Chapter VII

32 9 49
                                    

Notka od autorki: Nie chce mi się za bardzo wymyślać tytułów rozdziałom, bo nie mam na nie pomysłu ;-;

Pov: Paul/Weimar

Już jutro dzień kobiet.. Piękny dzień. Tak szczerze, sam nie wiem, dlaczego go lubię... Zanim się na dobre rozmyśliłem, polazłem do ogrodu, gdzie Mutter podlewała róże, jej ulubione kwiaty.

- Hallo Mama! Wissen Sie, wo dieser Streuner ist?

Matka posłała mi kardzące spojrzenie przez ramię. Uśmiechnąłem się zakłopotany.

- Nie nazywaj tak brata. - odłożyła konewkę. - Er besuchte einen Freund.

- Wiktorii?

- Ja. - odpowiedziała i udała się w kierunku szopy przy domu. Gdy wróciła, w rękach miała sekator ogrodowy. - A co cię to interesuje?

- Bo się troszczę o mojego braciszka.. - rodzicielka wpatrywała się we mnie, a potem położyła ręce na biodrach.

Stałem przed matką przy krzakach białych róż. Patrzyła mi prosto w twarz swoimi błękitnymi tęczówkami, które odziedziczył mój młodszy brat...

- Was hast du schon herausgefunden? - dlaczego tak trudno jest się przed nią przyznać do czegokolwiek?

Teraz poczułem się jak taki 5 latek, wstydzący się przyznać, że rozbił cenny wazon. No przecież nie powiem jej tego, bo mnie pan "Artysta" zabije... Będzie musiał się z tego rodzicom wyspowiadać... Chociaż może.... Nie no, Ich bin nicht so grausam.

- Paul. - rzekła donośnie kobieta, wyrywając mnie z przemyśleń. - Co chcesz od Nataniela?

- Nic.. - widząc ostry wzrok rodzicielki, powiedziałem. - Chciałem wiedzieć, czy nie poszedł do swojej dziewczyny.

Będę miał, za przeproszeniem, przejebane u Natiego, ale widok zszokowanej mamy był zbyt cenny. Po chwili otrząsnęła się z lekkiego szoku i zaczęła przycinać krzaki róż segregatorzem ( w sensie, że obcinała te jakby zbyt wystające łodygi.. czy coś ~ dop. autorki). Milczała, więc postanowiłem się wycofać do domu, lecz gdy się ledwo zdążyłem odwrócić i zrobić parę kroków, usłyszałem za sobą głos rodzicielki.

- A ty gdzie?

~~~~

Pov: Nataniel

Właśnie siedzieliśmy z Wiktorią na polance, gdzie zimą rzucała z Zuzanną "śnieżkami" w Ivana. Ja byłem na gałęzi drzewa, a Wiki pode mną, na trawie. Wcześniej odwiedziliśmy sklep, gdzie zakupiliśmy Tymbarki oraz po jakiejś przekąsce, którą już zjedliśmy. Pisała z kimś, ale nie mogłem dojrzeć z kim, ponieważ zawsze, kiedy zwisałem głową w dół, aby zerknąć, to ona przyciągała swój telefon do piersi.

- Z kim piszesz? - spytałem z czystej ciekawości, patrząc na nią z góry i poprawiając się na gałęzi, by nie spaść.

- Z n-nikim... - zająknęła się, odwracając wzrok. Pierwszy raz usłyszałem, jak się jąka...

- Warum stottern Sie dann? - wisiałem głową w dół, mocno trzymając się nogami ramienia drzewa.

- Nie powiem, bo się wściekniesz.. - wyszeptała. Spojrzała mi w twarz. - Okulary ci zaraz spadną..

Odłożyła telefon na bok koło swojego plecaczka i poprawiła mi okulary. Zarumieniłem się. Widząc moje czerwone policzki, zaśmiała się. Pięknie się śmieje.... Nataniel, hör auf, darüber nachzudenken!

- Toooooo... Powiesz? - nie odpuszczę. I widząc moją upartość, westchnęła zrezygnowana. - Nie wścieknę się, obiecuję. - nadal nie była pewna. Wzięła komórkę do rąk.

- Z... - szepnęła niewyraźnie.

- Z kim?

- Z Oliwierem...

Pov: Wiktoria

Widziałam, jak twarz Nataniela z radosnej i uśmiechniętej robi się kamienna i poważna. Podniósł się do góry, trzymając okulary. Oparł się o pień drzewa, nie patrząc na mnie. O co mu już chodzi? Znów się pokłócił z Madziarem czy co?

- Co ci już nie pasuje? - zapytałam, wstając z ziemi. Telefon schowałam do kieszeni spodni.

Nie odezwał się, lecz na mnie spojrzał. Jego spojrzenie było zimne i... Bez emocji. A do tego jego położenie nie sprzyjało mi za bardzo. Czułam się jak mały królik, który zaraz zostanie zabity przez orła...

- No pytam się. Co ci już nie pasuje? - ponowiłam pytanie, na które znowu nie otrzymałam odpowiedzi. - ODEZWIESZ SIĘ CZY NIE?!

- Jego osoba mi nie pasuje, ot co. - rzekł chłodno,  schodząc z drzewa. Odsunęłam się, aby na mnie nie spadł.

Podszedł do mnie, ale ja szybko wzięłam plecak, zakładając go na plecy. On tylko mi się przyglądał. Wyglądał niepokojąco z tym wzrokiem...

- Nie patrz się tak na mnie.. - odezwałam się, robiąc powoli kroki w tył.

- Aber was mache ich mit dir? - powiedział, podchodząc bliżej.

Cofałam się. Kurwa, gość teraz na serio mnie przerażał! Nie to, że gadał po niemiecku, to jeszcze sposób w jaki mówił i na mnie patrzył nie podobał mi się wcale... Boże, jak mnie uratujesz przed tym szwabem, to zacznę się wyspowiadać co tydzień.

Zastanawiałam się, czy nie zacząć przed nim spierdalać, lecz Niemiec jest szybszy i by mnie prędzej złapał niż bym dobiegła do stawu.. Jak szłam trzy kroki w tył, Szkop tak samo, trzy kroki, ale do przodu. No i w końcu musiało się coś stać nie na moją korzyść. Napotkałam przeszkodę w postaci pnia jakiegoś starego dębu. A chłopak zbliżał się do mnie niemiłosiernie coraz bliżej...

Powoli zmniejszał dystans między nami, a ja stałam przed nim, jak na tacy podana, zamiast uciekać, czekałam, aż mi coś zrobi... A mogłam wyłączyć przychodzenie powiadomień i bym nie odczytała wiadomości od Nataniela... Ale człowiek najpierw robi, potem myśli.

Kiedy między naszymi ciałami było tylko paręnaście centymetrów odległości, pochylił się nade mną i szepnął do ucha.

- I co teraz zrobisz? - przełknęłam ślinę.

Położył jedną rękę po jednej stronie mojej głowy. Spoglądałam na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Umrę młodo.. I nagle sięgnął drugą ręką w kierunku moich pleców.. I wyciągnął z bocznej kieszeni plecaka butelkę Tymbarka. Odsunął się ode mnie, odkręcając ją i upijając łyk. Gapiłam się na niego z gałami na wierzchu..

- Was? - zapytał, jakby nigdy nic. - Pić mi się chciało, a ty zabrałaś plecak, gdzie miałem picie.

- T-ty.. Ty kurwo jebana! - krzyknęłam, z płonącymi policzkami. Ten jedynie się zaśmiał, zakręcając butelkę.

- O czym ty myślisz, dziewczyno? - ma rację. Jezu...

- Chodźmy już do domu, głodny jestem. - rzekł.

Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dochodziła powoli 17:00. Byliśmy tutaj 7 godzin?!

- Tak, chodźmy. - mruknęłam pod nosem.

Udałam się z Natanielem do wyjścia z lasu, a potem skierowaliśmy się do domów. Odprowadziłam Niemca i minęłam dom Zuzy, która obserwowała mnie z okna swojego pokoju...

∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆

953 słów bez tego. Rozdział niesprawdzony, ponieważ jest długi ( według mnie) i nie chce mi się sprawdzać ;-;

Mam nadzieję, że się podoba, a szczególnie ta scena na polanie... Nie potrafię takich rzeczy pisać.

Ksiądz 🌻



|| Idiota || Jak_nistka26Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz