Ostatni uśmiech ( Rozdział 3 )

14 2 5
                                    

Rozdział 3

23 lata temu - Elizabeth - 7 lat


Minęły dwa tygodnie od kąt ostatni raz widziałam tatę. Gdy po jego wyjściu udało mi się założyć łańcuszek, do tej pory go nie zdjęłam. Siedziałam na świetlicy czekając aż przyjedzie po mnie mama. Razem ze mną było tu tylko dwoje dzieci i pani od świetlicy. Odrobiłam wszystkie lekcje, teraz wyłącznie się bawiłam i rysowałam. Gdy upłynęło trochę czasu, zostałam sama. Posmutniałam. Zaczęłam martwić się o mamę. Chciałam już być z nią i Nathankiem w domu. Obiecałam bratu, że gdy tylko wrócę ze szkoły i odrobię lekcje, ułożymy kolejną budowlę z klocków która zajmie swoje miejsce na parapecie. Gdy tak rozmyślałam, młoda dziewczyna, pani od świetlicy, podeszła do mnie i objęła ramieniem. Spojrzałam na  nią zdezorientowana.

- Kochanie, dzwoniłam do twojej mamy ale nie odbiera... - Zaczęła. - Zamykamy już świetlicę, pozwolisz więc, że odwiozę Cie do domu. - Odparła i uśmiechnęła się ze smutkiem w oczach.

- Dobrze. - Mruknęłam i zaczęłam pakować swoje rzeczy do małego plecaczka.

Dziewczyna odeszła ode mnie i również włożyła swoje rzeczy do torebki. Mama wiele razy powtarzała mi, abym nie wsiadała do samochodu nieznajomego, ale Pani Maja była moją ulubioną w naszej szkole. Ufałam, że zawiezie mnie bezpiecznie do mojego domu. Więc gdy obie się spakowałyśmy, ta złapała mnie za rękę i wspólnie wyszłyśmy na korytarz. Był taki pusty... bez życia. Nikt po nim nie biegał, starszaki nie przepychały się, a ósmoklasiści nie płakali z powodu kolejnej złej oceny. Doszłyśmy na parking. Stały tam tylko dwa auta, w czym jedno Pani Mai. Wsiadłyśmy do niego. Pachniało w nim łąką, i mimo że auto było stare, to bardzo dobrze zadbane. Jechałyśmy ulicą, która była dużo bardziej żywa niż korytarz szkolny. Gdy skręciłyśmy w ulicę na której mieszkałam, odetchnęłam z ogromną ulgą. Wiedziałam że Maja zawiezie mnie do domu. Stanęłyśmy przed małym domkiem. Moim, małym domkiem. Wyleciałam z samochodu i mówiąc Pani Mai, że nie musi wchodzić ze mną do domu i dziękując jej za podwózkę. Patrzyłam jak mały, zielony samochodzik znika za zakrętem. Podeszłam do drzwi i spróbowałam je otworzyć. Były otwarte. Weszłam do środka i zdjęłam buty. Nie podobał mi się zapach roznoszący się po domu i docierający do mojego noska. Weszłam z przedpokoju od razu do salonu. Mama siedziała na kanapie. Dzięki Bogu, nic się z nią nie stało... a może jednak? Nie wyglądała jak ona. Smętny wyraz twarzy i te oczy... bez życia wpatrujące się z ścianę. Była również blada a jej włosy potargane. W okół niej był straszny bałagan. Po podłodze walało się kilka zielonych puszek, na stole stała ciemnozielona, szklana butelka a obok niej kieliszek z resztką czerwonego napoju. Moja mama trzymała w ręku przeźroczystą szklaną butelkę z przeźroczystym płynem. Gdy na mnie spojrzała zdawało mi się, że wybudziła się z głębokiego snu. Po jej policzkach pociekły łzy.

- Cz... czemu ty jeszcze nie w szkole? - Mruknęła smutna ale w jej głosie wyczuwałam również... złość... Czemu była na mnie zła?

- Mamo... Jest siedemnasta... Pani Maja podwiozła mnie do domu, bo zamykała świetlice. - Odpowiedziałam zmartwiona.

- J..Już siedemnasta? - Otworzyła szerzej oczy i odłożyła przeźroczystą butelkę. Podniosła się i podeszła do mnie. Zmarszczyłam nosek gdy doszedł do mnie ten nieprzyjemny zapach. - Przepraszam, zapomniałam Cie odebrać - Zapłakała.

Spuściłam wzrok na moje białe skarpetki w serduszka  i zmarszczyłam brwi. Nie chciałam tu dłużej stać.

- Idę pobawić się z Nathanem. - Mruknęłam i ruszyłam  stronę schodów. Mama jednak złapała mnie za ramie tym samym uniemożliwiając mi dojście do nich.

- Nathana nie ma - Powiedziała niemal krztusząc się łzami. 

- Gdzie jest? - Spytałam unosząc brwi. 

- Porwali go! - Wrzasnęła mama, padła na kolana a zaraz potem położyła się na ziemi i szlochała. 

Zrobiłam krok do tyłu. Moje serce zabiło dwa razy szybciej a zaraz potem poczułam jakby bić przestało. Ból który uderzył we mnie niczym strzała był tak ostry że już chwilę później lawina łez wypływała z pod moich powiek. Mój wzrok przypadkowo wylądował na lustrze. W odbiciu nie było mnie. Nie było dziewczynki z długim, grubym warkoczem i ciemnymi, błyszczącymi niczym gwiazdy na niebie, oczami z pięknymi, długimi i gęstymi oczami. A zamiast lekko zarumienionych policzków... Zobaczyłam wodospad lazurowych łez.

Pobiegłam do pokoju i zamknęłam się w im zostawiając mamę samotnie w salonie. Spojrzałam na łóżko Nathana... ale... było puste. Nie było go tu, i już mogło go tu nigdy nie być. Padłam na kolana prosto na rozsypane klocki. Nie zwracałam uwagi na ból fizyczny bo moje serce przeżywało coś sto razy gorszego. Utratę mojego braciszka.

Ostatni UśmiechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz