2.Byliśmy tacy sami

1.1K 66 62
                                    

– Czyli mówisz mi, że wystarczyło jedno spotkanie, żebyś znowu uległa pod czarującym urokiem mojego brata?

Spoglądałam na lekko rozbawionego Alexa z rezygnacją. Normalnie ręce mi opadały.

– Nie. Mówię, że zamieniliśmy ze sobą jakieś trzy zdania i rozeszliśmy się, każde w swoją stronę. Koniec historii.

Chłopak gorliwie pokiwał głową. Ewidentnie się ze mnie nabijał.

Westchnęłam cierpiętniczo, z powrotem odwracając się twarzą do kuchni. Robiłam tosty. Śniadanie, obiad i kolacja każdego rasowego studenta. Alex tymczasem siedział rozwalony na kanapie i ze znudzeniem przeglądał książki, które tego dnia wyniosłam z księgarni. Typowa sobota.

– Szkoda – mruknął, zupełnie ignorując moje poprzednie słowa. – Lubiłem nasze wspólne gnojenie go. Ale nic, co dobre, nie trwa wiecznie, prawda? Skończył się dzień dziecka.

Przewróciłam oczami, układając równo plasterki sera na chlebie tostowym, tak żeby nie wystawał poza kromkę. Zdążyłam się już przekonać, że Alexander Blythe żył w swoim świecie i nic nie było w stanie wyciągnąć go z jego otchłani.

Nie żeby mu to jakoś bardzo przeszkadzało...

– To spotkanie nic nie zmienia. Chyba żadne z nas nie łudziło się, że nigdy na siebie nie wpadniemy. No i w końcu się stało. Ale wszystko zostaje, tak jak jest. Nie zamierzam się nad tym roztrząsać – powtórzyłam po raz tysięczny, równocześnie wykorzystując ostatnie pokłady swojej cierpliwości.

Przy tysięczno pierwszym razie nie ręczę za siebie, przysięgam.

– Obiecaj mi przynajmniej, że nie prześpisz się z nim w ciągu najbliższego miesiąca. Zróbcie sobie okres próbny czy coś.

Zamarłam przy otwartej lodówce z opakowaniem sera w jednej ręce.

On naprawdę to powiedział?

Błyskawicznie obróciłam się do niego twarzą i płynnym ruchem rzuciłam w jego kierunku plasterkiem goudy. O dziwo, trafiłam. Ser z głośnym plaśnięciem przykleił się do jego czoła.

Alex wyglądał na lekko zaskoczonego. Przez pięć długich sekund patrzyliśmy sobie prosto w oczy, po czym oboje parsknęliśmy krótkim śmiechem. Chłopak zjadł latającą przekąskę, a ja wróciłam do pilnowania mojego nowego popisowego dania. W ten sposób zamknęliśmy niewygodny temat.

I tak właśnie wyglądała nasza relacja. Spędzaliśmy ze sobą całkiem sporo czasu, który poświęcaliśmy na niezobowiązujące rozmowy i gnojenie Vincenta. Do poważniejszych tematów podchodziliśmy rzadko, a jeśli już, to z dużym dystansem. Tak było łatwiej. Dla nas obojga.

Alex był jedyną osobą, która nie dała mi przestrzeni. Po moim z lekka histerycznym wystąpieniu w kawiarni, tuż po tym jak przypadkiem odkryłam całą prawdę, wszyscy moi przyjaciele zaczęli zachowywać się bardzo... ostrożnie. Dali mi czas na ochłonięcie, nie naprzykrzali się. Bo tego właśnie chciałam. Bo mówiłam im, że tego chcę. Tymczasem Alex już po kilku dniach zaczął się dobijać do mojego mieszkania, krzycząc się, że koniecznie czegoś ode mnie potrzebuje. Kiedy zorientował się, że nie miałam zamiaru mu otworzyć, wyłamał zamek, wszedł do środka i powiedział mi, że śmierdzę. A później sobie poszedł. Kolejnego dnia wrócił, już bez żadnego oporu wszedł do środka (zamek w drzwiach wciąż był wyłamany) i zaczął chaotycznie mówić, że kiedyś zobowiązałam się napisać mu jakąś pracę zaliczeniową na studia i że jeśli nie odda jej w trybie natychmiastowym, to obleje przedmiot i będzie musiał go powtarzać. Przypomniałam sobie wtedy, wciąż gnijąc w łóżku, że rzeczywiście mieliśmy jakąś chorą umowę, która totalnie wyleciała mi z głowy. Jednak tak zirytowało mnie jego zuchwałe zachowanie, że podniosłam się ze starej pościeli tylko po to, żeby się na niego wydrzeć i wyrzucić za drzwi.

cave of desiresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz