Pamiętajcie o gwiazdkach, kotki❤️
Rozdział wyszedł bardzooo długi. Na pewno za jakiś czas będę go poprawiać, ponieważ coś mi nie siedzi. W komentarzach możecie podzielić się swoimi przemyśleniami dotyczącymi rozdziału.
—Panno Lily, zapraszam do mojego gabinetu.
To mój pierwszy dzień tutaj. Zdążyłam już poznać podopiecznych. ,,Nasza" grupy liczy dwudziestu szkrabów. Są w przedziale wiekowym od ośmiu do dziesięciu lat. Są przekochane, lecz na pierwszy rzut oka widać, że boją się Pani Clark.
Tak, wreszcie mi się przedstawiła.
–Na umowie przedstawiłam Ci twoje obowiązki oraz okres trwania umowy. Pensja nie jest za dużo, ponieważ odcinamy odpowiednie sumy za wejścia na różne atrakcje. Zanim zaczniesz narzekać, pamiętaj, że pracując tutaj nie oczekuje od ciebie żadnego doświadczenia– Mrozi mnie wzrokiem.
–Absolutnie, na nic nie narzekam. Bardzo Pani dziękuję za tę szansę– uśmiecham się w jej stronę szeroko.
–No, nie szczerz się tak. Idź do dzieciaków, ustaw je w pary i przelicz. Wezmę najważniejsze rzeczy i do was dołączę– na jej słowa kiwam jedynie głową i wychodzę z pomieszczenia.
Biorę głęboki wdech i kieruje się do strefy wspólnej.
Lily, będzie dobrze.
Naszą dzisiejszą atrakcją jest wyjazd na stadion Camp Nou. Dzieci będą mogły zwiedzić cały stadion, a potem odbędzie się dla nich mały trening. W tej grupie są sami chłopcy, więc ten pomysł jest dla nich wyśmienity.
Dowiedziałam się, że dwa razy w tygodniu mamy wyjazdy poza sierociniec. Taka mała odskocznia dla nich.
---Kochani, bardzo proszę abyście dobrali się w pary---uśmiecham się w ich stronę nieśmiało.
Mimo, że to tylko dzieci i tak bardzo się stresowałam rozmawiać z nimi. Co chwilę posyłali mi ciekawskie spojrzenia.
Jak zaczarowni, w szybkim tempie ustawili się w pary przed drzwiami.
--Super, wszyscy są. Możemy wychodzić---mówię w momencie, gdy Pani Clark do nasz dołączyła.
Wychodzi jako pierwsza prowadząc do pobliskiego autokaru, który zawiezie nas na stadion.Idę na samym końcu, pilnując aby żadne dziecko się nie odaliło.
Większą uwagę zwracam na chłopców idących przede mną. Blondyn odsuwa się jak najdalej od swojego kolegi z pary co chwilę rzucając mu obrzydzone spojrzenie. Drugi z chłopców ma łzy w oczach.Szkrabie, wiem jak się czujesz...
---Jak masz na imię?--pytam się blondyna (na pewno już go nie polubię).Mamrocze pod nosem cicho ,,Juan"--Juan, proszę idź przodem. A ty skarbie chodź tu do mnie--uśmiecham się najmilej jak tylko potrafię i wyciągam dłoń do drugiego chłopca. Wyciera pięściami swoje oczy i nieufnie podaje mi dłoń.
Zatrzymuje się na chwilkę, delikatnie odsuwając się od grupy.
CZYTASZ
Łzy tamtego lata || Pablo Gavira.
FanfictionŻycie bywa dobijające. Lily przekonuje się o tym codziennie. Żyjąc z okropną matką, która traktuje ją jak służącą oraz ojczymem-tyranem- szuka lepszego jutra. Lepszego jutra z cholernie pięknymi brązowymi oczami, które widziała tylko raz-dziesięć l...