William stał przed lustrem, przymierzając się do nałożenia soczewek.
- Jak to się robi... - mówił do siebie.
Nagle za oknem rozległ się trzask, zbliżony do dźwięku stanięcia na suchy patyk. William wyszedł z domu.
- Kto tu jest?
Zza grubego pnia drzewa wyszła rudowłosa dziewczynka z głową opuszczoną w dół.
- Co ty... Kim ty jesteś? - zapytał William drżącym głosem, zrobił krok w tył.
- Mam na imię Colin.
- Ale co ty tu robisz? Śledzisz mnie?
- Można tak powiedzieć... - Colin podniosła wzrok. - Pewnego dnia zobaczyłam cię gdy spacerowałam w lesie i postanowiłam cię obserwować bo uznałam, że jesteś bardzo ciekawy i...
Colin skończyła szybki słowotok z powodu braku powietrza.
- A kim TY tak właściwie jesteś? - Zapytała Colin.
***
William skończył swoją opowieść.
- I tak od ponad osiemdziesięciu lat mieszkasz tutaj? - Colin zdziwiła się historią.
- Tak... trochę tu nudno z biegiem czasu.
- No, nie dziwię się. Możesz zamieszkać w Cochem, u nas nigdy nie jest nudno!
- Myślałem o tym... Widziałaś wyniki konkursu? - William automatycznie zmienił temat.
- Tego na "najpiękniejszą dziewczynę w Cochem"? - Colin wywróciła oczami. - Tak, widziałam.
- Właśnie! Znasz dziewczynę która zajęła drugie miejsce?
- Tak, to Astrid Heckman. Chodzimy razem do liceum. To znaczy ona jest w ostatniej klasie a ja w pierwszej - powiedziała Colin obojętnie, ale za chwilę na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech. - A dlaczego o to pytasz?
- Tak po prostu - William odpowiedział szybko zakłopotany.
- Jak uważasz - Colin wzruszyła ramionami.
William i Colin rozmawiali jeszcze długo o przeszłości Williama, lecz musieli w końcu wrócić do teraźniejszości i wybrać się do miasta. William bardzo chciał, wręcz pragnął poznać Astrid i zobaczyć ją na żywo. Ale przede wszystkim nie chciał być już więcej samotny. Założył soczewki, które nie dały wiele. Jego oczy nadal były czarne. Zdjął kontakty zdenerwowany.
- To do kitu. Nawet jakbym miał normalne oczy to wyglądałbym wciąż okropnie! Blada skóra cała w bliznach i te czarne włosy jak ptasie gniazdo - William skrzyżował ramiona i przekręcił głową.
- Nie mów tak. Jak dla mnie wyglądasz uroczo. Poza tym wygląd się nie liczy.
- Liczy się! To durne brednie - syknął William.
Colin opuściła głowę.
- Nie idę do żadnego miasta! Wracaj sobie do rodziców - William wbił wzrok w ścianę.
- Nie mam rodziców - ton dziewczynki zmienił się w zdecydowanie bardziej poważny.
William zamilkł na moment lecz po chwili otworzył usta:
- Mieszkasz w sierocińcu?
- Tak. Mieszkała tam też Astrid, ale teraz jest z rodziną zastępczą. Dlatego dobrze ją znam. Była... jest moją najlepszą przyjaciółką - wytłumaczyła powoli Colin.
- Przepraszam...
- W porządku, nie miałeś prawa wiedzieć - Colin objęła Williama ramieniem.
William uśmiechnął się do niej pogodnie. Zdecydowali, że jutro już napewno wybiorą się do miasta. Colin została u Williama na noc. Wolała to, niż spanie w sierocińcu, gdzie opiekunki krzyczą na inne dzieci. Colin w końcu poznała przyjaciela, tak samo jak William. Nie mógł już powiedzieć, że jest sam.
CZYTASZ
The sparkle of a long lost soul and the vision of a long lost body.
Paranormal[Iskra dawno utraconej duszy i wizja dawno utraconego ciała.] William jest duchem, który próbuję otworzyć się na świat i ludzi, walcząc przy tym z ich akceptacją.