Obudziły mnie promienie słońca lekko opadające na moją twarz. Usiadłam na łóżku z uśmiechem na twarzy i zaczęłam się przęciągać...
A teraz tak na poważnie. Słońe wali mi po oczach co nie jest zbyt przyjemne.
Włożyłam głowę pod poduszkę z zamiarem pójścia dalej spać. Niestety.. nie dzisiaj. Ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. To pewnie Ari. Tak myśle.. bo raczej złodziej nie pukałby, żeby zapytać czy może mi rąbnąć telewizor nie?- Wstawaj śpiochu! - tak to napewno Ari. Bo kto inny krzyczałby mi do ucha, tak jakbym była głucha?
- Która jest godzina? - spytałam zaspanym głosem nie ruszając się nawet na milimetr.
- 8:40 - odpowiedziała.
Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy.
- Ktoś Ci umarł? - spytałam.
- Nie
- Dom się pali?
- Nie
- Lekarze wykryli u Ciebie w końcu chorobę psychiczną i zabierają Cię do szpitala?
- Nie
- Szkoda - mruknęłam. -W takim razie powiec mi proszę - zaczęłam spokojnie i powoli - co do cholery robisz w moim pokoju o tej godzinie i dlaczego mnie budzisz?! - to powiedziałam trochę głośniej i szybciej.
-Ohh.. dobra już ide. - powiedziała zrezygnowanym głosem moja przyjaciółka.
-Dzięki Ci Boże! - uniosłam ręce do góry i spojrzałam na sufit.
-Przecież ty nie wierzysz w Boga - Ari zatrzymała się w drzwiach i powiedziała.
-Weź wyjdź.. - spojrzałam na nią wzrokiem jakbym chciała ją zabić. Ona tylko wywróciła oczami i wyszła. Nareszcie..Położyłam się spowrotem i leżałam.
~5 min. później..~
Nie, nie wstaje.
~15 min. później..~
Nie chce mi spać... ale i tak nie wstaje.
~20 min. później..~
Zjadłabym coś. Nie myśl o jedzeniu to nie będziesz głodna.
~22 min. później..~
Nope. Dalej jestem głodna.Dobra i tak już nie zasnę. Wstałam i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się i wróciłam do pokoju. Ubrałam czarne spodenki i zwykły, biały T-shirt.
Poszłam do kuchni, żeby coś zjeść. Zrobiłam sobie kanapki i kawę po czym poszłam do salonu. Ari siedziała na kanapie i robiła coś na laptopie. Włączyłam telewizor i zajadałam się śniadankiem.
- To co dziś robimy? - spytała Ari.
- Jak to MY? Ja nigdzie nie idę. - odpowiedziałam.
- No chodź! Pójdziemy razem na zakupy i na kawę. Jak kiedyś..
Spojrzałam na nią z pod byka.
- Dobrze wiesz, że łażenie po sklepach to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę.
- O 11:00 wychodzimy. Idę się umyć i ubrać.- powiedziała i wyszła z salonu.
- Ja nigdzie nie idę. - powiedziałam sama do siebie.
- Idziesz idziesz! - krzyknęła Ari. Cholera słyszała.Posprzątałam po śniadaniu i poszłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafy obcisłe, czarne rurki, białą luźną koszulke i czystą bieliznę. Usiadłam na łóżku z ubraniami na kolanach i wzięłam mój telefon do ręki. Muszę kupić sobie nowy. Ten strasznie się zacina.
Usłyszałam, że Ari już wyszła więc skierowałam się do toalety. Weszłam pod prysznic. Szybko umyłam się cytrusowym żelem i włosy jakimś szamponem. Wyszłam, ubrałam się i wróciłam do pokoju.
Stanęłam przed lustrem, poprawiłam koszulkę, którą miałam w spodniach i zaczęłam suszyć włosy. Potem pomalowałam rzęsy, wzięłam telefon i poszłam do salonu. Nie chce mi się nigdzie iść. Jest brzydka pogoda, zaraz będzie padać.. serio nigdzie nie idę.- Chodźmy - powiedziała Ari.
- Nie idę - odpowiedziałam, a na potwierdzenie swoich słów rozłożyłam się na kanapie.
- Dobra. Jak nie idziemy to ja poćwieczę grę na gitarze.
- NIEEE! Błagam. Dobra idziemy, ale nie graj proszę. - powiedziałam szybko. - Pojedziemy, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spytała.
- Jedziemy albo moim motorem albo BMW. - oznajmiłam. Napewno się nie zgodzi, bo nienawidzi ze mną jeździć. Ari chwilę się zastanawiała.
- Ohh.. No dobra pojedziemy twoim autem.- nie wierze. Otworzyłam szeroko buzie.
- A- ale..- nie możliwe. Napewno się przesłyszałam.
CZYTASZ
Rose Victoria Hood
Teen FictionMotor, wkurzająca przyjaciołka, NY i zero chłopaków. Czego chcieć więcej w osiemnastoletnim życiu? Nic. Tak twierdzi Rose. Do czasu, kiedy na jej drodze staje ON. Wysoki, wysportowany, przystojny chłopak, który tak samo jak Rose kocha szybką jaz...