#tańczącwciemnościachlr
– Logan, idioto, gdzie jesteś? – pyta Ronan przez radio, na co parskam cicho, przypominając sobie pełną dramatyzmu ucieczkę jego kolegi.
Byłam nazywana naprawdę różnie. Porównania do postaci z bajek czy legend niegdyś były moją codziennością, natomiast jeszcze nigdy nikt nie wziął mnie za banshee. Naprawdę mnie to rozbawiło.
Burza powoli się uspokaja, choć z nieba wciąż spadają ciężkie krople, gdy Ronan zatrzymuje samochód nieopodal wjazdu na teren gospodarstwa dziadków. Już mam wysiadać, gdy krótkofalówka wydaje z siebie charakterystyczny pisk.
– Ja już prawie przy pastwisku, ojciec znalazł te trzy jagnięta. Utknęły na skalnym zboczu u podnóża Morven. A ty gdzie jesteś? – słyszymy zdyszany głos Logana, przerywany oddalającymi się dźwiękami burzy. – Udało ci się uciec? Ja pierdolę, stary, co to było... Przecież nikt nam nie uwierzy, widziałeś jej oczy? – wyrzuca z siebie z prawdziwym przejęciem.
– Jestem w samochodzie na farmie Smithów, banshee siedzi obok – odpowiada Ronan – to ich wnuczka, przyleciała dzisiaj...
– Wnuczka Smithów jest banshee?! – wykrzykuje Logan z niedowierzaniem.
Powaga chłopaka i fakt, że naprawdę wierzy, iż spotkał nadprzyrodzoną istotę plus wcześniejsze ekscesy z babcią powodują, że zaczynam się czuć trochę tak, jakbym nagle znalazła się w zakrzywionej czasoprzestrzeni. Trafiłam z do bólu normalnego Londynu, do pełnego dziwactw Thurso. I... Muszę przyznać, że ma to jakiś urok.
– Kurwa, co za kretyn. – Mój towarzysz kręci głową, przykładając palce do czoła.
– Daj mi to. – Ze śmiechem zabieram mu radio. Przybliżam je do ust i wciskam odpowiedni guzik. – Cześć, Logan. Nazywam się Cora Gibson i jestem człowiekiem. Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale nie jestem żadnym nadprzyrodzonym stworzeniem, po prostu choruję na albinizm. Kolor moich oczu wynika z dodatkowej wady genetycznej, którą sprzedali mi rodzice, a to tylko udowadnia, jak bardzo mnie nie lubią – parskam gorzko. – A jeśli obawiasz się, że nikt ci nie uwierzy, możemy zrobić sobie razem zdjęcie.
Ronan śmieje się cicho pod nosem, patrząc na mnie z ukosa. Nie widzę dokładnie jego twarzy, bo panujący półmrok skutecznie mi to uniemożliwia, ale nawet w tym świetle dostrzegam dwa urocze dołeczki, powstałe w jego policzkach w wyniku szerokiego uśmiechu.
Po drugiej stronie zapada milczenie. Nie jestem pewna, czy chłopak mi uwierzył, ale przynajmniej próbowałam.
Mój towarzysz wzdycha, wyjmując urządzenie z mojej dłoni, by moment później zwrócić się do kumpla.
– Keane? – mówi. – Wcześniej darłeś pysk tak głośno, że słyszało cię pewnie całe Thurso, a teraz zapomniałeś języka w gębie? – pyta, nabijając się z niego.
Znam ich dopiero niecałe pół godziny, choć znam, to oczywiście za dużo powiedziane, niemniej natychmiast bardzo łatwo się zorientować, że tych dwoje łączy przyjaźń.
– Pierdol się, Moir – słyszymy wreszcie – jeśli się dowiem, że to ukartowałeś i ta pojebana akcja jest twoją sprawką, spuszczę ci taki wpierdol, że nie poznasz się w lustrze.
– Nie strasz, nie strasz... – Ronan z powściągliwym uśmiechem kręci głową, ale nie kończy zdania.
Nachyla się i chowa radio do schowka, przez co do moich nozdrzy wdziera się jego zapach. Woń deszczu i wilgoci pomieszana z perfumami z już ledwie wyczuwalną, z powodu ulewy, nutą kardamonu i czarnego pieprzu. Bezwiednie przymykam oczy, bo ta mieszanka robi coś dziwnego z moim zmysłem węchu.
CZYTASZ
Tańcząc w ciemnościach
RomanceCordelia Gibson na co dzień mieszka w Londynie. Jest nastolatką o nietypowej urodzie, ponieważ cierpi na albinizm. Przez chorobę spotkało ją sporo nieprzyjemnych sytuacji, które jednak nie zabiły w niej niebywale pozytywnego ducha. Nie zabił go równ...