Rozdział 4

8 7 4
                                    

  Wczoraj wieczorem do domu Carrington'ów wróciliśmy po dziesiątej, przez co mama była jednocześnie wkurzona, że tak późno wracamy do domu, ale również szczęśliwa, że znalazłam wspólne tematy do rozmów z Matteo.

  Dzisiaj był nowy piękny dzień, a przynajmniej wszystko jak na razie takie było.

  Od piątej rano zdążyłam na spokojnie się wykąpać, wysuszyć włosy, a potem ubrać w nowy mundurek, który muszę przyznać, że był bardzo ładny i wygodny. Pomalowałam się na spokojnie, robiąc delikatny makijaż, zrobiłam łóżko i usiadłam na pufie czytając książkę, dopóki do pokoju nie wbiegła moja mama cała czerwona ze złości.

 -Nora! Wstawaj!- gdy zauważyła, że nie śpię i jestem już w pełni ubrana zaczęła się drapać po głowie, zapewne myśląc sobie co za dziecko wychowała, które wstaje mega za wcześnie, żeby być gotowym na pierwszy dzień w nowej szkole. 

A ja szkołę lubię. Bardzo. Jest moją odskocznią od rzeczywistości, więc na jakiś czas się tam zatracam w tym wszystkim co się dzieje.

  -Co tam mamo?-zapytałam się jej wkładając zakładkę do książki na stronie, której skończyłam czytać.

 -Właśnie już miałam się ukarać za bycie najgorszą matką, bo nie obudziłam własnego dziecka na pierwszy dzień w nowej szkole, ale uratowałaś mnie i jednak dobrą matką jestem.-powiedziała delikatnie zasapana. Zapewne biegła z sypialni, zważając na to, że nadal jest w piżamie, to tak pewnie było.

 -Chodź na śniadanie.-rzuciła mama ziewając wychodząc z pokoju.

 -Idę!-krzyknęłam zabierając plecak spod biurka oraz odłączając telefon od ładowarki.

  Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam chłopaków siedzących przy stole jedzących kanapki, popijając wodą z cytryną.

 -Witaj Noro.-przywitał mnie stojący w kuchni ubrany w garnitur Michael.- Jak się spało?

 -Dobrze. Nie mogę się doczekać.-stwierdziłam, na co Natchaniel parsknął śmiechem.

 -Nie możesz się doczekać iść do szkoły? Chciałbym mieć taki entuzjazm.- uśmiechnął się głupkowato.

 -Nie przejmuj się nim.-powiedział Michael wbijając morderczy wzrok w Nicholasa, przez co tamten zaczął jeść kanapkę, a nie komentować.- Na prawdę jest to dobra szkoła. Zobaczysz.-powiedział stawiając przy stole talerz ze śniadaniem dla mnie.

  Usiadłam przy stole rzucając plecak obok siebie na podłogę. Gdy tylko zobaczyłam co było dla mnie przygotowane na śniadanie zgłodniałam, do czasu, gdy Michael nie zapytał się mamy jaki jest dzień.

 -Dwudziesty dziewiąty października.- mruknęła mama wlewając mleko owsiane do kawy.

  Wtedy wszystko do mnie powróciło. 

... pistolet. Ona na prawdę trzymała w ręku pistolet... 

 -Natasha.-szepnęłam nie wiedząc, jakie ma zamiary.-Co ty robisz?

 -To co powinnam już zrobić dawno temu.-zaczęła.-A co ty sobie myślisz, że bycie twoim klonem jest łatwe? Codziennie rano wysłuchuję, jak rodzice chwalą cię za nową ocenę i to zawsze jest celująca! Ja nie mam super ocen, ani super znajomych. Jestem zdana na siebie, a ty w niczym mi nie pomagasz, a dodatkowo odcinasz się ode mnie!-krzyknęła.

 -Przecież to ty uciekasz ze szkoły... i to ty się oddalasz od nas. Mama wiele razy się ciebie pytała, czy nie chcesz z nami pooglądać film w salonie, ale ty nigdy nie chciałaś.-stwierdziłam czując ogromną kulę w gardle, wiedząc, że w każdej chwili może do mnie strzelić i będzie po mnie.

  -I co z tego!? To JA jestem tą złą, a ty tą super wspaniałą i grzeczną córeczką.-podeszła do mnie, przez co ja się odwróciłam przodem do wejścia, a ona na mnie krzyknęła przykładając mi pistolet do ręki.

 -Nie waż się ruszyć.

  Obeszła mnie odsuwając pistolet ode mnie, i już miałam coś do niej powiedzieć, gdy poczułam mocne ukłucie w prawy bok, tuż nad miednicą.

 -Au.-krzyknęłam, na co Natasha przyłożyła znowu pistolet do mojej ręki.

 -Bądź cicho, bo...-zaczęła, ale usłyszałyśmy kroki dochodzące ze schodów prowadzących tuż do nas. Do piwnicy.

 -Co tu się dzieje?- zszedł tata ze schodów, a po paru krokach Natasha oderwała ode mnie pistolet i trafiła tatę prosto w serce z tak dalekiej odległości.

 -Nie!-krzyknęłam biegnąc do taty i mimo bólu i lejącej się krwi z rany ukucnęłam przy martwym już ciele taty. Jak ja się cieszę, że nie pozwoliłam mu jako pierwszemu tu zejść, bo mógł by od razu być martwy... a może by ją powstrzymał?

 -O boże.-szepnęła gdzieś z tyłu Natasha.- Co ja zrobiłam.-upuściła najpewniej z ręki pistolet, bo coś uderzyło o ziemię, a następnie gdy odwróciłam się, to już jej nie było...

  Wtedy poczułam okropny ból... to już mój koniec... i wtedy zemdlałam, a obudziłam się dopiero po paru tygodniach w szpitalu nic nie pamiętając, z zapłakaną i bezradną mamą trzymającą mnie za rękę oznajmiającą, że tata zmarł.

 -Kochanie, wszystko dobrze?-zapytała się mama patrząc na mnie zza blatu kuchennego.

 -Tak.- szepnęłam, a gdy spojrzałam na śniadanie od razu zebrało mi się na wymioty.-Przepraszam.. nie mogę..-powiedziałam zabierając szybko plecak i zakładając buty i biorąc pod rękę kurtkę i wychodząc na zewnątrz.

 -Nora!-nagle za mną usłyszałam wołanie Matteo. Od razu poznałam jego głos.-Co?-odwróciłam się do niego, a jak się okazało trzymał w ręku termos oraz torebkę, zapewne z jakąś drożdżówką.

 -Wziąłem ci coś na później.-stwierdził z uśmiechem.-Zapewne ten dzień nie będzie łatwy dla ciebie, bo coś strasznego sobie przypominasz co się działo tamtego dnia, ale jestem tu dla ciebie. Co nie?- zapytał się, a ja podeszłam do niego mocno się przytulając. Brakowało mi takiej osoby od długiego czasu.

 -Załóż kurtkę i pojedziemy.-powiedział, gdy odsunęliśmy się od siebie. 

  Ruszyliśmy do jego samochodu i już po chwili wyruszyliśmy w drogę do szkoły.

~~~

HEJA!

Jak się macie po tym rozdziale?

Ja szczerze mówiąc mam załamanie sama po napisaniu tego. Jest to bardzo smutna i wrażliwa strona życia Nory, i szczerze mówiąc ja sama nie wierzę, że coś takiego wymyśliłam i piszę.

Jak myślicie co będzie dalej?

Mv

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The feelings between usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz