Rozdział VI

183 12 0
                                    

Praca zajęła im cały poranek z przerwą na kanapki w porze lunchu. Dopiero wówczas, za niemą zgodą, wybrali się na spacer po okolicy.

— Możliwe, że nigdy nie uda nam się znaleźć zaklęcia — przypomniał mu Snape. — Zostało zakazane, a księgi, w których je zapisano, zniszczone.

— Cóż, takie zaklęcia lubią pojawiać się w prywatnych zapiskach.

Snape mruknął.

— Coś w tym jest.

— Nie jestem jeszcze gotowy, by się poddać — dodał Harry.

— Cóż za niespodzianka. — Wchodząc na wzgórze, wiatr tylko utrudniał im drogę, wiejąc w oczy. Snape rozejrzał się po szarym, niemalże idyllicznym krajobrazie. — Co planujesz, gdy już znajdziesz zaklęcie? A jeśli na myśl przyszło ci nie wiem, pamiętaj, że to doskonałe miejsce, by zostawić ciało dla padlinożernych ptaków.

Harry uśmiechnął się.

— Po prostu chcę to zrozumieć. Mówiłeś, że nie znasz wszystkich konsekwencji. A ja chciałbym je poznać. Chcę wiedzieć, ile noszę w sobie magii moich rodziców i Voldemorta. Czy jakaś jej część pochodzi z linii geomantycznych... Chcę po prostu zrozumieć, co nam zrobiono.

Nie kwestionując słów młodszego czarodzieja, Snape powiedział tylko:

— Co by to nie było, twoi rodzice się na to zgodzili.

Harry mruknął, a jego uszkodzona stopa omsknęła się na kamieniu i Snape w odpowiednim momencie złapał jego łokieć w silny uścisk, przytrzymując go chwilę, nim ten złapał równowagę.

— Wiem. Mimo to... wciąż nie wiemy wszystkiego. Nagle okazało się, że mam w sobie kolejną obcą moc. Chodzi mi o to, że co jeśli przez to zaklęcie, jestem jakoś połączony z tymi liniami geomantycznymi? Co jeśli to znaczy, że ktoś może wywierać na mnie wpływ lub kontrolować mnie, rzucając na nie zaklęcia? Albo jakieś inne linie geomantyczne, skoro wszystkie są połączone?

— Hmm, nie spodziewałem się po tobie takiej dociekliwości.

— Nie musisz mnie obrażać — droczył się Harry. — To nie tak, że tkwiłem w tym domu, bo jestem aspołeczny. Chroniłem go. Właściwie to miałem wrażenie, że coś łączy mnie ze studnią, nie chodziło nawet o sam dom. Z liniami geomentycznymi, chociaż początkowo nie wiedziałem, czym są. Przyciągała mnie. — Odwrócił się, wskazując głową studnię. Z tej odległości dom wydawał się mały i całkiem schludny. — Kiedy próbuję po to sięgnąć... przerasta mnie. Nie potrafię wprost pojąć tego typu mocy.

— Magia żywiołów jest... no cóż, żywiołem. Sama w sobie jest potężna i trudna do kontrolowania. Dlatego większość kierujących się rozsądkiem czarodziejów, po prostu zostawia ją w spokoju.

— Ale Dumbledore tego nie zrobił — odparł Harry. — Chcę wiedzieć, co to dla mnie oznacza. Jakie niesie za sobą konsekwencje.

— Naprawdę chcesz poznać odpowiedź? Nawet jeśli okaże się, że ocalałeś kosztem twoich rodziców?

Harry milczał, kiedy wznowili wędrówkę. Wiedział, że nie musi odpowiadać. Zaczął zastanawiać się, co sprawiło, że myślał, iż Snape nagle go tak dobrze rozumie.

Po powrocie do posiadłości napili się filiżanki herbaty, po czym wzięli prysznic. Razem; za niemą zgodą.

Kiedy zeszli na parter, na werandzie przed kuchennym oknem czekała sowa. Snape przeszedł obok niej obojętnie i wszedł do gabinetu. Harry przystanął, by zapłacić sowie, odebrał list i poszedł za Snape'em, wyjmując list z koperty, by jak najszybciej poznać jego treść.

Hollow | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz