Rozdział 10. Nie trać wiary.

1.3K 207 16
                                    

Uwaga, ten rozdział jest dość bolesny i porusza trudne tematy.

***
LEAH

Sobota to jednocześnie najlepszy i najgorszy dzień w ciągu całego tygodnia. Najlepszy, bo wracam do rodzinnego miasta i spędzam poranek z siostrą, za którą zdążyłam się stęsknić, a najgorszy, bo jest duże prawdopodobieństwo, że spotkam matkę i znowu będę się z nią kłócić. Plus to dzień odwiedzin, a ja z każdym kolejnym razem boję się, co zastanę na miejscu.

Moje serce wali jak szalone, a dłonie trzęsą się, kiedy odrzucam z ciała kołdrę. Przysiadam na chwilę na krawędzi łóżka i biorę kilka wdechów, próbując przygotować się na dzisiejszy dzień.

– Mam cię zawieźć? – pyta Bailey, wychodząc z łazienki w pełni ubrana. – Od samego rana pada. Jake nie będzie zły, jeżeli przyjdę godzinę później.

– Nie trzeba.

– To może ty weźmiesz moje auto – proponuje. – Ja przecież sobie poradzę.

Potrząsam głową. Mam prawo jazdy, ale nie posiadam swojego samochodu. Wcześniej, jeżeli potrzebowałam gdzieś pojechać, brałam auto od mamy czy taty. Miałam bardzo blisko do liceum, więc wtedy go nie potrzebowałam. Miałam jednak kupić sobie coś małego tuż przed rozpoczęciem studiów. Jednak uciekłam z rodzinnego miasta, a ten pomysł poszedł w zapomnienie.

– Wolałabym nie – szepczę. – Nie wiem, co zastanę, a nie chcę później wracać tutaj rozemocjonowana. Jeszcze spowoduję wypadek.

Bailey wzdycha, ale nie mówi nic więcej.

Wstaję z łóżka i powolnym krokiem ruszam w stronę szafy. Wybieram ubrania na dziś, a później mijając się z Bailey, wchodzę do łazienki. Załatwiam się, robię poranną rutynę i zaplatam włosy w warkocz, a później przez jakiś czas wgapiam się w swoje odbicie. Różowe włosy kompletnie nie pasują do mojego dzisiejszego humoru.

Przed tamtą imprezą, poprosiłam Bailey o pomoc z płukanką. Chciałam, aby moje jasne kosmyki zostały lekko zaróżowione, tak jak robię już od jakiegoś czasu. Przyjaciółka jednak wlała zbyt dużo płukanki do wody, przez co moje włosy są teraz kompletnie różowe i nie są już truskawkowym blondem. Miejmy nadzieję, że szybko się to wypłucze, a ja wrócę do tego koloru, co przedtem.

Opuszczam łazienkę, zbieram swoje rzeczy, a kiedy już mam opuścić pokój, Bailey zrywa się z swojego łóżka z torebką w dłoni.

– Pozwól, że zawiozę cię chociaż na dworzec – mówi, zgarniając przy okazji kluczyki z komody. – A później, jak już będziesz wracać, zadzwoń do mnie chwilę wcześniej, to cię odbiorę.

Kiwam głową, zgadzając się. Opuszczamy akademik, po czym kierujemy się prosto do jej samochodu. Podczas drogi na dworzec niewiele rozmawiamy. Jestem Bailey ogromnie wdzięczna, że nie naciska na mnie i rozumie, że po prostu nie mam na to ochoty.

Kiedy wsiadam do autobusu, wciskam do uszu słuchawki i włączam czytnik ebooków, chcąc się choć na chwilę odciąć od rzeczywistości. Czuję w kościach, że czeka mnie spotkanie z matką, a to nigdy nie kończy się dobrze.

Półtorej godziny później wysiadam na dworcu w Barrie. Sprawdzam na telefonie godzinę, aby upewnić się, że nie spóźnię się na spotkanie z siostrą. Mam jeszcze piętnaście minut, więc nie korzystam już z komunikacji miejskiej, tylko spacerem ruszam w stronę niewielkiej kawiarni, w której zawsze się spotykamy.

Wolałabym najpierw pójść na odwiedziny, ale wiem od Indie, że mama chodzi tam codziennie z samego rana i przesiaduje tam dwóch godzin, po czym jedzie do domu i wraca popołudniu. Mam więc trochę ponad godzinę, a ten czas zamierzam spędzić z siostrą.

CALL MY NAME | Hockey twins #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz