Rozdział I

88 6 1
                                    


Czerwiec 1530

Vasila Roswooda zawleczono do jednego z magazynów w Dolnym Mieście. Dwóch szpiegów z Korzenia taszczyło go za ramiona. Vasil, mężczyzna tęgi i pełen sił, telepał się i wyrywał. Pod osłoną nocy porwano go z łóżka i zakneblowanego, w kominiarce, zaciągnięto tutaj. Dagon Beeghl czekał na niego w półmroku. Podobnie jak jego towarzysze z siatki wywiadowczej ukrył twarz za czarną maską. Wszyscy zebrani panowie nosili identyczne czarne płaszcze i skórzane rękawiczki.

Vasila ze związanymi nadgarstkami posadzili na taborecie. Mężczyzna niespokojnie trzepał głową i barkami, a agenci niepokojąco milczeli. Oddychał nierównomiernie. Z nagła Dagon zerwał z niego kominiarkę. Tęgi możny rozejrzał się nerwowo ze zmrużonymi powieki. Prawie nic nie widział, gdyż jedyne światło dawała świeczka w rękach Beeghla. Ten wyciągnął knebel z jego ust.

– Nie macie prawa! – ryknął momentalnie Roswood. – To bezprawie, bezpodstawne zatrzymanie! Bernard się o tym dowie, cała Rada się dowie!

– Korzeń stoi ponad prawem – szepnął Dagon. – Poza tym nie piśniesz nikomu słówka o tym śledztwie, zaufaj mi. Zostawcie nas samych – zwrócił się głośniej do pozostałych towarzyszy.

Vasil przełknął ślinę.

– Nie zastraszycie mnie. – Nie poddawał się. – Znam swoje prawa. Nic was nie upoważnia do takiej napaści! Ten, kto trzeba, dowie się o tym i poniesiecie konsekwencje!

– Powiedziałem ci, że nie piśniesz nikomu ani słówka. Chyba że nie przejmujesz się opinią publiczną.

– Nic na mnie nie macie – warknął.

To fakt, nic nie mieli. Jak dotąd. Kilkuletnia praca w Korzeniu nauczyła Dagona wielu rzeczy, w tym tego, że nikt nie jest bez skazy. Niemal każdy szlachcic miał swoje za uszami. Jak nie machlojki finansowe, to romanse, jak nie romanse, to jakieś upokarzające wydarzenie z przeszłości. Oczywiście przed przesłuchaniem skrupulatnie prześwietlili Roswooda. Przyjrzeli się jego księdze majątkowej i podwładnym. Trudno mu było coś zarzucić, owszem. Pozostała wobec tego jego sfera osobista. Jakiś bękart? Zdrada żony? Spoufalanie się z wrogiem swego rodu?

Dagon zbliżył świecę do brody Roswooda, aby dokładnie ujrzeć jego rysy i mimikę.

– Znamy twój sekrecik. Lepiej współpracuj, bo raptem cały Aidem go pozna.

Mężczyzna się zawahał, a to wystarczyło młodzieńcowi. Tak, nie istnieją ludzie nieskazitelni. Vasil dopuścił się czegoś niedobrego. Ale czego? Dagon postanowił zacząć ogólnie i ostrożnie.

– Jak sądzisz, kto najdotkliwiej by na tym ucierpiał? Ty czy twoja żona?

Oddech Roswooda przyspieszył. Bezsprzecznie przyszedł mu do głowy jakiś konkretny incydent. Zapewne coś świeżego, w przeciwnym razie nie lękałby się aż tak srodze. Żadne stare, odległe dzieje. Wyraźnie bał się, iż wyjdzie to na światło dzienne. A gdy padło słowo „żona", jego wargi się zacisnęły. A więc romans. Ludzie są tacy przewidywalni i prości do rozszyfrowania.

– Tak, twoja żonka bez dwóch zdań będzie wniebowzięta. No to co robimy, Vasil? Piśniesz komuś o tej konfrontacji czy ugryziesz się w języczek?

Roswood odkrzyknął.

– Ugryzę. Ale to i tak wam nie pomoże. Nie rozumiem, po co mnie tu ściągnęliście. Skąd konieczność tego dochodzenia?

Visaiash. Podróż Złudzeń.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz