VI. Jak uschnięta paproć stała się diamentem.

143 9 11
                                    

Heja, miłego czytania Wam życzę.

W tym rozdziale poznacie bardziej bohaterów.

~*~

Danielle opuściła autobus, kierując się w dobrze znane jej miejsce. Przed budynkiem ujrzała już paru gości, jednak kasyno, z tego, co mówiła Cerny, otwierało się oficjalnie o 21:30.

Przeszła przez jezdnię, po raz kolejny odczuwając ten dziwny dyskomfort. Znowu miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Ciarki pojawiły się na jej ciele, a lekki pot oblał jej czoło. Zacisnęła mocniej dłonie na torebce i przyspieszyła kroku. Może w tłumie poczuje się bezpieczniej? Ludzie przecież nie zdejmowali swoich masek, gdy otaczała ich masa innych osób. Zdejmowali ją zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Nigdy nie wiesz czy sąsiad, z którym mieszkasz na jednej ulicy od dziesięciu lat, nie obserwuje cię każdego dnia lub czy, jadąc pociągiem osoba z naprzeciwka to ta, która zada ci najbardziej bolesny cios. Życie to seria paskudnych kłamstw, którymi karmimy się nawzajem. Obłudy, która wycieka z nas niczym paskudny wirus czy też fałszywości, którą skrywamy pod warstwą słodkiej uprzejmości. W przypadku Danielle Verdaz trzeba dodać jeszcze jeden punkt. Ból. Tępy i paskudnie gorzki.

Tym razem ochroniarze, pilnujący wejścia budynku, wpuścili ją bez problemu. Zeszła po schodkach w dół, słysząc kilka stłumionych głosów, które rozbrzmiewały w tej przerażającej ciszy. To miejsce było kolebką zepsucia, wstrętu i krętactwa. Zapach tytoniu zmieszał się tu z obrzydliwie drogimi perfumami, które mimo swojej jakości, odrzucały.

Znalazła się w ogromnym pomieszczeniu, które było główną salą kasyna. Stanowiska do różnych gier, miejsca dla klientów oraz bar. Wielki dębowy, ciągnący się do połowy sąsiedniej ściany, ze szklanymi półkami, na których ustawiono butelki alkoholu.

Wzięła głęboki wdech i ruszyła w jego kierunku. Ujrzała kilka kobiet, które na jej widok zamilkły. Speszyła się lekko, gdy te obrzuciły ją oceniającym wyglądem. Super pomyślała. Stanęła przy ladzie i uniosła delikatnie kąciki ust.

- Cześć, jestem... - usłyszała stukot szpilek, roznoszący się echem po korytarzu.

- Verdaz – zerknęła w stronę rudowłosej kobiety. Margot? Nie była pewna czy dobrze zapamiętała jej imię. – Tym razem na czas – Ridley spojrzała na ekran telefonu. – Rusz się.

- Jestem Danielle – zwróciła się uprzejmie do barmanek. Odbiła się od lady i ruszyła śladem Margot. – Czy nie powinnam najpierw porozmawiać z panem Riazem? – Rudowłosa strzeliła w nią beznamiętnym spojrzeniem przez ramię. – Mówił, że mam się u niego stawić.

- Jest zajęty. – Poczuła lekki zawód. – To ja cię wprowadzę. Nie wiem, dlaczego pan Ria zmienił zdanie, ale nie będę tego drążyć. – Danielle rozchyliła lekko drżące wargi, jednak nie pokusiła się już o żaden komentarz.

Rozejrzała się na boki, lekko się wzdrygając. Było tu ciemno, a chłodny odcień ścian powodował na jej ciele jeszcze większe dreszcze. Mnóstwo par drzwi z czytnikami i jeszcze więcej zakrętów. Była pewna, że gdyby szła tędy sama, dawno zdążyłaby się już zgubić.

Przystanęła gwałtownie, prawie wpadając na plecy Margot. Kobieta wydała z siebie męczeńskie westchnienie, przewróciła oczami i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Przyłożyła kartę do drzwi, która odblokowała zamek. Ostre światło rozbłysnęło w przestronnym pomieszczeniu. W oczy Danielle od razu rzuciło się kilka metalowych szafek oraz drewnianych półek.

- Tu jest twoja szafka. – Margot wskazała drzwiczki z numerem pięć. – A to twój kluczy. Jeśli go zgubisz, płacisz – przytaknęła. – W środku jest twój strój – ponownie przytaknęła. – Przebierz się. Masz na to dziesięć minut, potem widzę cię za barem.

Ruthless | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz