Prolog

10 0 0
                                    

Wżyciu każdego z nas przychodzi czas na początek czegoś nowego. Dla innych może być to przeprowadzka, nowa praca, zmiana mieszkania, rozwód czy cokolwiek innego, dla mnie nowym początkiem było rozpoczęcie budowania swojej kariery muzycznej.
    Dlatego stoję teraz przed ogromnym oszklonym budynkiem wytwórni muzycznej na jego tyłach, ubrana w czarną bluzę z głębokim kapturem zarzuconym na głowę, masce zakrywającej większą część twarzy i zwykłych jeansach tego samego koloru co całość mojego stroju. Za chwilę podpiszę w niej umowę i zapieczętuję swój, na sam początek, dwuletni kontrakt oraz klauzulę poufności. Do tego czasu nawet nie ma opcji, że wejdę tam bez maski.
    Podchodzę do drzwi i pukam w nie trzy razy, tak jak wcześniej ustaliliśmy z Elianem, właścicielem tego miejsca. Nie często zdarza się, że ktoś wchodzi do takiego budynku, akurat tylnymi drzwiami, ale nie mam innego wyjścia. Skoro chce pozostać anonimowa, nie mogę ryzykować, że ktoś zobaczy jak wchodzę w masce głównym wejściem, przy jednej z bardziej ruchliwych ulic Los Angeles.
    Duże stalowe drzwi skrzypią przez nagły ruch, a ja na ten dźwięk delikatnie się wzdrygam. Targa mną dość duży stres, który rzadko kiedy odczuwam, aż w takim stopniu. Jest to dla mnie ważny moment, którego wspomnienie na pewno zabiorę ze sobą do grobu.
–Dzień dobry, panno Scarlett. Zapraszamy. –wita się ze mną ochroniarz, który przed chwilą otworzył mi drzwi.
    Kiwam do niego jedynie głową na przywitanie, nic nie mówiąc. Wchodzę do środka i czekam, aż mężczyzna, na oko po czterdziestce, zamknie za mną drzwi. Kiedy powłoka się zatrzaskuje i facet zamyka ją na klucz, wskazuje mi dłonią znak, abym podążała za nim, co z resztą robię.
    Po przejściu długiego korytarza z masą innych drzwi, przechodzimy w końcu przez te jedne, prowadzące do dużej, jasnej recepcji. Za szerokim blatem siedzą dwie kobiety, które rozmawiają z wysokim brązowowłosym mężczyzną w granatowym, skrojonym na miarę garniturze, śmiejąc się z tego co powiedział.
–Szefie, panna Scarlett do Pana. –mówi ochroniarz, kiedy podchodzimy do rozmawiających.
    A więc to Elian Roan Blackwood, właściciel jednej z większych wytwórni muzycznych w Los Angeles. Spodziewałam się, że będzie o wiele starszy niż w rzeczywistości jest. Na oko powiedziałabym, że jest przed trzydziestką. A może tak młodo wygląda?
–Oh, jak miło cię widzieć w naszych skromnych progach. Zapraszam, porozmawiamy w moim gabinecie. –oznajmia i rusza przed siebie, nie czekając na moją odpowiedź, za co w duchu mu dziękuję.
    Wyszło by niezręcznie, gdyby oczekiwał na moją odpowiedź i jej w końcu nie dostał. Niestety do momentu podpisania przez firmę klauzuli, nie mogę się nawet odezwać, nie mam pewności czy nie wykorzystają tego przeciwko mnie.
    Wsiadamy do windy i w zupełnej ciszy wjeżdżamy na dwunaste piętro. Droga na nie niezmiernie mi się dłuży. Zaczynam odczuwać coraz większy stres, przez co pocą i trzęsą mi się dłonie, co nie koniecznie mi się podoba. Jestem osobą, która z reguły nigdy jakoś bardzo się nie stresuje. Muszę się ogarnąć, to zwykłe podpisanie umowy.
–Zapraszam za mną. –mówi z lekkim uśmiechem Elian, kiedy drzwi windy się otwierają. –Wytwórnia w której się znajdujesz funkcjonuje od dobrych dwudziestu pięciu lat, najpierw prowadził ją mój ojciec, a później przejąłem stery razem z mo...
    Całkowicie się wyłączam, pogrążona w swoich myślach. Elian jeszcze coś do mnie mówi o artystach w wytwórni, ale ja jedyne o czym mogę teraz myśleć to podpisanie tej cholernej umowy. Chcę mieć już to za sobą, zdecydowanie.
    Młody mężczyzna siada za swoim dębowym biurkiem, co robię również ja po przeciwnej stronie. Wyciąga niebieską teczkę z szuflady, otwiera ją i wykłada papiery na blacie.
–Abyśmy mogli porozmawiać, podpiszę najpierw klauzule, a później omówimy sprawy dotyczące umowy. –odpiera pewnym tonem, a następnie bierze odpowiedni dokument i go podpisuje.
    Biorę głęboki oddech, dłonie mi drżą, ale unoszę je do kaptura, po czym ściągam go z głowy. To już ten moment, kiedy o mojej tożsamości dowie się dużo więcej osób. I jak wcześniej upierałam się, że Scarlett jest moim największym skarbem, który chce bronić przed całym światem, to coś w ostatnim czasie zupełnie zmieniło moje nastawienie.
    Może to za sprawą Killiana? A może tej wariatki, Eve? Nie wiem, ale wiem, że nadszedł już ten moment, żeby brać przyszłość w swoje ręce i zacząć w końcu myśleć o sobie i swoich marzeniach.
    Chwytam za spinki czarnej maski i wysuwam je z włosów. Wypuszczam drżące powietrze ustami, ale ściągam maskę z twarzy, która po chwili ląduje na moich kolanach. Przez chwilę się w nią wpatruję, a następnie przenoszę wzrok na zszokowaną twarz Eliana.
–No niebywałe i pomyśleć, że po koncercie chciałem Scarlett i Asterię w swojej wytwórni, a mam obie w jednej postaci. –stwierdza z lekkim uśmiechem, na co prycham pod nosem.
–Asteria, miło mi. –ignoruję jego komentarz, wstaję, odkładając maskę na biurko i wyciągam dłoń w jego kierunku.
    Uśmiech nie schodzi mu z twarzy, kiedy również wstaje i podaje mi rękę, delikatnie nią potrząsając. Emanuje od niego pozytywna energia, przez co na mojej twarzy również pojawia się lekki uśmiech. Poza tym brunet jest dość przystojny i miło się go słucha, kiedy omawiamy punkt po punkcie naszą umowę.

The Symphony of Thruts (#2 SECRETS AND TRUTHS)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz