Droga do bractwa nie należała do najłatwiejszych. Strome zbocza były porośnięte wilgotnym mchem, a sama ścieżka ginęła gdzieś wśród gęstych zarośli. Co jakiś czas potykałam się o kamyki, ale Scott nie pozwolił mi upaść. Zachowywał się tak, jakby przewidywał każdy mój nieostrożny krok. Pomyślałam, że na tym dzikim terenie po prostu stawał się inną osobą, może gdzieś z dala od zgiełku był zupełnie innym człowiekiem.
W końcu dotarliśmy do celu. Ostatnim razem nie przyglądnęłam się temu miejscu, bo chciałam po prostu jak najszybciej być w domu, a teraz nie miałam wyjścia, musiałam się rozejrzeć dookoła. Otoczenie było surowe, niemal odpychające, a mimo tego, coś sprawiło, że nie mogłam oderwać wzroku. Wysoki mur o nierównych kamieniach udowadniał, że to miejsce wieje grozą, wokół panowała cisza, nie było nic, oprócz otaczającego lasu i szumu jeziora.
Ciężka, metalowa czarna brama skrzypnęła pod ciężarem dłoni Scotta i nagle coś we mnie mimowolnie zadrżało. W głowie zaczęłam się zastanawiać, jaką historię kryło to miejsce, kto i w jakim celu to w ogóle stworzył i o co tutaj chodzi.
Ramię, w ramię szliśmy kamienną drogą. Kontury dużego budynku przypominały hale, a za nim znajdowały się kilka budynków zbudowanych z masywnych cegieł. Małe budowle mieszały się z nowymi, metalowymi konstrukcjami. Zbliżając się w ich kierunku, dostrzegłam, że ta część bractwa emanuje surową, niepokojącą atmosferą.
Pośrodku niczego był mały, drewniany dom. Chociaż było południe, to w oknie świeciło się delikatne światło. Przyglądnęłam się uważniej, bo coś wzbudziło we mnie niepokojące uczucie. Prosty budynek miał niewielki ganek. Po obu stronach głównej ścieżki prowadzącej do domu stały stare, drewniane kolejne budowle. Wyblakła farba, spróchniałe deski i mnóstwo śmieci obok sprawiały, że miałam ochotę się cofnąć, a puste butelki po alkoholu sugerowały, że to miejsce do imprezowania.
Skręcając w lewo, usłyszałam, jak z małych kwater dochodziły przytłumione dźwięki. Muzyka mieszała się z jękami zadowolonych seksualnie kobiet i mężczyzn. Gdzieś też toczyły się rozmowy, których intonacje wskazywały na konwersację pełną tajemnic. W powietrzu unosił się smród papierosów, whisky i czegoś ostrzejszego, czego nie potrafiłam rozpoznać. Te okropne zapachy uświadamiały mi, że tutaj każdy żyje własnym, dzikim, rytmem.
Lucian widząc moje przerażenie, silną dłonią chwycił mnie za talię. Przez moment pozwoliłam, by chronił mnie przed tym dziwnym, niepokojącym światem,
– Tego miejsca lepiej unikać. Trzymaj się mnie, a nic ci się nie stanie – oznajmił. Przytaknęłam, a następnie ruszyliśmy przed siebie. Rozglądałam się dokoła i czułam się nieswojo. To miejsce naprawdę było dziwne, nikogo nie widziałam, a i tak miałam wrażenie, że jesteśmy obserwowani.
Chwilę później byliśmy przy ostatnim budynku. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanął starszy facet. Scott na widok mężczyzny automatycznie jednym, mocnym ruchem przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
– Nie odzywaj się i rób wszystko to, co ci każę. – wyszeptał niskim, stanowczym głosem.
– Kurwa – szepnęłam. – Wieje grozą na kilometr, czy to twój dziadek z piekła? – zakpiłam.
– Nie, to jest Sebastian Fray. Założyciel bractwa. Odezwiesz się złą tonacją, a on jednym mrugnięciem sprawi, że znikniesz z tej planety – rzucił, chłodnym spojrzeniem.
– Świetnie, zawsze marzyłam o wakacjach w niebycie – mruknęłam, krzyżując ręce. – Może przynajmniej tam nie będzie takich marudnych typów jak ty.
– Zamknij się w końcu – warknął, prowadząc mnie na przód.
Zatrzymaliśmy się przed mężczyzną.
![](https://img.wattpad.com/cover/378163052-288-k598241.jpg)
CZYTASZ
Bractwo #1 Zbyt zniszczeni, by uwierzyć w miłość.
Misterio / SuspensoChciałam być idealną córką, wygrać mistrzostwa, osiągnąć to wszystko, o czym marzyli dla mnie inni. A potem... potem obudziłam się w świecie, który przestał mieć sens. Zrozumiałam, że zagubiłam siebie, że stałam w osamotnieniu, które rozdzierało mi...