PROLOG

444 69 35
                                    


Prolog

Są tutaj. Czuję ich zaciekawione spojrzenia na swoich plecach. Część z tych gładko ogolonych, eleganckich mężczyzn zastanawia się dlaczego zostali tutaj zaproszeni, a część w ogóle o tym nie myśli. Na mojej twarzy utrzymuje się wymuszony uśmiech, kiedy wolno idę w kierunku baru. Mimo głośnej melodii skrzypiec słyszę każde stuknięcie wywołane zetknięciem się moich szpilek z twardymi marmurowymi płytkami. Mam ochotę się skrzywić i zsunąć je ze stóp, bo są cholernie niewygodne lecz zamiast tego utrzymuję uśmiech i proszę barmana o podwójne martini fiero. Kiedy tylko słodko-gorzki smak cytrusów i ziół ląduje mi na języku, nachodzi mnie to dziwne uczucie.

Szósty zmysł albo początki schizofrenii. Nazwijcie to jak chcecie, ale od rozpoczęcia przyjęcia urodzinowego aż do teraz mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Odwracam się i omiatam spojrzeniem salę balową, w której mój ojciec zorganizował całe to wydarzenie lecz oprócz dyskutujących między sobą obcych ludzi nie zauważam nic. Absolutnie nic niepokojącego. Odstawiam kieliszek i zjadam plasterek dojrzałej pomarańczy. Dziś mija dwadzieścia siedem lat odkąd pojawiłam się na tym świecie i z jakiegoś powodu wcale nie mam ochoty tego świętować. Może chodzi o nieunikniony proces starzenia się albo fakt, że ojciec zaprosił majętnych kawalerów niemal z całego hrabstwa tylko po to, żebym zwróciła na kogoś uwagę. Cóż, to nie był najmądrzejszy pomysł ojcze. Zanim odsuwam się o baru wypijam jeszcze dwa kolejne martini, a potem na nieco już drżących nogach wchodzę do drugiego pomieszczenia. Też jest wielkie i utrzymane w iście królewskim stylu, przez co zastanawiam się ile musiało kosztować wyprawienie mi urodzin w rezydencji barona Smitha. Pewnie krocie, choć wcale na to nie nalegałam. Dla ojca jednak niedopuszczalne było celebrowanie mojego święta w wąskim gronie przy torcie i puszczonym z głośnika Happy Birthday. Wiem, że robi wszystko, abym czuła się ważna i potrzebna. Szczególnie teraz, gdy zostaliśmy we dwoje. Mrużę oczy, bo nagle razi mnie blask żyrandoli. Wiele bym oddała żeby mama tu była. Prawie wybucham ironicznym śmiechem, kiedy wyobrażam sobie jak reaguje na to wystawne przyjęcie. Nie przepadała za blichtrem. Zresztą kto z własnej woli uwielbia przebywanie na świeczniku? Idąc spoglądam w chłodną taflę luster wiszących na ścianach w bogato zdobionych ramach. Widzę w nich odbicie swoich błyszczących niebieskich, prawie błękitnych oczu i włosy w kolorze karmelu łagodnie opadające na odkryte ramiona. Widzę zmysłowo podkreślającą piersi i biodra długą sukienkę w kolorze dojrzałego wina i wzdycham głęboko. Mężczyźni, którzy otrzymali zaproszenie na moje urodziny jedynie wodzili za mną oczami. Dwóch, może trzech podeszło zapytać o moje samopoczucie. Wkurzam się na Arię, lecz ten gniew nie jest niczym uzasadniony. Po prostu zazdroszczę przyjaciółce wyjazdu do Szkocji. Gdybym miała wybór, to niemal natychmiast spakowałabym walizki i udała się na lotnisko, ale...decyzje nie są zależne ode mnie. Nigdy nie były. Unoszę głowę i przez chwilę podziwiam gzymsy. Siedzą na nim dwa putta podtrzymujące girlandy. Sztukateria tego miejsca zapiera mi dech w piersi. I nagle, kiedy ponownie spoglądam w lustro dostrzegam w nich mężczyznę. Wystraszona wydaję z siebie cichy jęk, co wywołuje lekkie rozbawienie w nieznajomym. Jego usta rozciągają się w leniwym uśmiechu przez co żałuję, że ma na połowie twarzy czarną elegancką maskę wenecką, która tworzy tajemniczą całość wraz z szykownym frakiem i białą muchą. Zamieram, kiedy mężczyzna robi krok w moją stronę. Jest ode mnie wyższy i roztacza wokół siebie niezwykle seksowny zapach kardamonu wymieszanego z paczulą i rozmarynem, ale nie dlatego moje serce zaczyna bić szybciej.

– To dla ciebie, milady.

Jego niski, głęboki głos wdziera się do mojej głowy niczym nieproszony gość i zaczyna drażnić wszystkie moje zmysły. Z wahaniem zawieszam wzrok na jego zamkniętej dłoni, w której trzyma pęk stokrotek. Och, na litość boską. Skąd one się tutaj wzięły? To niemożliwe, żeby je skądś podkradł. Ojciec nie zadbał o florystykę, a obcy adoratorzy przynosili ze sobą oklepane róże.

It Shouldn't be YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz