Rozdział VIII

66 8 0
                                    

Qimir bez słowa, za to niezwykle uważnie, przyglądał się Malden, sączącej powoli swojego drinka – świecącą, jasnoniebieską mieszaninę alkoholi o nazwie „Oddech niebios". Najwyraźniej nie wyczuła niczego podejrzanego. Dobrze. Zmarnował na Imbram już prawie miesiąc, a ona nadal nie wykazała ani odrobiny wrażliwości na Moc. Ukrywała się lepiej, niż na początku sądził. Pragnął zdobyć jej zaufanie, aby użyła przy nim Mocy, ale skoro ten sposób nie podziałał, zamierzał zmusić ją do tego siłą. W końcu wyczuje, że dosypał coś do jej drinka i użyje Mocy, aby pozbyć się toksyny z ciała. Niewątpliwie była przecież kobietą z jego wizji. Chyba, że... Ona też miała siostrę bliźniaczkę? Tego chyba by nie zniósł. Zakrawałoby to na jakąś gargantuiczną ironię, ale z drugiej strony, wszechświat miewał dziwaczne poczucie humoru. Najgorsze jednak było to, że przywykł już do towarzystwa Malden. Chyba nawet bardziej, niż powinien. Coś bezustannie przyciągało go do niej. Miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że jego pierwszym, niemal instynktownym odruchem była chęć chronienia jej. Jak w takim razie miała wpasować się w jego plany? Pragnął potęgi. Prawdziwej potęgi, jaką dawało stworzenie diady w Mocy. Potęgi Dwóch. Potęgi, która pozwoli mu w nieograniczony sposób manipulować Mocą, tworzyć życie i da mu... Nieśmiertelność. Tymczasem słuchał wynurzeń Malden, która jęczała, że nie podoba jej się jej nowa fryzura. Wyznała, że tak naprawdę ma brązowe włosy, ale chciała coś w sobie zmienić, dlatego je przefarbowała, a gdy Aya zobaczył ją po raz pierwszy, stwierdził, że wygląda, jakby ktoś rozbił jej na głowie meiloorun, choć ona sama uważała, że kolor jej włosów bardziej przypomina teraz kolor kafu z bancim mlekiem. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

— Ja uważam, że wyglądasz bardzo ładnie — powiedział bez zastanowienia. Nie kłamał. Nie udawał. Wyjątkowo powiedział prawdę, to, co naprawdę myślał, aż zdumiał samego siebie...

Malden chyba jednak miała zwyczaj upijać się na smutno, ponieważ skrzywiła się boleśnie i spuściła wzrok.

— Nie kłam — wymamrotała. — Nie musisz mnie pocieszać... Mój... Były chłopak, Miki, powtarzał mi, że jestem nikim, że do niczego się nie nadaję, w dodatku wyglądam jak Hutt... I... Miał rację... — W jej oczach zabłysły łzy.

Qimir zamrugał.

— Co się stało z tym... Mikim? — spytał delikatnie.

Kobieta pociągnęła nosem i wzruszyła ramionami.

— Jak można się domyślić, rzucił mnie — odparła. — A potem zniknął...

Qimir parsknął.

— I dobrze — stwierdził. — Uwolniłaś się od idioty.

Malden uśmiechnęła się słabo, a on poczuł ogarniające go nagle wyrzuty sumienia. Przecież ta kobieta była tak... Naiwna. Ale jednocześnie miała tak dobre serce. Wzięła go za włóczęgę i niemal zmusiła Ayę, żeby przyjął go do załogi „Ekscentrycznego Danse'u". Nawet Jedi, których tak wielbiła i idealizowała, nie postąpiliby w ten sposób. Gdyby w łachmanach pojawił się pod ich piękną świątynią na Coruscant, przepędziliby go na cztery wiatry... A on chciał ją wykorzystać... Skrzywił się mimowolnie. Na moment zapadła niezręczna cisza. Malden zerknęła na niego.

— Wybacz... — powiedziała. — To moje gadanie... Rozumiem, że cię to nie obchodzi...

Qimir zmarszczył brwi.

— Co...? — wykrztusił. Nieco nerwowym gestem poczochrał swoje włosy. — Nieprawda. Obchodzi mnie. Ty mnie obchodzisz! Inaczej nie byłoby mnie tutaj... — Zakrył jej dłoń swą dłonią i uścisnął lekko. Kobieta ostrożnie odwzajemniła uścisk.

— Przepraszam... — powiedziała. — Przeze mnie zrobiło się strasznie smutno... Ty też posmutniałeś...

— To nie twoja wina — odparł natychmiast Qimir. — Po prostu zastanawiam się, czy w tej galaktyce jest ktoś, kto byłby naprawdę szczęśliwy...

Malden uśmiechnęła się smętnie. Często rozmyślała o tym samym. Ludzie w przeważające mierze byli znudzeni lub zmęczeni własnym życiem i nieszczęśliwi. Czasem przychodziło jej na myśl, że jedyną zagwarantowaną rzeczą w życiu jest cierpienie...

— Zupełnie jakby wyłącznie ból był prawdziwy... — dodał Qimir, nieco ciszej.

— Tak... — zgodziła się z nim kobieta. Wzięła potężny łyk swojego drinka.

— Nie mówmy już o tym! — Qimir przysunął się do niej i machnął dłonią, jakby pragnął odgonić nieprzyjemne myśli od nich obojga. — Opowiedz mi lepiej o swoich snach. Chciałbym wiedzieć, co się dzieje w twojej głowie.

Malden roześmiała się.

— Aya twierdzi, że czytam za dużo holoromansów o Jedi — odparła. — Cały czas śni mi się jeden człowiek... To znaczy, chyba to człowiek, bo twarz skrywa pod maską, a cały spowity jest całunem mroku...

Oczy mężczyzny zabłysły.

— To takie... Intrygujące, prawda? — stwierdził. — Nie chciałabyś dowiedzieć się, kim on jest?

Kobieta aż się wzdrygnęła.

— Nie! — zawołała. — No coś ty! Raczej wolałabym go nigdy nie spotkać!

— Dlaczego?

Malden uśmiechnęła się niepewnie.

— Wiem, że to tylko sny, ale... W tym mężczyźnie było coś mrocznego. Bałam się go. Miała wrażenie, że on chciał mi zrobić krzywdę...

Qimir wzruszył ramionami, uśmiechając się półgębkiem.

— Pierwsze wrażenie bywają mylące — odrzekł. — Może to wcale nie ten mężczyzna chciał cię skrzywdzić? Może on pojawił się w twoim śnie, żeby cię... — Wzruszył ramionami. — Uratować? — zasugerował.

Malden roześmiała się.

— Na pewno! — zawołała. — Bo każdy Sith nie robi nic innego, tylko ratuje damy w potrzebie!

Qimir zmarszczył brwi, nagle wyjątkowo poważny. Jak nigdy wcześniej.

— Skąd wiesz, że ten nieznajomy jest Sithem? — spytał.

— Bo on... — Malden skrzywiła się boleśnie. — W moim ostatnim śnie uciekałam przez las... Widziałam kilku Jedi i jego... On... On zabił ich wszystkich... I miał czerwony miecz świetlny, a Jedi przecież takich nie noszą...

Qimir zamrugał. Las i zamaskowany mężczyzna, dzierżący czerwony miecz świetlny, mordujący Jedi... Natychmiast wróciły do niego wspomnienia wydarzeń z Khofar. Zabijał Jedi. Nie miał wyboru. Stanowili dla niego śmiertelne zagrożenie. Gdyby tylko mieli taką możliwość, sami pozbyliby się go bez mrugnięcia okiem! Zresztą, przecież już raz próbowali. A koszmary Malden niepokojąco przypominały to, co wydarzyło się na tamtej planecie. To niedorzeczne! On śnił o niej, a ona śniła o nim, choć nie zdawała sobie z tego sprawy? W jakiś sposób oboje podświadomie użyli Mocy, aby dotrzeć do siebie nawzajem? Qimir co prawda chciał ją wykorzystać, to znaczy, jej Moc rzecz jasna, ale Malden również miała na tym skorzystać! Wystarczająco długo zabiegał już o jej zaufanie. Czuł, że udało mu się ją do siebie przekonać, więc nie musieli już dłużej tkwić na Imbram. Zaczynał żałować, że dosypał jej narkotyk do drinka. Przecież, skoro poczuła do niego sympatię, może dobrowolnie zgodziłaby się odejść stąd wraz z nim... Raz banthcie śmierć, pomyślał. Gorączkowo chwycił obie dłonie kobiety.

— Malden — powiedział szybko. — Możemy stąd odlecieć! Tylko ty i ja! Znam jedno miejsce...

— Qimir — przerwała mu kobieta i wtedy zorientował się, że w ogóle go nie słuchała. Roziskrzonym wzrokiem wpatrywała się w jakiś punkt za jego plecami. — Czy to...

Mężczyzna drgnął. Odwrócił się gwałtownie, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem. Do baru właśnie wkroczył odziany w tradycyjne szaty oraz brązowy płaszcz rycerz Jedi.

Star Wars - Potęga DwóchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz