Zachciało mi się śmiać. Znowu.
Przeniosłam spojrzenie z Vincenta na Victora. Ten drugi już nie wyglądał na wdzięcznego. Wrócił do piorunowania mnie spojrzeniem. Jakby mnie ostrzegał.
– O wilku mowa, a wilk tu – powiedziałam do niego teatralnym szeptem. Alkohol robił swoje.
Odchrząknęłam i znowu spojrzałam na Vincenta. Wyglądał... znajomo. Po prostu znajomo. Jakby nic się pomiędzy nami nie zmieniło. Jakbyśmy wciąż wpadali na siebie raz za razem...
– To chyba pytanie nie do mnie. – Rozłożyłam ręce w geście wyrażającym bezradność. – Jak widzisz, mam już partnera do tańca. – Ponownie złapałam Victora pod ramię i przyciągnęłam do siebie. – Nie zostawię go przecież samego na parkiecie, to bardzo niegrzeczne. No chyba, że nie będzie mu to przeszkadzać. – I popatrzyłam na niego znacząco.
Z prowadzonej z nim chwilę wcześniej rozmowy mogłam z łatwością wywnioskować, że tak samo jak ja nie chciałam mieć nic wspólnego z Vincentem, tak samo on nie chciał, żeby cokolwiek mnie z nim znowu łączyło. Ufałam, że również będzie mu zależało na tym, żeby nie dopuścić do naszego ewentualnego tańca, dlatego mogłam sobie pozwolić na powierzenie losu w jego ręce z tą szczyptą dramatyzmu. Tym bardziej zachęcił mnie do tego kieliszek szampana i dwa szoty wódki. W normalnych okolicznościach prawdopodobnie plułabym już jadem.
Mężczyźni popatrzyli sobie w oczy. Z fascynacją obserwowałam, jak toczą pomiędzy sobą niemą rozmowę, z której nie mogłam nic wyczytać. Musieliśmy wyglądać dość zabawnie, trójka ludzi stojąca jak słupy pośród wirujących na parkiecie par, ale w tamtej chwili zupełnie mnie to nie obchodziło.
Victor już otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale właśnie wtedy pojawiła się obok nas... Gabrielle. W butelkowozielonej wieczorowej sukni i wyjściowym makijażu. Zmarszczyłam brwi na jej widok. Była ostatnią osobą, której się spodziewałam w tym miejscu.
– Tu jesteście! – powiedziała wesoło, przyjaźnie się do nas uśmiechając. – Ana, jak dobrze cię widzieć. Ślicznie wyglądasz – dodała, obejmując mnie jedną ręką. – To jak? Odbijamy? – zapytała, kiedy w końcu się ode mnie odsunęła.
Obserwowałam z nieskrywanym zdziwieniem, jak bez skrępowania łapie za dłoń Victora i splata z nim swoje palce. Mężczyzna poddał się temu gestowi bezwarunkowo, jakby z przyzwyczajenia.
Zamrugałam kilkukrotnie powiekami i przeniosłam spojrzenie z ich splecionych dłoni na twarze. Ale nawet tego nie zauważyli. Patrzyli sobie w oczy, delikatnie się do siebie uśmiechając.
V i c t o r się uśmiechał.
Cóż, najwidoczniej trochę mnie ominęło...
Z zawieszenia wyrwało mnie ciche chrząknięcie Vincenta. Spojrzałam na niego kątem oka, tak samo Gabrielle i Victor.
– Jak widzę, wszyscy już mają partnerów i nikt nie zostanie sam na parkiecie. Prawda, Victorze?
Przeniosłam spojrzenie na drugiego mężczyznę. Tego, który miał być moją deską ratunku. Nie wyglądał na zadowolonego.
– Złapiemy się później – mruknął cicho, po czym posłał mi kolejne ostrzegawcze spojrzenie. Z niedowierzania lekko rozchyliłam usta.
Łajdak! Miał tylko jedno zadanie!
Obserwowałam, jak para oddala się od nas, żeby znaleźć wolny kawałek parkietu. Gabrielle uśmiechnęła się do mnie ostatni raz przez ramię, po czym zniknęli w tłumie.
Przez chwilę stałam nieruchomo, wciąż wpatrując w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą ich widziałam. Wolałam to niż przeniesie wzroku na mężczyznę, który uparcie stał obok mnie. Ale jego głos w końcu zmusił mnie do tego, żebym to zrobiła.
![](https://img.wattpad.com/cover/377182545-288-k419382.jpg)