Rozdział 1 Cisza przed burzą

390 14 39
                                    

– Nienawidzę matematyki! – poskarżyła się Nina, ciężko opadając na krzesło obok. Jej wysłużona torba z hukiem wylądowała pod stołem, a książki rozsypały się w nieładzie na podłodze. Dziewczyna machnęła tylko na to ręką, całkowicie przyzwyczajona do chaosu, który był nieodłączną częścią jej życia. Bez większego entuzjazmu schyliła się po jeden z zeszytów, żeby po chwili cisnąć go na stół, jakby w ten sposób chciała dać upust nagromadzonej frustracji – Naprawdę nie rozumiem, jak możesz być taką masochistką i uczęszczać na kurs dla zaawansowanych.

Zgarnęła z tacy bezglutenową bułkę i zaczęła obracać ją w palcach, wpatrując się w nią z takim skupieniem, jakby oceniała, czy twarda bryła w ogóle nadaje się do zjedzenia. Dieta bezglutenowa była najnowszym wymysłem mojej przyjaciółki, która wyczytała gdzieś w internecie, że gluten jest niezdrowy i należy go ograniczać. Dawałam jej tydzień, zanim wróci do swoich ulubionych makaronów i zapomni o tym całym bezglutenowym szaleństwie.

- Co jest? - zapytałam ostrożnie, starając się nie dolewać oliwy do ognia. Jej grobowy humor nie wróżył niczego dobrego.

– Po prostu, nie mam już na to wszystko siły... – wymamrotała, a ja aż podskoczyłam na krześle kiedy przeciągły jęk wyrwał się z jej gardła. Mogłabym przysiąc, że dostrzegłam nawet stróżkę ciepłego powietrza, która wydostała się z jej nozdrzy. – Ciągle coś. A to egzaminy, a to projekty. I jeszcze on... – wzdychnęła ciężko, jakby samo wypowiadanie tych słów odbierało jej resztki energii. W odpowiedzi posłałam jej blady uśmiech, licząc, że ten drobny gest zdejmie choć odrobinę niewidzialnego ciężaru z jej ramion. Nic jednak nie dodałam, czekając na dalszy rozwój sytuacji. 

Nina Sharp od zawsze była trochę... nieprzewidywalna. Choć znałyśmy się od lat, nigdy nie odważyłabym się pokusić o stwierdzenie, że znam ją jak własną kieszeń. Była jak żywioł – nieuchwytna, pełna niespodzianek, wiecznie zmieniająca swój kształt. Za każdym razem, gdy już myślałam, że zaczynam ją rozumieć, nagle robiła coś zupełnie losowego, jakby chciała mi w ten sposób przypomnieć, że jej osobowość na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Jednego dnia walczyła o prawa zwierząt, krzycząc z przekonaniem o wyższości weganizmu, a już tydzień później z radością uczestniczyła w festiwalu steków, jak gdyby nigdy nie słyszała o istnieniu tofu. Jej zainteresowania zmieniały się jak w kalejdoskopie – zaczynała od jogi, potem malowała, by wkrótce rzucić wszystko i uczyć się języka migowego. Mimo że ta zdolność do szybkiej zmiany frontów była odrobinę przytłaczająca, w duchu zazdrościłam jej tego, jak bez strachu rzucała się w wir nowych wyzwań i jak czerpała z każdej przygody pełnymi garściami. Nie bała się próbować, popełniać błędów i podnosić po upadkach. Gdyby nie rodzice, to zapewne rzuciłaby szkołę i grała całymi dniami na gitarze na Pike Place Market, śpiewając piosenki, które powstawały na marginesach jej podręczników. Państwo Sharp byli jednak gotowi zrobić wszystko, by zagwarantować jej "świetlaną przyszłość", w której solidne wykształcenie miało być kluczem do osiągnięcia sukcesu. 

– Pan Johnson powiedział mi dzisiaj, że jeśli nie poprawię ostatniego sprawdzianu z logarytmów na co najmniej C, to osobiście zadzwoni do mojego taty z informacją, że nie przepuści mnie do następnej klasy. Serio, po co komu w ogóle te bzdury? – Mruknęła z niedowierzeniem kręcąc głową. – Wyobrażasz sobie, że jesteśmy na imprezie, a ja mówię do ciebie: "Daj mi chwilę, muszę policzyć logarytm zawartości alkoholu w drinku, żeby sprawdzić kiedy się upijemy". Przecież to jakiś absurd!

Westchnęła teatralnie, miętoląc w dłoniach bułkę niczym piłeczkę antystresową. Mimo że jej przykład nijak miał się do praktycznego wykorzystania logarytmów, nie miałam ochoty wyprowadzać jej z błędu. Ostatnio często narzekała, a ja wiedziałam, że w takich chwilach najlepiej było po prostu pozwolić jej się wygadać. Zamiast reagować, skupiłam się więc na obserwowaniu przyjaciółki.

Burning liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz