Prolog

447 20 5
                                    


Jako dziecko wielokrotnie wyobrażałam sobie różne wizje końca świata – ogień pustoszący lasy, tajemnicza epidemia dziesiątkująca ludzkość, zgubiona kometa, która nagle postanowiła zmienić swoją trajektorię, żeby dokończyć przerwane kilkadziesiąt milionów lat wcześniej dzieło zniszczenia. Nigdy jednak, nawet w najgorszych koszmarach, nie przyszło mi do głowy, że coś podobnego mogłoby wydarzyć się w moim własnym domu – i to w dodatku podczas mojej imprezy urodzinowej.

– Zadzwoń do Williama! – Echo słów ojca wciąż wibrowało w powietrzu, gdy piętnastu uzbrojonych mężczyzn otoczyło go ciasnym kręgiem, odgradzając od ciekawskich spojrzeń zgromadzonych osób. Słowa te wykrzyczał w stronę mamy, której piękna twarz w mgnieniu oka wykrzywiła się w grymasie czystego przerażenia. Poruszyła się gwałtownie, chcąc zapewne jakoś  zareagować, ale zanim zdążyła wykrztusić choć jedno słowo, ojciec zniknął za drzwiami, brutalnie popychany przez jednego z funkcjonariuszy. Ręka, która jeszcze chwilę temu ściskała jego dłoń, teraz zawisła bezładnie w powietrzu, jakby w desperackiej próbie powstrzymania tego, co nieuniknione. Świeże łzy spływały gęsto po jej zaróżowionych policzkach, zamieniając misternie nałożony makijaż w wielobarwne smugi. Widok ten w ogóle nie współgrało z jej surowym charakterem. Musiało być źle. Bardzo źle.

W sali zapadła pełna napięcia cisza, mącona jedynie urywanymi szeptami gości, którzy starali się zrozumieć, czego właściwie byli świadkami.

– To musi być coś naprawdę poważnego... – doszedł moich uszu fragment jednej z rozmów – Do zwykłych aresztowań nie wysyła się oddziału SWAT.

– Coś musieli znaleźć... – szeptał ktoś inny – Boże, nie mogę uwierzyć... ich rodzina zawsze wydawała się taka normalna.

– Zawsze jest coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka - rzucił cynicznie męski głos - To pewnie trwało już od lat.

– A co, jeśli to coś wspólnego z mafią? W telewizji ciągle o tym mówią...

Te szepty osaczały mnie z każdej strony, brutalnie wnikając w głąb czaszki i rozchodząc się bolesnym echem. Każda sekunda bezruchu, pogłębiała moje przerażenie, które pochłaniało mnie niczym ruchome piaski, stopniowo odbierając oddech i paraliżując ciało. Nieśmiałe spojrzenia pełne współczucia, strachu i zaskoczenia boleśnie wwiercały się w moją skórę, pozostawiając na niej palące ślady. Za wszelką cenę chciałam wierzyć, że tata zaraz wróci, śmiejąc się w głos i wykrzykując, że to wszystko było tylko kiepskim żartem. Ale przerażenie malujące się na twarzy mamy, rosnący chaos i poczucie bezsilności były wystarczającym dowodem na to, że to działo się naprawdę. 

Gdybym tylko wiedziała, że ta impreza stanie się początkiem mojego własnego końca, nigdy bym na nią nie pozwoliła. Nie było ognia, komety czy apokalipsy – tylko upadek świata, który do tej pory uważałam za bezpieczny.

Burning liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz