Rozdział 29

37 0 2
                                    


Rozdział 29

Kilka dni później...

Shaden w końcu wszedł do pokoju, a jego obecność była niemal jak zimny powiew wiatru w letni dzień. Mimo że zawsze czekałam na ten moment z niecierpliwością, teraz jego przybycie nie budziło we mnie radości. Uczucie ulgi, które kiedyś mi towarzyszyło, zniknęło. Teraz czułam, że nie należałam do niego, ani że on nie należał do mnie.

Shaden przyszedł z tacą pełną jedzenia. Jego kroki były ciche i precyzyjne, a jego ruchy spokojne i przemyślane. Położył tacę na stole obok łóżka, a potem usiadł na brzegu materaca, delikatnie dotykając moich włosów.

Zamknęłam oczy na chwilę, starając się zignorować ten dotyk, który niegdyś wydawał się miły, ale teraz budził jedynie niechęć. Czułam, jak jego palce przesuwają się po moich włosach, ale nie potrafiłam znaleźć w sobie siły, by odsunąć się od niego. Mój wzrok był jednak nieustannie zwrócony na nóż, który leżał obok na tacy. Jego metal błyszczał w słabym świetle lampy, a ostrze zdawało się czekać na swój moment.

Shaden usiadł obok mnie, jego obecność była przytłaczająca. Jego bliskość, która wcześniej dawała mi poczucie bezpieczeństwa, teraz wydawała się być nie do zniesienia. Spojrzałam na niego, próbując odczytać jego intencje. Jego oczy, które niegdyś patrzyły na mnie z czułością, teraz były zimne i obojętne. Czułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, a niepokój rósł, w miarę jak jego palce wciąż delikatnie przesuwały się po moich włosach.

- Evelyn - zaczął Shaden, a jego głos był miękki - Już nie jesteś moją różą. Za bardzo mnie zraniłaś.

Jego słowa były jak wyrok, który przeorał moje serce. Czułam, jak coś we mnie pęka, jak złość i ból łączą się w jedną, przerażającą siłę. Patrzyłam na jego twarz, próbując zrozumieć, jak osoba, która kiedyś była dla mnie całym światem, mogła stać się kimś, kto mnie rani. Czułam się zdradzona i oszukana, a każdy jego ruch, każde słowo tylko potęgowało ból.

Pamiętałam chwile, kiedy patrzyłam na niego z podziwem, kiedy każdy jego gest wydawał się być pełen miłości. Teraz, siedząc obok niego, nie czułam nic poza chłodem i beznadzieją. Czułam się, jakby cała nasza relacja, która kiedyś była pełna pasji i obietnic, stała się tylko pustą skorupą, która nie miała już żadnego znaczenia.

Wtedy coś we mnie pękło. To, co wydawało się być niewielką szczeliną w moim sercu, nagle przekształciło się w przepaść. Złość i bezsilność, które wzbierały we mnie od dłuższego czasu, teraz wybuchły w pełnej krasie. Czułam, jak gorąco wypełnia moje ciało, a każda myśl o zdradzie i bólu stawała się bardziej intensywna.

Złapałam nóż, który leżał obok mnie, a w moim wnętrzu wybuchł pożar.

Krzyknęłam z całej siły, a mój głos przeszył przestrzeń jak grom. Wbiłam ostrze w jego gardło z impetem, który przekroczył granice mojego gniewu.

Shaden próbował złapać oddech, jego oczy były pełne przerażenia i niedowierzania. Jego ręce próbowały złapać nóż, ale nie miały już siły. Czułam, jak jego ciało staje się coraz bardziej ciężkie, a krew wciąż wypływa z jego gardła.

Kiedy opadł na podłogę, moje ręce były już pokryte krwią. Z początku czułam coś w rodzaju ulgi, ale szybko zostałam pochłonięta przez poczucie przerażenia. Złość, która wcześniej mnie ogarniała, ustąpiła miejsca zimnej pustce. Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej, a myśli kłębiły się w mojej głowie, nie mogąc znaleźć sensu w tym, co się wydarzyło.

Oparłam się o zagłówek, próbując złapać oddech. Mój oddech był nierówny, a każda sekunda zdawała się trwać wieczność. Moje dłonie wciąż drżały, a krew na moich rękach była jak zimne przypomnienie o tym, co zrobiłam. Z zamkniętymi oczami próbowałam się uspokoić, ale obraz Shadena, leżącego na podłodze, wciąż tkwił w mojej pamięci.

Moje myśli były chaotyczne, a serce biło jak szalone, kiedy nagle usłyszałam cichy, drżący głos za swoimi plecami. Głos tej kobiety, którą widziałam nie tak dawno na korytarzu. To dla niej Shaden mnie zostawił. To ona miała zająć moje miejsce. Moje usta wykrzywiły się w sardonicznym uśmiechu, kiedy powoli podniosłam się z łóżka, zbyt spokojna, zbyt opanowana, chaos w mojej głowie wreszcie zyskał nową równowagę.

Odwróciłam się w stronę kobiety, przekrzywiając głowę w bok. Jej twarz była pobladła, oczy szeroko otwarte ze strachu. Widziałam, jak jej ręce drżą, jak jej oddech przyspiesza, gdy jej wzrok skupił się na mojej krwawej dłoni trzymającej nóż. Kąciki moich ust uniosły się jeszcze bardziej, niemal szaleńczo.

- Uciekaj - wyszeptałam, głos miękki, niemal pieszczotliwy, ale wypełniony mroczną obietnicą. - Uciekaj, bo od tego zależy twoje życie.

Dziewczyna nie potrzebowała kolejnej zachęty. W jej oczach widziałam czyste przerażenie, niemal paraliżujący strach, ale jej ciało zareagowało instynktownie. Z całej siły rzuciła się do biegu, odwracając się i pędząc w stronę korytarza, jakby jej życie naprawdę zależało od tego, jak szybko uda jej się uciec.

Zaśmiałam się głośno, śmiechem, który odbił się echem od ścian. Rozbrzmiewał w całym domu, jak melodia z koszmaru. Zaczęłam odliczać, powoli, z naciskiem na każde słowo.

- Jeden... dwa...

Nagle krzyknęłam z całą mocą, przerywając odliczanie:

- Za późno!

Rzuciłam się za nią, moje kroki były szybkie. Jej oddech był nierówny, desperacki, a kroki niespokojne, kiedy próbowała uciec w dół schodów. Jednak ja byłam tuż za nią. Gdy zbliżyła się do krawędzi schodów, moje ręce wyciągnęły się, a palce zacisnęły na jej ramieniu. Popchnęłam ją z premedytacją, z siłą, której nawet ja się nie spodziewałam.

Patrzyłam, jak jej ciało traci równowagę i spada na sam dół schodów. Upadała powoli, w zwolnionym tempie, uderzając o kolejne stopnie, aż w końcu zatrzymała się na podłodze z głuchym dźwiękiem. Moje serce na chwilę się zatrzymało, ale szybko poczułam, że to jeszcze nie koniec. To nie było wystarczające.

Z gracją motyla zeszłam po schodach, każdy krok był lekki, prawie taneczny. Kiedy dotarłam na dół, stanęłam przed nią, spoglądając na jej ledwo przytomną twarz. Oczy miała półprzymknięte, usta drżały, jakby próbowała coś powiedzieć, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Pochyliłam się nad nią, a moje spojrzenie było pełne fascynacji, jakbym patrzyła na wyjątkowe dzieło sztuki.

Podniosłam wysoko nóż, trzymając go pewnie w dłoni. Zaczęłam cicho nucić melodię, która wypełniła przestrzeń wokół mnie, jak mroczny szept wiatru:

- Он идет... Он приближается...

Zanim jej umysł zdążył zarejestrować znaczenie tych słów, wbiłam nóż w jej serce.


"On idzie... On się zbliża..."

Roses of fear ( SKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz