-No i wtedy stwierdził, że przydało by się mieć ściany murowane zamiast drewnianych. Tylko że zrobił to po taniości i wziął ludzi z ulicy a potem wielce zdziwiony, że ściany nie trzymając pionu - powiedział Arnold, opowiadając już którąś z kolei historię.
Podróż pociągiem trwała już ponad dwa dni a poza spaniem nie było nic innego do roboty niż opowiadanie sobie historii, zarówno prawdziwych jaki i zmyślonych.
-Nie możliwe, jak to ściany nie trzymają pionu? - zapytała Mei z chichotem, będąc najbardziej zaciekawiona historiami.
-Uwierz mi, że jest to możliwe - powiedział Julian – wiele razy losowi ludzie z ulicy odwalali fuszerkę przy jakiś budowach.
-Jesteś chłopem, chcesz zarobić a nie chcesz iść do fabryki? Idziesz na budowę. Proste.
-A potem wychodzą takie kwiatki jak ten bar w Palkach. Tam się nawet beton zapalił podczas pożaru.
-A kto zgasił wtedy peta o szklankę spirytusu?
-No kto? - zapytał Julian krzyżując ręce.
-No. No ja.
-Ty się lepiej ciesz, że właściciel nie zauważył, że to ty.
Mei wybuchła śmiechem.
-Naprawdę jesteście czasami uroczy - powiedziała.
-Taki to nasz urok - powiedział Arnold puszczając oko do Juliana, na co ten pokręcił oczami.
Z całej czwórki jedynie Fyodor nie miał ochoty na żarty. Wciąż jedynie wpatrywał się w okno, pogrążony w zadumie.
-Ej, młody. Skończ już dumać tylko pośmiej się z nami - powiedział Arnold klepiąc go po ramieniu.
-Zostaw go - powiedziała stanowczo Mei.
-No dobrze, już dobrze. To ja skoczę na stronę,
Niedługo po odejściu Arnolda, Julian również wstał z miejsca, wymieniając z Mei porozumiewawcze spojrzenia. Mężczyzna wyszedł na zewnątrz wagonu, aby zapalić. Kobieta została sam na sam z młodzieńcem.
-Coś cię gryzie Fyodor. Chodzi o to co się stało?
-O wszystko - odpowiedział cicho, powoli odwracając głowę w jej stronę - nie potrafię jej zrozumieć, wiesz?
-Uwierz mi, ja również. To wszystko stało się tak nagle. -Od czasów, gdy wróciliście z katedry, Emily zaczęła zachowywać się dziwnie. Co się tam wydarzyło? Julian powiedział mi tylko że “zobaczyła za dużo”. Co to znaczy?
Mei wahała się z odpowiedzią, ale postanowiła wyznać mu prawdę.
-Widziała zainfekowaną kobietę. Nosiła w sobie jednego z tych mutantów który o mało nie rozerwał jej od środka. Ona własnoręcznie zakończyła jej mękę, ale po tym wpadła w histerię.
-O nie...
-Co?
-Ona... to był jej największy lęk. Panicznie bała się urodzenia dziecka a widok tego... czegoś, mógł w niej uwolnić ten lęk ze zdwojoną siłą.
-A więc to tak - powiedziała Mei rozumiejąc lepiej sytuację.
-Dalej jednak nie rozumiem, dlaczego zdecydowała się wbić taki nóż plecy swojej siostrze? Może była pijana albo... nie wiem. To nie ma sensu.
-Jedno wiem na pewno - zaczęła kobieta, zmieniając swój głos na bardziej poważny - gdy przyprowadziła do rezydencji wojska, chodziło jej o Juliana. W jakiś pokrętny sposób obwinia go za wszystko.
-Być może sobie na to zasłużył, nie sądzisz?
-Nie, nie zasłużył - powiedziała z gniewem - popełnił błędy, ale przynajmniej je naprawił a nie uciekł z podkulonym ogonem jak ona.
-Myślisz, że tak dobrze go znasz, bo z nim sypiasz, co?
Po usłyszeniu tych słów, pięść Mei zacisnęła się tak mocno, że jej paznokcie zaczęły wbijać się w jej skórę. Gdy do młodzieńca dotarło co właśnie powiedział, spuścił głowę a jego policzki zaczerwieniły się.
-Przepraszam. Ja... po prostu jestem tak zły i zdezorientowany, że nie wiem już co robić.
-Dlatego jestem tu, aby z tobą porozmawiać. Chce ci pomóc abyś nie tłumił emocji w sobie. Abyś nie skończył jak ona. Jednak, jeśli będziesz mnie obrażał, to do niczego nie dojdziemy.
-Tak wiem. Ja po prostu nie mogę się pozbyć tego uczucia. Chce ją nienawidzić, ale ciągle coś do niej czuje. Z drugiej strony idziemy w nieznane. Chce ufać Julianowi, ale jest to trudne.
-Wiem. Możesz być pewny jednej rzeczy, Julian nie pozwoli nam zginąć.
-Szczególnie tobie.
-Wiem, zdaję sobie z tego sprawę.
W przedziale zapanowała długa i niezręczna cisza, którą wreszcie przerwał Fyodor.
-Wiesz Mei, dobrze, że z nami jesteś.
-Dziękuję - powiedziała uśmiechając się - z wami też dobrze było podróżować. Bywało ciężko, ale to był najlepszy okres w moim życiu.
W tym samym czasie, gdy Arnold wszedł do pociągowej toalety, jego uśmiech zszedł z twarzy. Znowu czuł dyskomfort w prawym oku. Wiedział co to oznacza, jednocześnie bojąc się to zobaczyć. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, trzęsącą się ręką zdjął opaskę. W miejscu, w którym jeszcze parę dni temu była dziura, teraz znajdowało się oko. Potworne oko z żółtym białkiem i czarną źrenicą z widocznymi żyłami. Wzdrygnął się na ten widok i wyciągnął swój rewolwer. Patrząc na umywalkę zastanawiał się nad strzeleniem sobie w głowę. Widząc jednak I.A.M’a zrozumiał, że to tylko konsekwencja zbyt późnego działania amuletu. Zatrzymał mutację zanim rozprzestrzeniła się dalej.
Wciąż jednak uczucie posiadania nowego oka było dyskomfortem. Tym bardziej że widział przez nie inaczej. Patrząc tylko prawym okiem, widział tylko szaro biały obraz, za to potrafił zobaczyć mgliste sylwetki ludzi przez ściany. Widzenie dwóch obrazów jednocześnie, wprawiało go w zawroty głowy. Biorąc kilka głębokich wdechów, ponownie zasłonił oko i wyszedł z toalety, nie wiedząc czy powiedzieć o tym reszcie.
Dwie godziny później, pociąg nareszcie dojechał do Kurjali. Było to niewielkie miasteczko, położone niedaleko pól uprawnych. Rozglądając się po peronie, Julian zauważył jak bardzo różnił się od Artańskich peronów. Ten wykonany był z praktycznie samej stali i innych metali, jednak jego architektura przypominała bardziej pozespawaną kupę złomu niż konstrukcję z prawdziwego zdarzenia. Jednocześnie poza ludźmi, którzy wysiedli z pociągu, nie było tu tłumów. Kilka krasnoludów, każdy nie wyższy niż półtora metra, przechadzali się po peronie.
-A więc witaj Kurjalo - powiedział Arnold z gwizdnięciem.
-Zachowujcie się naturalnie - powiedział Julian, chowając włosy pod kapeluszem.
Zmierzając przez Kurjalę, grupa widziała, jak wygląda krasnoludzkie miasteczko. Czy raczej to co tylko je przypominało. Arnold trafnie spostrzegł, że praktycznie każdy budynek tutaj, pamięta jeszcze swoich elfickich lokatorów. Wszystko wykonane było z drewna, zbudowane z typową elficką architekturą. Najbardziej wyróżniające się były dach, będąc bardzo spiczaste. To co jednak się poprawiło, były drogi. Nawet teras było widać robotników wbijających kamienie w ziemię. Co ciekawe, pracownikami nie były krasnoludy. Były to elfy. Pracowali w pocie czoła, w momencie, gdy krasnolud pałką, palił obok nich papierosa.
-Niewolnicy - powiedział pod nosem Fyodor.
-Albo byli łupem wojennym albo to już ich dzieci - powiedział Arnold.
Mei patrzyła na elfy ze współczuciem. Czuła się okropnie wiedząc, że jej ojciec doprowadził do takiego obrotu spraw. Wiedziała jednak, że na tą chwilę nic nie może poradzić. Odwracając się w stronę Juliana, spostrzegła jego wzrok. Wydawał się analizować pracujące elfy oraz stojącego nad nimi krasnoluda.
-Dlaczego nie walczą? - szepnął pod nosem tak cicho, że tylko Mei mogła go usłyszeć.
Przechadzając się dalej, grupa widziała coraz szerszy obraz realiów życia w Vortist. Drewniane domy kontrastowały z metalowymi zadaszeniami, lokalnymi hutami oraz budkami z towarami, zbudowanymi w zasadzie ze wszystkiego. Cała Kurjala przypominała miasto, które zostało unowocześnione, ale w rozumieniu krasnoludzkim. Kawałki metalu zdawały się być dostawione do budynków kompletnie losowo, bez większego zaplanowania.
Podobnie było z samymi mieszkańcami. Dawna kultura krasnoludzka zatarła się z kulturą artańską. Julian w jendej z uliczek, zobaczył grupkę krasnoludów, dyskutujących na jakiś temat. Jeden z nich nosił czarny żupan z pasem ze stalową klamrą oraz typowy artański cylinder. Z perspektywy ludzi, wyglądało to komicznie, szczególnie patrząc na ich twarze. Ich zarosty nieudolnie starały się naśladować brody i wąsy z Hirra oraz Artan. Ponownie, gdzieś zanikły charakterystyczne dla tej rasy długie brody, często wiązane w loki. Z perspektywy Juliana, wyglądali na ludzi, którzy w imię postępu i nowoczesności, postanowili zapożyczać modę oraz zwyczaje z innych kultur. Z jakiegoś powodu, nie polepszyło to ich wizerunku w jego oczach. Miał wrażenie, że patrzy na gnijącą tkankę społeczną. Zastanawiał się tylko, jaki może być tego powód.
Jego refleksje przerwał jednak Arnold, wskazując na okoliczną knajpkę.
W środku, sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Budynek wykonany był w całości z drewna, jednak na suficie wisiały metalowe lampy naftowe oraz na ścianach znajdowały się głowy zwierząt.
-No to zobaczmy co mają w menu - powiedział Fyodor, siadając przy jednym ze stolików, widocznie za małym dla ludzi.
-Skoczysz po piwka Mei? - zapytał Arnold, na co kobieta kiwnęła głową.
Podchodząc do baru widok karczmarza zdziwił ją. Był to człowiek o opalanej karnacji, noszący przyciemnione okulary, który notował coś w zeszycie.
-Co podać?
-Jakieś proste dania i cztery piwka.
-Nie ma problemu.
Mei odchodząc, zaczęła rozglądać się po barze. Nikogo tutaj nie było, poza jednym krasnoludem, siedzącym i jedzącym rybę oraz człowiekiem który był odwrócony tyłem.
-Jak ci się się tu podoba Mei? Nareszcie w chujolandii, czyż nie?
-Jest tu... dziwnie. Jakby ktoś zmieszał nowoczesność ze starymi czasami.
-Dokładnie - dodał Julian, bujając się na krześle i poprawiając kapelusz.
-No cóż, chujnia czy nie, ale pierwszy krok naszej wycieczki krajoznawczej trzeba uczcić dobrym Okoninem. Co jak co, ale piwo robią zajebiste.
Po kilku minutach, przyszyła kelnerka. Była to wysoka kobieta, nosząca skąpe ubranie oraz chustę na twarzy. Wystarczyło choć trochę znać się na rasach, aby wiedzieć, że to elfka. Jej uśmiech był tak wymuszony, że nawet Julian poczuł dyskomfort. Położyła na stoliku cztery kufle piwa oraz cztery miski ze śledziem i ziemniakami. Nim odeszła, Julian dął jej banknot dziesięciu i pięciu koron oraz jedną monetę korony.
-Napiwek - powiedział dajac jej dodatkową monetę.
Zakłopotana elfka odeszła.
-Niezła - powiedział Arnold, oglądając elfkę od tyłu.
-Czyli tylko elfy wykonują tu najgorsze prace - stwierdził Fyodor.
-Dziwi cię to? Gdybyś podbił kraj to nie zrobił byś z nich niewolników? - zapytał go Arnold.
-Artan jakoś nie zrobiło tego.
-Coś za coś. W Artan nie są niewolnikami ale nie są też wolnie - wtrącił się Julian – policja wiedziała, że nie może pozwolić, aby się połączyli, dlatego tak trzyma ich za mordę i kontroluje ich ilość. I tak po wojnie większość zwiała do Hirra albo w ogóle za ocean.
-Pod warunkiem, że w ogóle uciekli - dodała Mei.
-Fakt.
Po tej krótkiej wymianie zdań, grupa zasiadła do jedzenia. Śledź był niesamowicie słony, ale ziemniaki rekompensowały to. Wciąż jednak nie smakowały najlepiej. Co innego było z piwem. Nie tylko było idealnie wywarzone, ale i mocne. Mimo to i tak wszyscy jedli. Nie tylko dlatego że byli głodni, ale też i każdy z czwórki był przyzwyczajony do każdego rodzaju jedzenia, nie ważne czy smacznego czy nie. Jedynie Julian po zjedzeniu połowy ryby miał już dość słonego smaku.
-Już nie jesz? - zapytała Mei.
-Już mi wystarczy - odpowiedział po czym zapalił papierosa.
Bez słowa, Arnold zabrał jego talerz i zaczął dojadać jego rybę. Mei chciała zapytać, dlaczego, ale zrozumiała, że to on jest tutaj tym który zjada resztki.
-To co dalej - zapytał Fyodor, biorąc łyka piwa.
-Na razie się rozglądamy a potem... - urwał nagle Julian, gdy począł klepnięcie w ramię a oczy wszystkich rozszerzyły się.
Nad nim stał człowiek w wojskowym mundurze oraz przypinką Stavrogina.
-Tu nie wolno palić - powiedział stanowczo, patrząc Julianowi w oczy.
Julian bez słowa zgasił papierosa splunięciem po czym schował go do opakowania ani na chwilę nie spuszczając wzroku z żołnierza. W trym samym czasie, każdy powoli opuszczał ręce, aby sięgnąć po broń. Mężczyzna jednak odszedł, zostawiając ich w spokoju i wychodząc z baru, poprawiając pas z rewolwerem. Przez chwilę zapanował kompletna cisza. Nikt nie mógł uwierzyć, że to minęło tak szybki i bez trudności.
-Odpuścił? Tak o? - powiedział Fyodor.
-Jak widać wszyscy myślą, że już dawno leżę trzy metry pod ziemią i mnie nie poznał. Debil.
-Lepiej niech państwo uważają. Teraz żołdacy mocno pilnują porządku - powiedział nagle siedzący po drugiej stronie karczmy krasnolud.
Cała czwórka odwróciła ku niemu głowy. Był w średnim wieku, z przystrzyżoną bródką oraz okularami. Ubrany był w brązową koszulę oraz kamizelkę a jego głowę zdobił słomiany kapelusz. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to chłop. Krasnolud podszedł do nich i przysiadł się do stolika.
-A pan to kto? - zapytał Arnold.
-Stomil. Miło państwa poznać. Widzę, że przejezdni?
-Tak, kupcy. Jestem Julian a to moi towarzysze.
Po jego słowach, każdy zaczął podawać ręce Stomilowi, przedstawiając się. Zawahał się tylko w przypadku Mei, której nie chciał podać ręki.
-Mogę? - zapytał, patrząc na Juliana.
-Oczywiście - odpowiedział ze zdziwieniem.
Po tej zgodzie, subtelnie podał jej rękę.
-Więc co państwa tutaj sprowadza?
-Handel. Przyszliśmy tu robić interesy w Celinoyarsku.
-Ah, rozumiem. Cóż, jeszcze nie wybudowali kolei prowadzącej prosto do stolicy. A i o interesy łatwo. Sam tu handluje warzywami i mięsem. A państwo?
-Broń.
Stomil zachichotał na te słowa.
-O to teraz szczególnie łatwo. Teraz gdy siły pokojowe przybyły tutaj, to kupują i sprzedają broń na boku. Przynajmniej tak słyszałem.
-Siły pokojowe? - zapytał Fyodor.
-A jakie? Chodzą sobie tutaj, patrolują, ale jakoś specjalnie się nie panoszą. Bynajmniej ja na mojej wsi tego nie czuje, nie wiem jak w większych miastach.
-Czyli nie uprzykrzają specjalnie życia? - zapytała Mei.
-A gdzie tam. Poza Kurjalę i Milki to się nie ruszam i widzę ich tylko tutaj. Może i uprzykrzają, ale nie mi.
Julian przysłuchiwał się jego słowom i lekko potupywał nogą pod stołem. Nie takiego obrotu spraw się spodziewał. Miał nadzieję na to, że wojsko będzie ich uciskać, ale to się nie dzieje. Dla nich oni po prostu są, a taki prosty chłop nawet nie zauważył różnicy. Nie wiedział, jak ma teraz rozegrać tą sprawę. Musiał dowiedzieć się więcej.
-Wie pan, nasz partner przyjedzie z koniami dopiero za trzy dni. Wiadomo, droga to stolicy jest daleka. Mam więc prośbę, czy możemy prosić o jakiś nocleg? Spokojnie, zapłacimy - zaczął Julian.
-Ależ nie ma problemu panie...
-Po prostu mów mi Julian. Bądźmy na ty.
-No dobrze. Możecie. Akurat ostatnio umarła stara Herietta a jej dzieciaki poszły do miasta więc dom stoi pusty. Możecie się tam przespać.
-Bardzo dziękujemy.
Gdy Stomil przygotowywał swój wóz do drogi, Julian i reszta stała na zewnątrz karczmy, paląc papierosy.
-Nie spodziewałem się, że poprosisz go on nocleg - powiedział Arnold.
-Jeśli chcemy cokolwiek zacząć, musimy poznać sytuację tych ludzi. Musze wiedzieć, gdzie i kiedy ukłuć, aby nakłonić ich do walki.
-A co, jeśli nie będą chcieli walczyć?
-No to wtedy mamy problem. Duży problem - odpowiedział, zaciągając się papierosem.

CZYTASZ
Cień i Triumf: Zwiatun Lodu Tom 2
FantasyPo niespodziewanych wydarzeniach i wylizaniu ran, Julian oraz jego kompani wyruszają do Vortist. Kraj zamieszkiwany przez krasnoludy oraz znajudujące się po ich niewolą elfy, otwiera przed nimi kompletenie nową rzeczywistość. Julian jednak ma swój w...