Rozdział 16

45 2 1
                                    


Rozdział 16

*Shaden*

Patrzyłem na śpiące ciało Evelyn, jej skóra była delikatnie posiniaczona, ale wciąż piękna, niemal eteryczna. Ślady moich rąk na jej twarzy były niczym ciemne plamy na płótnie, które wcześniej było nieskazitelnie czyste. A jednak... jak inaczej mogłem jej wytłumaczyć, że ma nie wtrącać nosa w nie swoje sprawy?

Boże, jak ja uwielbiałem tę kobietę. Była idealna, piękna... moja. Od pierwszego momentu, kiedy nasze oczy się spotkały, wiedziałem, że jest tą jedyną. Jej oczy miały w sobie coś, co przyciągało mnie z siłą, jakiej nigdy wcześniej nie czułem. Jej uśmiech, lekki i nieśmiały, potrafił przebić się przez mrok, który nosiłem w sobie od dziecka.

Tak, była doskonała... w każdym calu stworzona dla mnie. Czasem myślałem, że Bóg zesłał mi ją, bym mógł poczuć coś prawdziwego, coś więcej niż tylko gniew i nienawiść. Gdyby tylko była bardziej posłuszna..., gdyby tylko rozumiała, jak wiele dla mnie znaczy, gdyby nie próbowała zagłębiać się w moją przeszłość, moglibyśmy być szczęśliwi. Moglibyśmy stworzyć coś pięknego.

Ale ona nie potrafiła zrozumieć. Była zbyt ciekawska, zbyt uparta. Zawsze musiała znać odpowiedzi, zawsze musiała zadawać pytania. Tak jak dziś, kiedy znalazła ten pamiętnik... Mój Boże, gdyby wiedziała, jak bardzo bolało mnie, że musiałem podnieść na nią rękę... Jak bardzo cierpiałem, widząc łzy spływające po jej policzkach. Ale nie miałem wyboru. Musiała nauczyć się, że są rzeczy, które należą tylko do mnie, rzeczy, których nie wolno jej dotykać, nigdy.

Evelyn zawsze miała w sobie coś, co budziło we mnie tę mieszankę wściekłości i pożądania. Te same oczy, które wcześniej były źródłem pocieszenia, teraz były przeszkodą. Próbowała zaglądać tam, gdzie nie powinna, wyciągać na światło to, co powinno zostać zakopane w ciemności. Czy nie rozumiała, że to wszystko robiłem dla nas? Że kocham ją bardziej niż cokolwiek innego?

Zacząłem mówić do niej, mimo że spała, czy też była nieprzytomna, nie miałem pewności.

- Evelyn... kochanie... nie chciałem cię zranić. Wiesz o tym, prawda? To ty zmusiłaś mnie do tego. Gdybyś tylko słuchała, gdybyś tylko nie grzebała w moich sprawach... nie musiałbym tego robić. Ale ty... ty jesteś tak piekielnie uparta, tak diabelsko ciekawska... I może właśnie dlatego tak bardzo cię kocham. Boże, jak ja cię uwielbiam... Jesteś taka idealna... taka moja.

Poczułem, jak moje serce przyspiesza, gdy patrzyłem na nią, leżącą wciąż bez ruchu. Nie mogłem znieść myśli, że mogłaby odejść, że mogłaby zniknąć z mojego życia. Przysięgam, zrobiłbym wszystko, żeby ją zatrzymać przy sobie. Zrobiłbym wszystko, żeby mnie kochała tak, jak ja kocham ją. Nawet jeśli oznaczałoby to, że muszę ją nauczyć, zmusić, przekonać. Ona musi zostać. Musi być moja, na zawsze.

- Nie pozwolę ci odejść, Evelyn, - szepnąłem, pochylając się nad nią. - Nigdy. Jesteś wszystkim, co mam... i nigdy nie pozwolę ci zniknąć. Rozumiesz?

Moje dłonie zaczęły delikatnie gładzić jej włosy, wciąż była cicha, nieruchoma. Czułem, jak moja miłość do niej pulsuje we mnie jak gniew, nieokiełznana, niezmierna.

-Zrozumiesz to, kochanie. Kiedyś zrozumiesz, że wszystko, co robię, robię z miłości do ciebie.

Spojrzałem na nią po raz ostatni, zanim odwróciłem się i wyszedłem z pokoju. Musiała odpocząć. Musiała zrozumieć. Ale wiedziałem, że nie będę długo czekał. Evelyn była moja... Na zawsze.

Zostawiłem ją na górze, leżącą w moim łóżku, jak anioł śpiący po burzy. Musiała odpocząć, musiała przemyśleć, co się stało. Wiedziałem, że wszystko zrozumie, kiedy tylko ochłonie. Zawsze znajdowała w sobie siłę, by dostrzec to, co próbuję jej przekazać. Była inna niż wszystkie.

Roses of fear ( SKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz