Pędziła ile sił w stronę, z której przyjechali, jednak las robił się coraz gęstszy i bardziej złowrogi. Cały czas słyszała za sobą pogoń, czuła dyszenie dzikich bestii. Nagle usłyszała z góry mrożące krew w żyłach krakanie. Spojrzała przez ramię. Ścigały ją dwie sroki, płynnie omijając gałęzie.
- Krahaha! Ucieka przed Leszym!
- Krahaha! Przed nami!
- Zostawcie mnie!
- Krahaha! - Zaskrzeczały jednocześnie, zabierając jej kapelusik.
- Hej, oddajcie!
- Ale błyskotka, kraa!
- To moje!
Ptaki poleciały dalej w gęstwinę, z dala od drogi. Niewiele myśląc, zaczęła je gonić, jednak zbyt szybkie i niewiarygodnie zwinne złodziejki szybko się oddalały. Czarno białe ogony migały jej w koronach drzew, ale nijak nie mogła ich dosięgnąć.
Potykała się o zdradzieckie kamienie, nogi podcinały jej gałęzie, a w oczy wpadały igły i komary. Błyszczące piórka i jej kapelusik oddalały się coraz bardziej, aż w końcu całkiem zniknęły. Pociągnęła nosem i otarła łzy.
- Gdyby mama to widziała, zezłościłaby się, że jestem taka brudna. A tata złapałby te ptaszyska...
Powoli szła dalej.
- Jak wrócę? Którędy do drogi?
Nagle usłyszała szmer za pobliskim krzakiem. Przestraszyła się, ale chciała sprawdzić, czy gdzieś tam nie siedzi mała, podstępna złodziejka.
- Apsik!
Dorotka odskoczyła i potknęła się o coś. Na ziemi, drgając lekko leżał gruby, brązowy ogon! Z krzaka spojrzały na nią żółte ślepia, ale nie spojrzała na nie, bo już gnała jak najdalej od tego miejsca.
Zmęczenie dawało jej się we znaki, chciało jej się pić, uciekała coraz wolniej. Nagle padła na ziemię wykończona. Wokół szumiały i skrzypiały drzewa, wdychała zapach wilgotnej ziemi. Westchnęła ciężko. Kątem oka zauważyła krzaczek, na którym rosła poziomka.
- To wszystko przez ciebie.
Zerwała ją i zjadła. Smakowała na prawdę dobrze, ale nie pocieszało jej to. Usiadła i zamyśliła się. Nie wiedziała, jak znaleźć rodziców, ani w którą stronę pójść, żeby trafić do domu. Zrezygnowana chciała chociaż odnaleźć asfaltową jezdnię.
- Mech rośnie na drzewach od północy. Nie wiem, czy mój dom jest na północ, czy na połódnie. Morze jest na górze mapy. Tylko którędy tam jechaliśmy?
Zrezygnowana spojrzała na grupkę drzew obrośniętych ze wszystkich stron.
- Nie pomagacie.
Szła przez jakiś czas, po drodze podjadając jagody. Co jakiś czas kopnęła jakiś trujący grzyb. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Chciała położyć się do łóżka i zasnąć.
W końcu usiadła pod powalonym dębem. Odgłosy lasu robiły się coraz bardziej nieprzyjemne, niepokoiły ją tajemnicze trzaski i złowróżbne szelesty, jednak nie mogła z tym nic zrobić.
Nagle podleciał do niej mały ptaszek. Przydreptał bliżej na swoich cienkich nóżkach i zahuśtał ogonkiem. Nie znała go. Często takie widywała na plaży, ale nigdy nie zapytała nikogo, jak się nazywają.
- Zgubiłaś się?
- Tak. - Mruknęła.
- Rozumiem.
Tak szybko, jak się pojawił, tak zniknął. Dziewczynka podkuliła nogi i objęła rękami. Została sama, zdana na siebie w nieskończonym lesie pełnym srok i dzikich bestii. Kichnęła i pociągnęła nosem.
- No tak. Jeszcze będę chora.
Zabiła komara, który usiadł jej na ręce. Zbierało się ich coraz więcej. Natychmiast zerwała się i otrzepała obranie. Postanowiła znaleźć inne miejsce.
Chciała chociaż wrócić nad znane jezioro. Wierzyła, że potwór poszedł stamtąd i nie spotka po drodze. Robiło się coraz ciemniej, a ona nawet nie pamiętała, skąd przyszła.