Rozdział 2

15 5 15
                                    

  Wymknęliśmy się jak najszybciej z domu Carrington'ów, aby już dłużej nie wysłuchiwać tych wrzasków Michaela skierowanych w stronę Nathaniela.

 -Jedziemy samochodem, czy busem?- zapytał się mnie, która w pośpiechu wiązałam szalik na szyi. 

 -Możemy jechać busem.- stwierdziłam, gdy Matteo zbyt podejrzanie patrzył mi się prosto w oczy.- Chociaż obojętne mi to.

 -Dobra, to chodź na przystanek. Poczujesz chociaż przez chwilę Nowojorski spokój.

 -Czyli tak uciekasz od rzeczywistości?-zapytałam się jego.

 -W większości urywając się z domu.-wydusił z siebie na jednym wydechu.- Nathaniela też często nie ma w domu, chyba, że mamy poudawać szczęśliwą rodzinkę, jak teraz.- stwierdził od razu rozumiejąc swój błąd.- To znaczy..

 -Spokojnie. Przecież wiem, że bogami to wy nie jesteście. Nikt nie jest idealny, ale to właśnie świadczy o tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi.-delikatnie się uśmiechnęłam patrząc na jego policzek, na którym właśnie znalazła się kropla wody.

 -Chyba mamy problem.-delikatnie się zaśmiał biorąc mnie za rękę.-Chodź szybciej, bo albo zmokniemy, albo nam autobus ucieknie.

 -No idę idę.-zaczęłam delikatnie biec za nim, czując jakbyśmy się znali od zawsze.

***

  Pół godziny później byliśmy już w centrum handlowym, zwanym również galerią, w której usiedliśmy na kawę w losowej kawiarence.

 -Październik, a ja chcę już święta.-mruknął Matteo widząc wystawę sklepu na przeciwko.-Wszędzie już tylko bombki, małe choinki, a nawet już można kupić kalendarz adwentowy. A jest koniec października!-wymruczał niezadowolony.

 -Też niedawno myślałam o świętach jako o przyjemnym czasie, do czasu, aż z dnia na dzień moja mama kazała mi się zapakować w walizki i kartony i przenieść tutaj.-powiedziałam popijając moje cappuccino. 

 -Zobaczysz nie będzie aż tak źle.-powiedział z uśmiechem.-Nasza szkoła serio jest jedną z lepszych szkół, a wierz mi w wielu szkołach już byłem.-stwierdził z grymasem na twarzy zapewne przypominając sobie jakieś strasznie obciachowe sytuacje z przeszłości.

 -Zapewne nie chcesz mi o tym opowiedzieć, więc nie będę drążyła tego tematu.-stwierdziłam po chwili oznajmiając.-Ja już wypiłam. Idziemy na zakupki?

 -Nigdy nie odmówię zakupów.-stwierdził wycierając brodę serwetką.-Może uda mi się kupić już jakieś tanie ozdoby świąteczne i może pomyślę jeszcze o prezentach na święta?-zaczął sam sobie zadawać pytania, zapewne robiąc w głowie listę zakupów. 

  Wzięłam swoją torebkę i ruszyliśmy na przed świąteczne polowanie na ozdoby (Matteo stwierdził, że tak ma nazywać się nasze chodzenie po sklepach, mimo tego, że pewnie nic nie kupi, bo ceny są tak kosmiczne, że lepiej się wstrzymać na promocje).

-Mam dosyć.-mruknął w którymś momencie Matteo gdy wychodziliśmy z kolejnego już sklepu z którego wyszliśmy z moimi nowymi ubraniami do szkoły.

 -Ja już też.-spojrzałam na godzinę w telefonie.-Dochodzi dwudziesta. Zgłodniałam.

 -Idziemy do maczka?-zapytał się wskazując na drugą stronę jezdni, gdzie na dworze był McDonald's. 

 -Raz na jakiś czas można sobie pozwolić.-mruknęłam ledwo słyszalnie.

 -To idziemy.

  Zajęliśmy miejsca przy stoliku z jedzeniem i zaczęliśmy spokojną pogawędkę.

 -Jak ogólnie radziłaś sobie z nauką w poprzedniej szkole?-zapytał się Matt przeżuwając frytkę.

 -Ogólnie to dobrze. Chyba.-stwierdziłam nie wiedząc czy celujący z wszystkich przedmiotów to dobra ocena czy nie.

 -U mnie czasami jest koszmarnie, ale w większości jest dobrze, a nawet bardzo dobrze.-powiedział bawiąc się nuggetsami.

 -Stresuję się jutrzejszym dniem.-stwierdziłam nie kryjąc lekkiego wstydu.

 -Nie masz co się bać, na szczęście będziemy razem w klasie, więc mam nadzieję, że będzie dobrze.

 -A wracając do nauki, to z czego ci najgorzej idzie?-dopytałam go zmieniając temat.

 -Matma, zdecydowanie.-stwierdził zastanawiając się nad czymś.-A Nata to chyba chemia, biorąc pod uwagę, że ma same dwóje.-stwierdził po chwili.-Za to z biologii ma kolejny rok z rzędu szóstkę. Nic dziwnego, skoro co niecoś robi z tymi dziewczynami.

 -Matteo.-zwróciłam mu uwagę, że jesteśmy w restauracji, a niedaleko nas siedzą dzieci.

 -Sorry.-zrobiło mu się nagle lekko głupio.-Wiesz nie chcę teraz psuć tej wspaniałej atmosfery, ale tata mi wczoraj mówił, że dosyć niedawno zmarł twój tata..

  Poczułam wbijający się sztylet w moją pierś.

 -Ale pamiętaj, że jesteśmy tu dla ciebie i mimo tego że mieszkasz teraz z nami i Michael nie jest twoim tatą, to wszyscy jesteśmy tu dla waszego dobra i jesteśmy po to by was wspierać. Bo przecież po to jest rodzina, czyż nie?

 -Tak.-delikatnie się uśmiechnęłam czując jedną pojedynczą łzę na moim policzku, którą szybko starłam ciesząc się tą wspaniałą chwilą.- Jedzmy.-powiedziałam.

  I tak na spokojnie jedliśmy rozmawiając o wszystkim i niczym, a ja wreszcie poczułam, że gdzieś na świecie obok pewnego chłopaka, który jest prawie moim bratem jest moje miejsce. Mimo, że nasza więź nie była budowana od dzieciństwa, to potrzeba nam było jednego wieczoru, by taką więź związać pomiędzy przyszywaną siostrą, a przyszywanym bratem. 

  Prawie jak tacy bardzo bliscy przyjaciele co nie? I tego się będziemy na razie trzymać.

~~~

Drugi rozdział za nami i ponad 700 słów. Już zaczynam pisać kolejne rozdziały.

Mxv


The feelings between usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz