Prolog

23 5 0
                                    

Manchester

Jak można naprawić coś, co spierdoliło się po całości? A no, nie da się. Przynajmniej mnie nie spotkał taki przywilej.

Byłam ułożoną dziewczyną. Tak idealną, że nawet sama w to uwierzyłam. Siedemnaście lat, ostatnia klasa, świadectwo z paskiem na wyciągnięcie ręki, świetny chłopak, kochająca rodzina. Idealny obrazek. A potem w ciągu jednego, pieprzonego miesiąca wszystko się rozpadło. Wszystko.

Mój tata popadł w długi. Może nie było tego widać od razu, bo przecież zawsze znajdował sposób, by uśmiechnąć się przy kolacji, powiedzieć coś śmiesznego. A następnie dowiedziałam się, że od lat grał w kasynach, zaciągając kolejne pożyczki, które rosły, jakby miały własne życie. Uzależnienie – tak to nazywają ludzie. Ja nazywam to egoizmem. W końcu, nie mogąc dłużej uciekać przed rzeczywistością, przed odpowiedzialnością za to, co zrobił, tata postanowił, że najlepszym rozwiązaniem będzie powiesić się na żyrandolu w salonie.

Pamiętam ten dzień. Gdy weszłam do domu, pierwsze, co zauważyłam, to cisza. Taka, która przeraża. I po chwili go zobaczyłam, jak wisiał.

Nie było czasu na płacz. Matka natychmiast powiedziała, że musimy działać. Długi. Te cholerne długi były jak jakaś plaga, która nagle zaczęła nas zjadać od środka. Musiałam rzucić szkołę. W ostatniej klasie. Szukałam pracy, a znalezienie czegoś, co mogłoby nas choćby w połowie utrzymać, było jak próba złapania powietrza pod wodą. Nikt nie chciał zatrudnić siedemnastolatki, a jak już mi się udało, to płacili mi mniej niż najniższą krajową. Pracowałam na czarno, dzień za dniem, a to i tak nie starczało na spłatę nawet połowy raty dla tych bandziorów. Każde opóźnienie oznaczało kolejne odsetki.

Przeklinałam ojca. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł nam to zrobić. Zostawić nas z tym wszystkim, po prostu odchodząc.

Matka i ja byłyśmy tak zapracowane, że nie miałyśmy czasu na żałobę. Zniknęłyśmy w szarej rutynie, próbując jakoś przetrwać, odliczając każdy dzień do końca miesiąca, do kolejnej spłaty. Nie rozmawiałyśmy o nim. Nie rozmawiałyśmy w ogóle.

W tych rzadkich chwilach wolnego czasu, których było coraz mniej, spotykałam się z Mateo, moim chłopakiem. Zawsze był spokojny, opanowany, taki, którego zachowanie dawało poczucie bezpieczeństwa, ale nagle coś się zmieniło. Zaczął krzyczeć, przeklinać bez powodu. Był rozkojarzony, a kiedy pytałam, co się dzieje, ignorował mnie. Udawałam, że tego nie widzę, bo potrzebowałam chociaż jego.

Jednak pewnego dnia wszystko stało się jasne. Chciałam zrobić mu niespodziankę, spędzić z nim miły wieczór. Przyszłam do jego domu, zapukałam. Cisza. Zapukałam znowu, aż nagle drzwi otworzyła mi kobieta. Wysoka, w ręczniku, świeżo po prysznicu. Początkowo próbowałam nie panikować. Mogła to być jakaś jego znajoma, prawda? Przecież czasem nocował u niego ktoś z ekipy, ufałam mu, ale kiedy zawołał z salonu: „Kochanie, kto przyszedł?”, coś we mnie pękło. Stałam tam, patrząc na nią, jakby to był koszmar, z którego zaraz się obudzę. Niedługo później Mateo zerwał ze mną.

To był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że zostałam całkowicie sama.

Próbowałam porozmawiać z mamą. Potrzebowałam się wypłakać, znaleźć jakiekolwiek wsparcie, ale powiedziała mi tylko, że to nie jest dobry czas na użalanie się nad sobą, że mamy poważniejsze problemy niż zerwanie z chłopakiem, więc spróbowałam zadzwonić do siostry.

Ashley wyjechała zaraz po śmierci taty, uciekła do innego kraju, jakby to wszystko nie było jej problemem. Obiecywała, że będziemy w kontakcie, ale z czasem przestała odpisywać. A potem zmieniła numer, zablokowała mnie w social mediach. Wyparowała.

Zostałam z niczym. Z rozbitym życiem, rozbitym sercem i rozbitą rodziną.

Czy można naprawić coś, co rozpadło się na kawałki? Nie wiem, ale nie wydaje mi się. Może to wszystko jest jak domino – wystarczy, że jedno się przewróci, a cała reszta idzie za nim.

Letter With A Rose +18 [Wolno Pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz