ROZDZIAŁ V pv.chan

15 1 1
                                    

Przytuliłem go nie mogłem patrzeć jak ta chłopaczyna siedzi taka smutna, to bardzo raniło moje serce. Ale nie spodziewałem się że zaśnie-och ale ty jesteś uroczy bin...- lekko się uśmiechnąłem i położyłem go na czarnej kanapie w rogu mojego gabinetu. Siadłem na kanapę a jego głowę lekko położyłem na swoich udach. -Jezu dlaczego on jest taki uroczy...- Położyłem dłoń na jego czarnych włosach i lekko zacząłem ją masować -on na to nie zasługuje...jesteś cudowną chłopaczyną...- lekko pocałowałem go w czoło. -Pomogę ci obiecuje- Wyjąłem karteczkę i długopis po czym zapisałem na niej mój prywatny numer telefonu. Masowałem go tak z dwie godziny a później chłopaczyna się obudził. Chwilkę później po obudzeniu dałem mu karteczkę i puściłem go wolno. -Dasz rade ty zawsze dasz rade słoneczko...-spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z gabinetu a następnie placówki jak gdyby nigdy nic i pokierowałem się w stronę kawiarni, mojej ulubionej kawiarni.  Wszedłem zamówiłem średnie cappuccino i zająłem moje ulubione miejsce wyciągnąłem mojego srebrno szarego mackbooka i zacząłem układać pytania do nowego testu. Napisałem może jedno pytanie po czym dostałem moją kawę, piłem i dalej pisałem pytania. Przez okno kawiarni zobaczyłem chłopaka, najwyraźniej szedł dłuższą drogą. Patrzyłem na niego ciągle bo się bałem, i słusznie nawet nie wiadomo kiedy pierdnolną w niego jakiś krwisto czerwony mustang jebną w  mojego ucznia. -NIE!!!- wydarłem się po czym jak światło wybiegłem z kawiarni do mojego wychowanka.-KURWA BIN!- podbiegłem do nie przytomnego chłopaka -kurwa bin co ty żeś odjebał...-. Podniosłem wychowanka położyłem w bezpieczne miejsce i zadzwoniłem po karetkę. Jakoś dziesięć minut później przyjechał ambulans i zaczęli udzielać chłopakowi pomocy, ale nie mogłem go tak zostawić podczas gdy jeden ratownik udzielał chłopakowi pomocy to ja pytałem się innego -przepraszam czy ja mogę jechać  z wami?- zapytałem jakiegoś ratownika

-a kim pan dla niego jest?

-jestem... bardzo bliskim przyjacielem jego świętej pamięci ojca

-musi pan?

-błagam...-odpowiedziałem ze łzami w oczach

-eh dobrze pojedzie pan z nami- odpowiedział ratownik po czym kazał mi iść do karetki. Siadłem na przednim siedzeniu i płakałem bezgłośnie. Chwilkę później zapakowali chłopaka do karetki i pojechaliśmy.

                                                               ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałem w tej pierdolonej poczekalni chyba wieczność[może dwie godzinki to trwało] robili mu badania. Nagle widziałem jak wiozą nie przytomnego ucznia na sale-BIN!-, podbiegłem do niego i lekarzy-co z nim- zapytałem jednego

- to pan jest tym emmm wujkiem tak?

-tak

-dobra to do sali 27 proszę

-dobrze-szedłem za nimi i wszedłem do sali po czym siadłem obok chłopaczyny i złapałem go za rękę a lekarze wyszli-bin... proszę obuć się młody-gadałem do nie przytomnego chłopaka ze łzami w oczach-błagam...zrobię wszystko...- lekko się nad nim pochyliłem i dotknąłem swoim czołem jego. -co tu się...-usłyszałem bardzo cichy i lekko zaspany głos chłopaka. -Boże Bin...-powiedziałem cały zapłakany. -Pan Bang co się stało...

-Auto cię potrąciło...

-boże... przepraszam panie Bang...- 

-ale za....- nie zdążyłem dokończyć gdy poczułem jak jego usta lekko dotknęły moich. 

-Uratowałeś mnie... a więc dziękuje i przepraszam za to... -odpowiedział.

- Ja już może pójdę... przyjdę jutro okej... znaczy... jak chcesz

-chce, a nie możesz zostać?

-mogę...

-Położy się pan obok- bez słowa położyłem się obok a chłopak mnie mocno przytulił i zasną w moich ramionach.-Już dobrze-po chwili też go przytuliłem i zasnęliśmy wtuleni w siebie.



przepraszam za wszystkie błędy ortograficzne i mam nadzieję ze książka sie wam spodoba bo naprawde sie staram miłego dzionka/nocy wydron


four eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz