– Śniło mi się dzisiaj, że miałem siedem kotów – oznajmił Leon, wkładając sobie do buzi pięć frytek. Uniosłam brwi.
Nie chciało nam się siedzieć na lekcjach - no i ponoć miała być niezapowiedziana kartkówka, a my już i tak prawie nie zdawaliśmy i nie potrzebowaliśmy kolejnych gównianych ocen - więc podjęliśmy bardzo mądrą i dojrzałą decyzję o wycieczce do McDonald's. Tak o, żeby napchać się niezdrowym żarciem i odstresować. Był środek dnia, więc w lokalu wyjątkowo nie było tłumu. Tylko my, jakieś trzy osoby z laptopami, facet w koszuli, który chyba miał przerwę w pracy, bo cały czas sprawdzał czas na zegarku, starsza para, rodzina z rozwydrzonymi dzieciakami, wściekłymi, że zabawki w gablotce nie są takie same jak pół roku temu i cztery dziewczyny z naszej szkoły. Chodziły do drugiej klasy.
Laski ciągle się na mnie gapiły. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do bycia chodzącą plotką - teraz wszyscy wzięli na tapetę bójkę tych dwóch niedorozwiniętych palantów. Ludzie podchodzili do mnie, pokazywali mi filmik z klubu i pytali, czy widziałam. Tak, kurwa, obejrzałam go już tyle razy, że znałam go na pamięć!
– Ja ostatnio nie mam żadnych ciekawych snów – wzruszyłam ramionami, grzebiąc łyżeczką w moim truskawkowym McFlurry. W rzeczywistości tyle się działo, że nie musiałam nadrabiać snami. Doceniałam te kilka godzin całkowitej ciemności i wyciszenia.
– Ty w ogóle sypiasz? – zapytał sceptycznie, lustrując moją twarz wzrokiem. Oznaki zmęczenia ukryłam pod makijażem, więc nie miał się czego doszukiwać, ale to był Leon. On po prostu wiedział.
Sypiałam. Serio. Po prostu miałam lekką... paranoję. Zarówno wydarzenia z ciemnej uliczki z Orionem, jak i genialny pomysł Reeda na włamanie się do mojego domu, przyczyniły się do tego, że trochę się zafiksowałam. Wieczorem trzy razy obchodziłam cały dom, upewniając się, że drzwi i okna są pozamykane. Budynek do małych nie należał, więc robiłam przy tym niezłą trasę. Zawsze brałam sobie butelkę wody do pokoju, żebym przypadkiem nie musiała potem schodzić do kuchni. W nocy budził mnie każdy najmniejszy dźwięk i miałam ochotę dzwonić na policję.
To, połączone z późnym kładzeniem się do łóżka, powodowało, że jedynie kawa utrzymywała mnie przy życiu. Kortyzol w moim organizmie już dawno wybił poza skalę.
– Sypiam – powiedziałam stanowczo.
– Mhm – mruknął, nawet nie starając się udawać, że mi wierzy. Przez chwilę prowadziliśmy bitwę na spojrzenia. Żadne z nas nie zamierzało odpuścić i przyznać racji drugiemu, więc wpatrywaliśmy się w siebie dobrą minutę, aż w końcu blondyn westchnął i przewrócił oczami. – Ale ja cię nie lubię.
– Kochasz mnie – poprawiłam go.
– Tak jak ty kochasz Reeda? – uśmiechnął się sarkastycznie. Ah, czy wspominałam już, że Leon dołączył do drużyny Jerry'ego pod nazwą "robimy głupie żarty na temat Blair i Reeda"? Harrison chyba pojawiał się w szkole specjalnie po to, żeby się ze mnie nabijać.
– Idę odnieść tackę – wymamrotałam, wstając z miejsca. Najlepszą strategią radzenia sobie z tymi tekstami była ewakuacja.
Szłam pomiędzy stolikami. Musiałam minąć się z jedną z moich wiernych obserwatorek, która patrzyła na mnie tak, jakby w głowie miała jakiś nikczemny plan zgładzenia mojej postaci. Tą dziewczynę akurat znałam. W sumie to nie wiem, czy nie lubiła mnie dlatego, że przyjaźniłam się z Leonem, czy dlatego, że w jej oczach Asher Reed był we mnie zakochany. Miała na imię Madelyn i była okropnie irytująca. Zwykle nie zwracałam uwagi na ludzi w szkole, a zwłaszcza na inne roczniki niż mój, ale ona naprawdę wyprowadzała mnie z równowagi. Ten jej piskliwy głosik i zachowanie przy chłopakach sprawiały, że moje organy wewnętrzne wywracały się na drugą stronę. Dziś miała na sobie skąpy, szmaragdowy top i czarne spodnie. Kasztanowe włosy spięła z tyłu kokardą w kolorze bluzki. Kiedy koło niej przechodziłam, kąciki jej idealnie pomalowanych ust uniosły się ku górze.

CZYTASZ
Infatuation
Novela JuvenilHe set fire to the world around him, but never let a flame touch her.