Rozdział 4
20 lat temu - Elizabeth - 10 lat.
Od kąt Nathan zniknął minęły trzy lata. Trzy lata męczarni, płaczu i tęsknoty. I mimo, że w szkole uchodziłam za osobę bez uczuć, osobę bez serca, martwą w środku... To bardzo przeżywałam utratę mojego braciszka. Mama ciężko pracowała za dnia, jednak gdy tylko wracała do domu... piła. Były dni wyjątku, kiedy siadała ze mną na kanapie i pytała, co u mnie, co w szkole. I te momenty kochałam... bo ich potrzebowałam... a dziś? Dziś nadszedł dzień przeprowadzki do dużego miasta... Zostawienia tu każdego wspomnienia.
Weszłam do mojego małego pokoju. Dużo się zmieniło w przeciągu ostatnich lat. Rzeczy Nathana zniknęły. W rogu pokoju miałam małą biblioteczkę. Rok temu pokochałam czytanie. To moja terapia. Na sporym łóżku znajdującym się po środku pokoju leżały dwie otworzone walizki. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam pierwsze ubrania. Puściłam sobie grę na pianinie i zaczęłam się pakować. Trochę to trwało jednak gdy doszłam do ostatniego etapu pakowania, minimalny uśmiech wkradł się na moje wargi. Kochałam dotykać moje książki i myśleć o każdej z nich pozytywnie. Delikatnie schowałam je do kartonu.
- Elizabeth! - Usłyszałam krzyk mamy z salonu. - Schodź już!
Spojrzałam po raz ostatni na stary pokój. Oczyma wyobraźni widziałam Nathana układającego klocki na dywanie. Wyszłam z pokoju z moimi rzeczami i zamknęłam drzwi. Spuściłam wzrok na skarpetki i przybrałam wypraną z uczuć minę. Zniosłam walizki i pudło na dwa razy. Mama czekała już przy busie przeprowadzkowym który miał zabrać nasze rzeczy. Rozmawiała z kierowcą. Włożyłam pudło z książkami do naszego auta, tak samo jak walizki. Nie minęło dużo czasu gdy każdy z nas zasiadł na swoje miejsca. Rzuciłam ostatni raz okiem na Sypiącą się już, żółtą ścianę domku... Chociaż... czy mogę nazwać to co widziałam, kolorem żółtym? To był niemal biały. Ruszyliśmy. Próbowałam pohamować łzy.
***
Skakaliśmy na trampolinie w parku trampolin. Pilnowałam Nathana aby nic mu się nie stało. Mama zabrała nas tu z okazji dnia dziecka pod warunkiem że będę go pilnować. Sama stała kilka kroków dalej i nagrywała telefonem jak się bawimy. W pewnym momencie Nathan przewrócił się. Zaczął płakać, mimo że nie wyglądało to na nic poważnego. Mama upewniała się czy na pewno nic mu nie jest gdy ja usłyszałam śmiechy. Obróciłam się za siebie i ujrzałam dwóch ledwo co starszych ode mnie chłopców. Nagrywali Nathana śmiejąc się z niego. Nie myśląc zbyt wiele zacisnęłam dłonie w piąstki i stanęłam tuż przed nimi. Jeden był mojego wzrostu a drugi odrobinkę wyższy.
- Czemu śmiejecie się z mojego brata? - Spytałam wrogo.
- Ojejku, starsza siostrzyczka się znalazła. Jak słodko. - Rudy niemal dusił się ze śmiechu.
- Czemu śmiejecie się z mojego brata? Czy coś wam zrobił? - Podeszłam do nich krok bliżej.
Ci tylko spojrzeli na mnie zdziwieni, że w ogóle raczę z nimi rozmawiać. Ale przecież śmiali się z mojego brata. Nie mogłam tego tak zostawić. W moim życiu była jedna zasada którą sama sobie ustaliłam i której nie mogłam nigdy olać. Mianowicie mnie mogą obrażać, ja mogę płakać. Ale niech powiedzą chodź jedno złe słowo o kimś z mojej rodziny, a nie ręczę za siebie.
- Odejdź, małolato. - Burknął jeden z nich.
- A nie i co mi zrobisz? - Podeszłam jeszcze bliżej i zabrałam jednemu z nich telefon, którym nagrywali Nathana. Odeszłam krok do tyłu i wystawiłam urządzenie za siebie.
- Oddawaj! - Wrzasnął.
- Bo co? Bo powiesz mamusi? Bo powiesz tatusiowi? Myślisz że po kogo będą stronie, jeśli powiem im że bezprawnie nagrywałeś mojego brata, a w twoim telefonie znajdą wyraźny dowód na uznanie moich słów za prawdziwe? - Wiedziałam że igram z ogniem. - Nazwałeś mnie małolatą, a sam nie wyglądasz na dużo starszego. Ba! Nawet się tak nie zachowujesz. Wiec to ty jesteś małolatem. - Widziałam po nich, że nie wiedzą co się dzieje. Kontynuowałam więc. - A myślicie że ja to tak zostawię? Otusz nie. Jeśli nie powiecie mi gdzie siedzą wasi rodzice, dam ten telefon mojej mamie.
Chłopcy zamrugali kilkukrotnie aż w końcu ten niższy, pod wpływem mojego spojrzenia wskazał na kobietę siedzącą przy stoliku z kawą. Od razu tam ruszyłam ściskając w dłoni telefon, aby Ci mi go nie zabrali. Stanęłam przed stolikiem. Kobieta o pomarańczowych włosach spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Dzień dobry. Czy ta dwójka jest z Panią? - Spytałam sympatycznym głosem. Wiedziałam, że stoją za mną.
- Tak. Są ze mną. Coś się stało, kochanie? - Spytała.
- Nagrywali mojego braciszka jak się przewrócił i popłakał. - Podałam kobiecie komórkę. - Tu jest dowód.
Rudowłosa wzięła ode mnie telefon i go odblokowała. Uniosła brwi gdy obejrzała film. Spojrzała na chłopców stojących za mną z wrogą miną.
- Co to ma znaczyć? - Zapytała zła. - Nie. Ubierajcie kurtki, wychodzimy.
Nie wiedziałam co mogę tam jeszcze zdziałać, więc wróciłam się do mamy i brata. Nathan już nie płakał. Patrzył na mnie zszokowany i pełen podziwu. Mama objęła mnie ramieniem....
***
- Elizabeth? - Mama wyrwała mnie z przywoływania wspomnień. - Słuchasz mnie?
- Tak?
- Mówiłam, że będzie Ci lepiej w nowym miejscu.
- Mhm... - Mruknęłam wpatrując się w szybę.
- Poznasz nowych przyjaciół, może jakiegoś chłopaka...
- Mhm...
- Kocham Cię, Elizo. - Mruknęła mama a ja otworzyłam szeroko oczy. Rzadko to od niej słyszę. Zazwyczaj wtedy, gdy nie była pijana.
- Też Cie kocham, mamo. - Nie skłamałam. Była to ostatnia osoba którą mogłam kochać. Nie miałam nikogo innego.
CZYTASZ
Ostatni Uśmiech
RomanceElizabeth Ross White. Dziewczyna mająca wszystko, o czym można było marzyć. Roześmiany od ucha do ucha brat wraz z kochającą ponad życie i wspierającą mamą. W trójkę mieszkali pod nowym Jorkiem. Żyli skromnie lecz nie było w ich życiu powodów do łez...