Rozdział 1

64 22 4
                                    


AURORA

20 lat później

Kilka ostatnich powtórzeń i koniec. Mike odrzucił tarczę i wreszcie zaszczycił mnie tym swoim oszczędnym pół uśmiechem.

– Tym razem było naprawdę dobrze mała. – Skinął głową.

– Język prędzej ci odpadnie niż przyznasz, że jestem zajebista, co? – Roześmiałam się, sięgając po izotonik.

– Daleko ci do zajebistości, ale kto wie, może kiedyś prześcigniesz mistrza. – Uniósł kącik ust.

Wiedziałam, że w jego wykonaniu to niemal jak szczery uśmiech. Znałam Mike'a odkąd sięgałam pamięcią. Gdy zabrakło mojej mamy, a ojciec przestał sobie radzić z moim wychowaniem, to właśnie Mike zaproponował, abym trenowała pod jego okiem, by pozbyć się nadmiaru energii.

Minęło prawie siedemnaście lat, a ten mrukliwy facet był mi bliższy niż gość, który mnie wychowywał.

– Nie rozpraszaj się. – Wskazał głową w kierunki bieżni. – Jeszcze to.

Przewróciłam oczami, ale bez marudzenia wskoczyłam na urządzenie i zaczęłam swoje zwyczajowe dziesięć kilometrów. Wiedziałam, że bez tego dojechania nie będę mogła spokojnie zacząć dnia.

Spływając potem i dysząc, zeszłam do szatni. Po zimnym prysznicu ubrałam się w miękkie dresowe spodnie i T-shirt z nadrukiem mojego ukochanego AC/DC. Zawiązałam sneakersy i złapawszy sportową torbę wyszłam z dojo, które prowadził mój trener i mentor Mike.

Ruszyłam chodnikiem w kierunku domu, po drodze włączając komórkę. Zmrużyłam oczy w ostrym słońcu, gdy dojrzałam na wyświetlaczu kilkanaście nieodebranych połączeń od młodszej siostry. Kurwa, coś musiało się stać. Maddie wiedziała, że nie znoszę jak przeszkadza mi się podczas treningu.

Przyspieszyłam kroku. Gdy wyszłam zza zakrętu zauważyłam Maddison siedzącą na ganku. Nawet z tej odległości widziałam jej posępną minę. Ostatnie kilkadziesiąt metrów przebiegłam, po chwili wpadając na podjazd.

– Mads? – Zapytałam. – Co się stało? – Przysiadałam na tym samym schodku, przyglądając jej się uważnie.

Podniosła na mnie swoje śliczne oczy, tak bardzo podobne do oczu moich i naszej mamy.

– Musimy się spakować Auri... – Broda drżała jej od powstrzymywanych emocji.

– Spakować? – Uniosłam wysoko brwi.

– Jutro musimy być w Marquette, na półwyspie Michigan.

Wsunęłam dłonie we włosy i pociągnęłam z całych sił, wydając z siebie zduszony jęk. Boże! Dlaczego?! Zerwałam się na nogi i wbiegłam do domu. Drzwi huknęły o ścianę, rażone siłą z jaką je odepchnęłam. Bez zastanowienia przemierzałam pomieszczania i nie pukając weszłam do pracowni.

Artur pakował swoje rzeczy do pudła, jak zwykle nie zwracając uwagi na otaczający go świat.

– Serio?! Z dnia na dzień przeprowadzka?! Mogłeś nas chociaż uprzedzić, zapytać o zdanie! Przecież Maddie zostały dwa miesiące szkoły!! Dwa!

Poderwał głowę słysząc mój ostry ton i zmarszczył brwi jakby zupełnie nie rozumiał powodu mojego wkurzenia.

– Aurora, zważaj na ton – odezwał się, ledwie zaszczycając mnie krótkim spojrzeniem.

– O wow! Pamiętasz moje imię! – Sarknęłam. – Zadałam ci pytanie.

– A ja ci powiedziałem, żebyś zważała na ton... – Wbił we mnie surowe spojrzenie.

Aurora - PrzepowiedniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz