Część Bez tytułu 4

7 0 0
                                    

Pierwszy dzisiaj mamy WF. Na sali gimnastycznej było czuć pot i gumowe obuwie.

— Ale super! Słyszałaś? Dzisiaj mamy WF z chłopakami! — Mia aż kipiała z radości. Domyślam się, że ma to związek z jakimś chłopakiem.

— Jesteś wysportowana? — zapytała, rzucając mi pytające spojrzenie.

Wzruszyłam ramionami. Jak jej wytłumaczyć, że moja kondycja to efekt lat trenowania, które nie miały nic wspólnego z rekreacją? Ojciec od małego kazał mi walczyć. Nie zliczę, ile razy miałam coś połamane.

— Cóż, mam kondycję — odparłam, choć wydawało mi się, że to za mało. — Lubię biegać. Dlatego.

— Ooo, ale super! Ja też lubię biegać! — Mia była podekscytowana.

Wiem.

— Może któregoś dnia pójdziemy pobiegać? Może w weekend? Ale pewnie będziemy na kacu... Może w następny?

— Co? Jak to na kacu? — zdziwiłam się.

— No, pierwsza impreza roku! — Zobaczyła moją zaskoczoną minę i szybko dodała: — Nie mówiłam ci o tym? To słuchaj! — Zarzuciła mi rękę na ramię i odciągnęła na bok, jakby to miała być jakaś wielka tajemnica. — Zawsze pierwszy weekend po rozpoczęciu szkoły jest ognisko w lesie. Wszyscy o nim wiedzą, ale nikt nie mówi o tym głośno. Cała akcja jest nielegalna, więc miejsce co roku jest inne. Dowiadujemy się parę godzin przed imprezą co i jak.

Cóż, może to miasto będzie miało więcej tajemnic niż myślałam. Las? Nieograniczona przestrzeń i mnóstwo pijanych ludzi Słabo by panować nad sytuacja. Uważnie słuchałam, ale starałam się nie zdradzić ciekawości. Nie wiem co myśleć o tej imprezie. będzie podejrzanie jak pójdę, czy jak nie pójdę? Nie powinnam się zbytnio angażować, bo to za duże ryzyko. Ale nie bycie na takiej imprezie rodzi dużo nie wygodnych pytań.

— Czemu robicie z tego aż taką tajemnicę? — zapytałam.

— Bo ta impreza słynie, wiesz... z rozpusty. W ten wieczór nie istnieje takie coś jak związek. Każdy robi to, na co ma ochotę, z kim popadnie i gdzie popadnie. Są też różne rzeczy na rozluźnienie... dużo alkoholu, no i jest zasada, że nic z imprezy nie może się wynieść poza grono, które na niej było taka nasza wersja co się "działo w Vegas, zostaje w Vegas".

— Dobra, ekipa, zbierać się! — krzyknął nagle nauczyciel WF-u, przerywając nam rozmowę. — Dobierzcie się w pary. Jedna osoba z grupy chłopaków, jedna z grupy dziewczyn.

— Ale super! Będę miała okazję zagadać do Alexa z drugiej klasy — Mia zrobiła dwuznaczną minę. — Rozstał się ostatnio z dziewczyną, więc może go pocieszę.

Ta dziewczyna nie próżnuje.

-To do boju dziewczyno- pchnęłam ją w stronę chłopaka z rozbawieniem.

Cała nadzieja w Benie. Cholera, jego też już ktoś zgarnął. Ja pewnie będę musiała być z jakimś przygłupem.

— Hej, jestem Eliot. Emili, prawda? — Podszedł do mnie wysoki blondyn o umięśnionej sylwetce. Kojarzę go, to kapitan drużyny futbolowej.

— Tak, Emili. Miło cię poznać — uścisnęłam mu rękę, a on obdarzył mnie uroczym uśmiechem.

Jego pewność siebie była wręcz uderzająca. Pewnie jest jednym z tych chłopaków, którzy przyzwyczaili się, że wszystko im łatwo przychodzi. Przez chwilę poczułam irytację. Gdzieś głęboko we mnie odzywało się to, czego nauczył mnie ojciec — zawsze zachowuj ostrożność.

— Ciekawe, co będziemy robić dzisiaj w parach, co? — zapytał, a w jego głosie czuć było lekkie napięcie. Atmosfera zaczęła robić się trochę niezręczna, na szczęście przerwał nam trener.

— Dzisiejsze zajęcia spędzicie w lesie. Macie wyznaczoną trasę, a po drodze czekają was przeszkody. Uwaga! Ćwiczenie nie jest na czas ani ocenę — ma ono za zadanie rozruszać was po okresie wakacyjnym.

Świetnie, nic tylko taplać się w błocie.

— Za dziesięć minut ruszamy!

Szliśmy w stronę początku trasy, oddalając się od szkoły. Las był zaledwie kilka minut drogi stąd.

Eliot szedł obok mnie, wydawał się zrelaksowany.

— To, Emili, co cię sprowadza do Revenbrook?

Czy wszyscy w tym mieście są tacy ciekawcy?

— Czemu wszyscy zadają mi to pytanie? — zaśmiałam się, próbując ukryć swoje zmieszanie.

— A co w tym złego? — zapytał, zaciekawiony.

— Chodzi o to, że u wszystkich to pytanie brzmi drwiąco. Nie wiem, aż tak nie lubicie swojego miasta, że dziwicie się, że ktokolwiek chce tu mieszkać? — próbowałam obrócić uwagę od pierwotnego pytania, a Eliot zaczął się śmiać.

Nie spodziewałam się tego. To był szczery, beztroski śmiech lekko hipnotyzujący. Poczułam, jak napięcie trochę ze mnie schodzi. Może nie każdy tu ma ukryty motyw.

— Ciekawe spostrzeżenie, ale to nie tak. Uwielbiamy swoje miasto, tylko nie można go porównywać z wielkimi metropoliami. Panuje tutaj taki małomiasteczkowy klimat — wyjaśnił. — Częste festyny, jakieś święta, uroczystości w domu burmistrza... No i rzadko zdarza się, że ktoś spoza nas docenia ten spokój i... wiesz, chce tu zostać na dłużej.

Czy chciałam zostać na dłużej? Nie mogłam. Ale musiałam sprawiać wrażenie, że nie jestem tym miejscem znudzona.

— Hm, to chyba brzmi jak coś, co mogłoby mnie przekonać — odpowiedziałam, patrząc na rozciągające się przed nami drzewa. Las wyglądał spokojnie, ale w tej ciszy kryło się coś niepokojącego. Zbyt wiele razy uciekałam przez podobne tereny. Przeszły mnie ciarki po plecach na samo wspomnienie.

Eliot uśmiechnął się.

— Zobaczymy. Może jeszcze cię przekonam.

Spojrzał mi głęboko w oczy, a jego słowa brzmiały jak obietnica.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 27 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Say My NameWhere stories live. Discover now