Rozdział 4

5 0 0
                                    


Był równo o dziewiętnastej pod blokiem Vanessy. Nie mógł znieść myśli, że podczas kolacji będą musieli porozmawiać o tym, co się stało. Gdy zobaczył dziewczynę wychodzącą z klatki, był zdziwiony, że tak łatwo poszło wyciągnięcie jej z domu. Nastawiał się na wynoszenie jej na rękach, na szarpanie się a tu poszło naprawdę łatwo.

ー Cześć ー wydawała się niewzruszona.

ー Hej, jakim cudem udało ci się tak po prostu wyjść z mieszkania. Cieszę się, że ci się udało, ale trochę mnie to zastanawia. ー Vanessa tak się popatrzyła, że pożałował, że w ogóle o to zapytał.

ー Jest ciężko, ale tyle razy próbowałam wyjść z domu i nigdy się nie udawało, ponieważ w ostatniej chwili rezygnowałam. Jednak wiedziałam, że jak zostaniemy u mnie, to znów skończy się tak jak wcześniej. ー Poczuł ulgę, że nie tylko on się tym martwił. ー Nie zrozum mnie źle, bo nie żałuję tego, co stało się rano, ale nie powinno się powtórzyć. Obydwoje powinniśmy pójść do przodu, a wiem, że relacja z tobą będzie mi przypominać o Penny. A teraz mów gdzie mnie zabierasz.

ー Pojedziemy do restauracji mojej mamy. Dawno jej nie widziałem, więc przy okazji się przywitam. ー Vanessa wyglądała na spokojną jak na okoliczności sytuacji.

***

Usiedli przy stoliku, a kelner przyniósł im karty dań. Chwilę po tym przyszła niska kobieta. Porsche jednak jej nie zauważył, ponieważ czytał menu. Gdy jednak podniósł wzrok, ich spojrzenia się spotkały. Od razu podniósł się z miejsca, aby przytulić rodzicielkę.

ー Witaj, Mamo ー kobieta była tak ucieszona tym, że widzi syna, że kilka łez pociekło po jej policzkach.

ー Porsche, kochanie nie mówiłeś, że przyjdziesz. ー No ciężko byłoby jej powiedzieć, gdy dzwonią do siebie tylko w święta. Porsche także nie przyjeżdżał na święta do Tajlandii.

ーTak jakoś wyszło. ─ Nie miał siły opowiadać mamie, że w ogóle nie chciał się z nią spotykać.

Gdy wzrok kobiety zwrócił się ku Vanessie, Porsche wiedział, co się święci. Mama zacznie wypytywać, a chciał spokojnie spędzić wieczór, powiedzieć Vans o tym, co usłyszał od Kinna.

─ Mamo pogadamy później, teraz chciałbym coś zjeść z Vanessą i porozmawiać o pracy. ─ Mina kobiedy mówiła wszystko, że później się nie wywinie od odpowiedzi, jednak wiedział, że później nie nadejdzie.

***

─ No i on mi mówi, żebym pamiętał, że jestem tylko jego. Zatkało mnie, bo nie wiedziałem, o co mu chodzi, ja go nawet nie lubię. Co powinienem zrobić? Porozmawiać z nim, a może go unikać?

─ Myślę, że powinieneś zacząć od wzięcia głębokiego oddechu. Skoro powiedział, że jesteś tylko jego to, trzeba by było, wzbudzić jego zazdrość wtedy jego uczucia wyjdą na jaw i nawet mam plan jak to zrobić. ─ Już się bał jaki plan wymyśliła ta niesforna istota. Cieszył się, że podzielała jego zdanie, względem tego, co było między nimi. Uznali, że najlepiej będzie pozostać przyjaciółmi. ─ Przyjdę jutro, żeby cię zabrać na lunch. Będę się do ciebie kleić, jakby coś między nami było. Jeśli Kinn później zapyta co, jest między nami, powiesz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi zgodnie z prawdą. Później będziemy myśleć co dalej.

Przywołał kelnera i poprosił o rachunek. Mógł po prostu wyjść, ale nie chciał być traktowany inaczej niż inni. Gdy wsiedli do samochodu zapadła cisza. Każde było zajęte własnymi myślami.

***

Następnego ranka Porsche miał tak ściśnięty żołądek ze stresu, że nie mógł przełknąć śniadania. Więc z pustym brzuchem pojechał do pracy. Jednak jadąc na posterunek, stres powoli zaczął opadać, więc wstąpił do kawiarni po pączka.

Pracował, aż poczuł głód, wziął pierwszy gryz pączka, ale już czuł, że coś jest nie tak. Nadzienie było, gumowe a miał być to krem malinowy, ale nie czuł słodkich owoców a metaliczny posmak krwi. I właśnie wtedy go naciągnęło. Poczuł ścięgno i zwymiotował. Zwymiotowany kawałek pączka miał w sobie kawałki mięsa. Surowe mięso pokryte krwią. Wyciągnął woreczek i do niego schował trochę mięsa wyjętego z pączka pęsetą. Posprzątał to, co zostało na podłodze.

─ Słońce czy mogłabyś wysłać to do badań. Powiedz, że chcemy zidentyfikować rodzaj mięsa. ─ Bał się, że jego obawy się ziszczą.

Obrócił się, ale wpadł na twardy tors, jak się okazało Kinna. Był jednak zdziwiony, tym jak często wpadał na niego. Znów poczuł zapach jego perfum. Ten sam który nie dawał mu spać w nocy.

ー Co się stało? Co dawałeś Cherry? Znalazłeś coś? ー Słowa z ust mężczyzny wypadały niczym armaty próbujące trafić w przeciwnika.

ー Oddychaj. Pogadamy w twoim gabinecie. ー Jednak gdy mieli iść w stronę pomieszczenia, duże szklane drzwi stanęły otworem, a w ich progu stanęła uśmiechnięta od ucha do ucha Vanessa.

Już wiedział, że nie dane mu będzie, porozmawiać z Kinnem. Dziewczyna do niego podeszła i mocno przytuliła. Ten uścisk trwał dłużej, niż powinien, więc delikatnie ją oderwał od siebie.

ー Zabieram cię na lunch. ー Chciał jej powiedzieć, że nie da rady przez to, co się stało chwilę wcześniej, ale musiał się trzymać planu. Vans złapała go za rękę, ciągnąc ku wyjściu.

ー Kinn, porozmawiamy potem. ー Posłał mu szelmowski uśmiech i wyszedł za dziewczyną.

KinnPorsche/ Ostatni śladOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz