Craeli'ah, rok po uśpieniu Makhta
W kolumnie kierującej się z pałacu do czteroosobowej lektyki byłam druga w kolejce. Szłam tuż za moją matką – Wielką Adiris, stworzycielki Craeli'ah. Słudzy już czekali przy tym, co często w dzieciństwie nazywałam drewnianym pudłem. Trzymali z boku zasłony tak, by nie zahaczyły o nasz ubiór. Puścili je dopiero, gdy obie znalazłyśmy się w środku i wygodnie usiadłyśmy na siedzeniach naprzeciwko siebie. Ósemka ludzi podniosła lektykę za pomocą długich kijów i rozpoczęła wędrówkę. Przez biały, niemal przezroczysty materiał mogłam spoglądać na zewnątrz. To była jedna z niewielu sytuacji, gdy miałam szansę zobaczyć poddanych. Ze względu na moje bezpieczeństwo nie pozwalano mi wychodzić bez nadzoru, a gdy już tak się działo, nie mogłam z nikim szczerze porozmawiać. Widok całego oddziału wojska w niewielkiej odległości ode mnie onieśmielał każdego. Nikt nigdy nie zdobył się na to, by powiedzieć mi coś, co by mogło mnie nie zadowolić, nikt nie był szczery. Zresztą – kto by właściwie był, stojąc twarzą w twarz z córką kobiety, nazywanej często boginią?
Kochałam Adiris. Była moją matką, więc to naturalne, że się nią przejmowałam. Już od dziecka moje oczy skierowane były właśnie na nią, na jedynej bliskiej mi osobie. Nigdy nie udało mi się poznać kogoś w moim wieku. Opiekunki były tylko opiekunkami – zawsze miłe, starały się ze mną rozmawiać, ale czy to takie złe, że chciałam mieć relację z matką? Może i mnie nie wychowywała, nie spędzała tak wiele czasu ze mną, ale otrzymała swoją rolę w moim życiu.
Zawsze starałam się robić wszystko, by była ze mnie dumna. Byłam grzeczna, nie rozrabiałam jak wszystkie inne dzieciaki w moim wieku. Chciałam, by na mnie spojrzała, by przytuliła mnie i powiedziała, że jest ze mnie dumna.
Pamiętam, jak raz spojrzałam na nią, pełna nadziei tuż po tym, jak udało mi się utrzymać przepiękną iluzję kilku kociąt. Nierealne zwierzątka szczęśliwie skakały wokół mnie, goniły się i bawiły razem, jak prawdziwe rodzeństwo. Usłyszałam kroki. Myślałam, że to Adiris wstała ze swojego wysokiego tronu by do mnie podejść, pogratulować, może wskazać, nad czym powinnam popracować. Moja wyobraźnia już znajdowała się daleko w przyszłości – widziałam siebie i moją matkę, siedzące ramię w ramię. Ona pokazująca mi nowe sztuczki magiczne i tłumacząca jak je wykonać, jak do nich podejść, a ja słuchałam każdego jej słowa. Wcześniej do nauki nie miałam nic prócz jej notatek. Opanowałam magię praktycznie sama.
Pamiętam również, jak bardzo się zawiodłam gdy Adiris przeszła obok mnie, wymieniając jeszcze kilka zdań ze swoim doradcą. Drzwi do sali tronowej zamknęły się za nimi. Zostałam sama. Ja i niemi strażnicy.
W końcu jednak musiała zacząć się mną interesować. Kherisa nie była jej najstarszym dzieckiem, tylko ja. To ja miałam zasiąść na tronie, gdy czas mojej matki dobiegł końca. Dlatego musiałam się nauczyć jak rządzić, ponieważ notatki do tego nie starczyły i ona dobrze o tym wiedziała. Dobry władca czerpie z doświadczenia, nie teorii.
Jednego dnia, gdy siedziałam w swoim pokoju nad własnymi badaniami o magii, Adiris weszła do środka i osobiście poprosiła, bym udała się z nią do miasta załatwić pewną ważną sprawę. Zgodziłam się – może i utrzymywały nas więzy rodzinne, ale nie łączyła nas typowa relacja matki z córką. Nie, my byłyśmy... bardziej formalne w stosunku do siebie. Adiris nadal pozostawała przede wszystkim władczynią krainy.
Rozumiałam, że miała ciężko. Każdego dnia dźwigała na swoich ramionach ciężar odpowiedzialności na całą Craeli'ah. Starałam się jej odpuszczać. Adiris miała wystarczająco dużo problemów.
Ale jak mogłam dalej ciągnąć to swoje udawanie zadowolonej córeczki, gdy Kherisa była traktowana zupełnie inaczej? Nią Adiris się zajmowała, zapewniała zajęcia. Rozmawiały chętnie między sobą w trakcie posiłków, podczas kiedy gdy ja zaczynałam jakikolwiek temat, szybko go kończyły. Na pytania słodkiej Kherisy Adiris mogła odpowiadać nie w kilku zdaniach. Czasem wygłaszała całe monologi. Nie zliczę ilości razy, gdy siedziałam z boku, grzebiąc widelcem w jedzeniu. Kipiałam z zazdrości. Co takiego miała Kherisa, czego ja nie miałam?
CZYTASZ
Opowieści ze świata przeklętych
FantasyRóżne opowieści - czasem poważne, innymi czasy komediowe - o różnych postaciach z Cyklu Przeklętych. Znajomość Cyklu więc jest wymagana. Opowiadania będą pojawiać się nieregularnie.