Rozdział I

383 21 0
                                    

Harry pochylał się nad biurkiem, starając się nadać sens słowom, które czytał kilkanaście razy w ciągu ostatniej godziny. Od czasu do czasu podnosił kubek z herbatą, tylko po to, by odstawić go znowu z niezadowoleniem, kiedy zimny, gorzki napój dotykał jego ust. Wiedział, że potrzebował przerwy i powinien zaparzyć kolejny dzbanek, ale jakaś potworna siła zmuszała go, by nie podnosił się z krzesła, dopóki leżąca przed nim strona nie nabierze więcej sensu.

Przewrócił stronę i zaklął; był coraz bliższy sięgnięcia po Ognistą Whisky zamiast herbatę.

Na zewnątrz wiało, a umysł Harry'ego zalewał ciągły, niski pomruk, który co jakiś czas wzmagał się i przeradzał w wycie, które unosiło mu włoski na karku, chociaż nie wiedział czemu. Dom w Dolinie Godryka był bezpieczny. Lepiej późno niż wcale może i nie znaczyło dużo, ale w tej chwili dawało chociaż jakąś pociechę.

Harry podniósł pióro i podkreślił fragment, rysując niechlujny znak zapytania na marginesie. Hermiona była przerażona, gdy zobaczył sposób, w jaki sposób obchodził się z książkami, ale dla Harry'ego były tylko narzędziami, a nie relikwiami, które należało czcić. Nie obchodziło go, co się z nimi dzieje, póki były dla niego użyteczne.

Nie żeby ostatnio nabyte księgi jakoś szczególnie mu się przydały, ale to w sumie nie ich wina. Po trzech miesiącach spędzonych w zamknięciu zdał sobie sprawę z braków w swojej edukacji, jeśli chodziło o Czarną Magię. Możliwe, że winę za to ponosił on sam, a nie Hogwart, jak chciałby myśleć. Zapewne Hermiona byłaby w stanie zrozumieć cały ten bełkot o geomancji.
— Rok — przypomniał sobie. Rok próby ogarnięcia tego samemu, nim wróci do szkoły bądź na poszukiwanie ekspertów. Dał sobie rok w samotności, nawet jeśli miała to być dość nędzna nagroda dla bohatera czarodziejskiego świata za dwukrotne uwolnienie go od Voldemorta.

Odkrycie skupienia mocy pod domem, w którym zginęli jego rodzice, było szczęśliwym przypadkiem, a Harry jak zwykle zmienił łut szczęścia w cel. Przypominał to sobie ilekroć późną nocą, zdecydowanie zbyt często, sięgał po butelkę z Ognistą Whisky. Przypominał sobie, że ma cel i to całkiem dobry.

Gdyby tylko udało mu się to rozwikłać, znaleźć tę właściwą drogę w krętym labiryncie możliwości, które zdawały się na wyciągnięcie ręki, odkąd powrócił do domu rodziców.

Podniósł filiżankę po czym odstawił ją z pomrukiem niezadowolenia.

— Wielki Harry Potterze, potrafiłeś ocalić świat, ale nie jesteś w stanie zrozumieć kilku słów?

Po chwili zaczął zastanawiać się, czy w ogóle tego dokonał.

* * *

— Szkoda, że odchodzisz — powiedział Kingsley Shacklebolt. — Jesteś cholernie dobrym aurorem. — Harry starał nie wzdrygnąć się na te słowa. — No cóż, dzięki tobie najgorsza robota i tak już za nami — dodał. — Nie mam ci za złe, że nie chcesz sprzątać brudów.

Harry zacisnął zęby, żeby ostro nie zaprzeczyć, ale ostatecznie i tak nie miało większego znaczenia, co myśleli ludzie.

— Co zamierzasz teraz robić? — zapytała Hermiona, zmartwiona, ponieważ znała go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że był nieszczęśliwy.

— Coś niezwiązanego z zabijaniem ludzi — powiedział, nie zamierzając dłużej się tłumaczyć.

* * *

Piosenka skończyła się, wyrywając Harry'ego z zamyślenia. Cieszył się, ilekroć coś rozpraszało go na tyle, by choć przez chwilę zapomniał o własnej nieudolności.

Wstał, po czym puścił starą płytę od nowa. Jedną z niewielu rzeczy, które uchowały się w tym zniszczonym domu, była nieduża, ciężka walizka z winylami, którą znalazł pod schodami. Nie był pewien, które z jego rodziców było wielbicielem śpiewów gregoriańskich, a fakt, że nigdy już się tego nie dowie sprawiało, że narastała w nim złość i dystans od świata.

Hollow | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz