ROZDZIAŁ 13

14 4 12
                                    

-Zoey, kurwa mać, dostałaś już telefon ze szpitala?- zaraz po zakończeniu poprzedniego połączenia dzwoni do mnie Selena.

Niestety.

Jedno zdanie, kilka słów, a doszczętnie roztrzaskało moje serce.

Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez nich.

Bez ich głosu.

Bez ich uśmiechów.

Bez ich żartów.

Bez ich przytulasów.

Bez ich miłości.

A fakt, że rozmawiałam z nimi pół godziny przed śmiercią rozrywa moje serce.

Tak jakbym się z nimi żegnała, nawet o tym nie wiedząc.

Druzgocące.

Druzgocące tak samo jak żałosny płacz, który wydostaje się z moich ust.

-Dostałam- przytakuję, a z moich ust wydobywa się głośny szloch- Jesteś z Martiną i Ginger?

W całej tej okropnej sytuacji najbardziej poszkodowana jest moja najmłodsza siostra i mimo potężnego żalu, który teraz mam w sobie, muszę jej pomóc.

Tego chcieliby rodzice.

-Tak. Ginger zamknęła się w łazience i nie chce wyjść- opowiada moja siostra i słyszę, jak jej głos drży od płaczu- Tina z nią rozmawia i próbuje rozwalić zamek.

Spodziewałam się gwałtownej reakcjii małej, ale nie aż tak.

Zaczynam się o nią martwić i chyba trzeba zapisać ją do psychologa. Takie wizyty dobrze jej zrobią.

-Będę u was za piętnaście minut. Jesteście u ciebie?

-Tak.

Kończę połączenie i mocno zamykam powieki.

-Zawieziesz mnie do bliźniaczek?- pytam i ledwo hamuję łzy.

-Pewnie, pszczółko-zaczyna łagodnie Shane- Tylko nie wiem, czy najpierw nie chcesz załatwić adopcji Ginger.

-Cholera jasna, zapomniałam- wzdycham i rozpłakuje się na dobre.

Przecież ona jest taka mała.

Ma dopiero dziesięć lat. To nie jest wiek, w którym idzie się na pogrzeb rodziców i czeka na to aż któreś z rodzeństwa cię przygarnie. Do tego dochodzi jeszcze przeprowadzka, bo nie będziemy wynajmować pustego mieszkania.

-Daj mi telefon-mówi mój mąż i obejmuje mnie ramieniem- Zadzwonię do Sel i spytam się czy one chcą zająć się Ginger, czy masz to zrobić ty.

Bez wahania oddaję mu telefon i siadam na pobliskim krawężniku.

Jestem tak słaba, że mam ochotę uderzyć głową o ten beton.

-Jestem słaby w pocieszaniu, Zoey, więc przepraszam jak palnę jakąś głupotę-zaczyna Alexander i siada obok mnie- Powiedziałbym, że masz nie płakać, ale to chyba nie pasuje do sytuacji.

Trochę rozśmiesza mnie swoją próbą rozweselenia mnie.

Udaje mu się.

-Nie przejmuj się, kaskaderze- delikatnie podnoszę kąciki ust i pociągam nosem- Ja też jestem okropna w pocieszaniu, ale zdradzę ci sekret. Wystarczy przy kimś być. Tyle i aż tyle.

Tyle i aż tyle.

Rodzice byli przy mnie zawsze, a teraz ich nie ma.

Nigdy mnie nie przytulą i nie powiedzą, że wszystko się ułoży.

VecinosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz