochłodzić się za pomocą wentylatora. Powieki kleiły mi się od potu, a każdy oddech był gorący i ciężki.

Stanęłam przed lustrem, przeglądając się w swojej letniej sukience. Decyzja o jej wyborze była trudna – zastanawiałam się, czy to wystarczająco przewiewne, czy przypadkiem nie za krótka. Upał, jaki panował na zewnątrz, sprawiał, że każda decyzja wydawała się bardziej skomplikowana. Ostatecznie jednak uznałam, że zwiewna sukienka w białym kolorze będzie najwłaściwsza, zwłaszcza że miała mi zapewnić chociażby minimalny komfort w tym piekielnym upale.

Odetchnęłam głęboko i zerknęłam na godzinę w moim telefonie. Dochodziła dziesiąta, więc za moment miałam wychodzić ze swojego mieszkania, aby spotkać się z Olą.

Szybko wzięłam ulubione perfumy o delikatnym zapachu kwiatów i rozpyliłam je na szyi i nadgarstkach, mając nadzieję, że choć w minimalnym stopniu poprawi to moje samopoczucie. W tym samym momencie na mój telefon przyszło powiadomienie.

Aleksandra Rybak
Czekaj na mnie w mieszkaniu, bo muszę ci coś przekazać. Będę za dwie minuty.

W salonie poczekałam na moją przyjaciółkę, która miała być za moment. Odrobinę słabiło mnie już z głodu, więc nie mogłam się doczekać aż będziemy już w naszym ulubionym miejscu, gdzie w letnie poranki czasami jadamy śniadania.

Słysząc dzwonek do drzwi, podniosłam się z fotela i powędrowałam do przedpokoju, gdzie otwarłam drzwi dziewczynie.

– Przywiozłam jakieś jedzenie od twojej mamy, u której byłam wczoraj. – ogłosiła, idąc prosto do kuchni. Na blacie położyła kilka pudełek. – Karpatka, faworki, rurki z kremem, makowiec i szarlotka.

– Ale na co mi tyle jedzenia?

– Mnie nie pytaj. – uniosła ręce w geście obronnym, a następnie ruszyła w stronę przedpokoju, w którym chwilę temu się znajdowałyśmy. – Chodź, bo po pierwsze jestem głodna, a po drugie musimy porozmawiać.

Wychodząc z mieszkania, natychmiast poczułyśmy, jak gorące powietrze uderza nas w twarz. Słońce paliło bezlitośnie, a każdy krok na rozgrzanym chodniku wydawał się być cięższy niż zwykle. Mimo że próbowałam przygotować się na ten upał, rzeczywistość okazała się znacznie bardziej przytłaczająca.

– Przynajmniej mamy jedzenie na cały tydzień – spróbowałam zażartować, patrząc na Olę, która poprawiała ramiączko swojej bluzki, wyraźnie czując się niekomfortowo w tej temperaturze.

– A ja mam teraz świetną wymówkę, żeby wpadać do ciebie na kawę dwa razy dziennie. – Ola uśmiechnęła się lekko w moją stronę.

Szare łzy || MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz