ROZDZIAŁ 10

20 4 42
                                    

-Ja, Zoey Zelaya, biorę ciebie, Shane'ie Wilsonie za męża i ślubuję ci miłość, wierność oraz uczciwość małżeńską- wypowiadam słowa przysięgi i patrzę mężczyźnie prosto w oczy.

-Ja, Shane Wilson, biorę ciebie, Zoey'u Zelaya za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską- w jego ślicznych tęczówkach dostrzegam błysk szczęścia.

Mamy to.

Oficjalnie jesteśmy mężem i żoną.

-Możecie się teraz pocałować- oznajmia ksiądz, a moja siostra zaczyna głośno klaskać, skandować nasze imiona i gwizdać. Robi przy okazji milion zdjęć.

Shane zbliża do mnie swoją twarz, a gdy nasze usta dzielą milimetry opiera swoje czoło o moje i delikatnie muska wargi.

Przechodzą mnie dreszcze, a fala ekscytacji zalewa moje ciało.

Całujemy się!

Śmiało mogę powiedzieć, że to jedno z najlepszych uczuć na świecie. Zapominasz wtedy o wszystkim i skupiasz się tylko na tym co dzieje się z twoim ciałem. Z umysłu nie zostaje nic, nogi robią się jak z waty, a ciało odmawia posłuszeństwa i działa pod wpływem impulsu.

To takie hipnotyzujące uczucie.

Moje przemyślenia kończy odsunięcie się Shane'a.

Wygląda na równie oczarowanego tym gestem, co ja.

Urocze.

Jednak muszę się ogarnąć i zaprosić wszystkich na jedzenie.

-Skoro już jestem panią Wilson to chodźmy na pizzę-oznajmiam- Ślub był elegancki, ale natury nie oszukasz.

-Ja chcę hawajską!- krzyczy Selena.

-Ja serową- mówi Alex.

-A ja tą, którą wybierzesz moja żona- uśmiecha się Shane.

-Hmm... - zastanawiam się- Ja mam ochotę na tę z pieczarkami.

-To postanowione!- ekscytuje się bliźniaczka- Idziemy świętować rozwód! Znaczy się, ślub!- poprawia się szybko-To było przejęzyczenie akurat. Przysięgam!

-Dobra, zluzuj- rzucam do niej i wsiadam do auta mężczyzny- Zabierz nas do najlepszej pizzeri w mieście, mężusiu.

-Oczywiście, żonko- ironizuje Shane i na nawigacji pokazuje mi gdzie mam jechać.

Na początku trochę bałam się jechać jego autem, ale jedzie się nim podobnie jak moim, więc nie jest źle.

Gdyby nie to, że złamał rękę nigdy w życiu nie wsiadłabym za kierownicę tego piekielnie drogiego wozu.

-A potem idziemy do parku porobić wam zdjęcia ślubne-stwierdza Selena.

-Nie-odpieram- Dobrze wiesz, że nie lubię zdjęć.

-Wiem, ale kiedyś mi podziękujesz. To pamiątka na całe życie. W końcu ślubu nie bierzesz się codziennie- upiera się moja siostra, a ja parskam.

Uparta była od zawsze.

-Skoro tak mówisz, to okej- zgadzam się- Tylko to nie ma być jakaś ogromna sesja.

-Będzie prosto i skromnie- przytakuje rudowłosa- Wejdziemy tylko do kwiaciarni po mały bukiecik, żebyś miała coś w ręce. Zobaczysz, jeszcze mi podziękujesz!

Miało być skromnie, a wyjdzie jak zawsze.

Czerwony dywan i błysk miliona fleshy.

-Podziękuję to mi mój żołądek, jak coś zjem- odzywa się Shane- Umieram z głodu.

-Wczoraj umierałeś z bólu po złamaniu ręki-żartuję-A jak ona dzisiaj?

-Nie jest źle, ale mogło być lepiej- wzdycha- Już nieważne. Było minęło. Za niedługo zdejmą mi gips i zapomnę, że coś z nią było nie tak.

Jak tak będzie, to cud, miód, malina.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-wita nas miła kelnerka i zbyt szeroko uśmiecha się do Shane'a.

Mierzę ją wzrokiem i muszę przyznać, że jest ładna, ale pusta.

Tak samo jak jej wypchane cycki.

-Poprosimy stolik dla czterech osób-odpiera mój mąż.

-Jasne, proszę pójść za mną- dziewczyna rusza i zaczyna mocno kręcić biodrami.

Szmacisko chce mi męża poderwać.

-Proszę się zastanowić nad wyborem, a ja za chwilę przyjdę- odpowiada i poprawia biust przed oczami mężczyzny.

Zaraz wybuchnę i jestem na skraju wyzwania jej od dziwek, ale uprzedza mnie moja siostra.

-Przepraszam, nie powinna pani jakiejś podłogi szorować?- zaczyna Selena i już wiem, że nie skończy się to, dobrze.

-Co, proszę?- odpowiada blondynka.

Gówno, kurwa.

-Bo jest pani zwykłą szmatą- stwierdza Sel- Ma pani czelność kleić się do cudzych mężów. Moja siostra i jej facet przyszli świętować własny ślub, a pani psuje im ten czas więc proszę wypierdalać.

Z klasą.

Gdyby nie to, że jest tu Xander powiedziałabym coś podobnego.

I gdyby nie to, że wyszłabym na zazdrosną.

-Oh, ja nie wiedziałam- jąka się- Przyślę po zamówienie kogoś innego.

-Nie, bo masz się wstydzić- stwierdza moja siostra-Wiemy już co chcemy?

-Sel, wystarczy- patrzę na siostrę wyczekująco, ale ona nic sobie z tego nie robi.

- Poprosimy jedną, dużą pizzę pół na pół serową i i hawajską, a drugą dużą z pieczarkami. Do picia będzie kieliszek szampana, a jak nie ma to wina i trzy napoje gazowane- składa zamówienie i z sztucznym uśmiechem wpatruje się w kelnerkę.

-Jedzenie będzie gotowe za dwadzieścia minut- mamrocze i ucieka w stronę kuchni.

-Byłaś dla niej za ostra, Sel- odzywam się.

Mogła ją trochę powyzywać i pognębić, ale nie aż tak.

W końcu nazwała ja szmatą, a potem kazała przyjąć od siebie zamówienie.

Chamskie, trochę.

Ale z drugiej strony, Sel ma trochę racji. Powinna zająć się obowiązkami, a nie wyrywaniem cudzych mężów.

-A chciałabyś, żeby podrywała innych facetów, pukaliby ją na boku, a potem wracali do domu i udawali kochających?

O nie, najgorzej.

Jakbym złapała takiego delikwenta to nie miałby życia.

Mógłby wybierać kolor trumny, ewentualnie pod którym mostem zamieszka.

W najlepszym wypadku zacząłby interesować się makijażem i ukrywaniem śliwy.

-Nie, ale można było to załatwić spokojnie.

Jestem młodsza, ale bardziej rozsądna.

Czuję się teraz trochę jak mama.

-Nie.

Cała Selena.

Z nią nie wygrasz.

Hejka, hejka!

Co sądzicie o dzisiejszym rozdziale?

A co powiecie na jakiś maraton?

Tylko wiecie, trzeba mnie ładnie przekupić i dopiero wtedy pomyślimy o takim prezenciku!

VecinosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz