𝘊𝘩𝘢𝘱𝘵𝘦𝘳 𝘐𝘐

39 5 19
                                    


- Ach! A co to za kulka nieszczęścia, huh?

- N-Noah? Co tu robisz? - opierając się jedną ręką o ścianę, Ophélie uniosła wzrok na przechodnia, który stał naprzeciw, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Na ostatnich badaniach spadł mi magnez i Miyuki wymyśliła, żebym zażywał jakieś witaminy wiesz. - głos blondyna wybrzmiewał echem wzdłuż korytarza. - A co z Tobą? Wszystko w porządku? Opierasz się o tę ścianę jak osiemdziesięcioletnia babcia, wracająca z targu.

- Nie, nie. - czarnowłosa była pewna, że tę rozmowę było słychać w całej Organizacji przez donośny głos przyjaciela.

A tak właściwie... kimże mógł być przyjaciel? Dziewiętnastolatka nie miewała takich osób w swoim otoczeniu. No, może poza kotem o imieniu Mustache, którego przygarnęła wraz ze swoim młodszym bratem w wieku ośmiu lat. Wąsik towarzyszył jej przez najtrudniejsze momenty życia; był zawsze obok. I chociaż nie należał do najpotulniejszych kotów, to jednak sama jego obecność działała na nastolatkę kojąco. Ale kiedy dziewczyna skończyła szesnaście lat, odszedł. A razem z nim odeszła część duszy Ophélie.
Tak, zdecydowanie mogłaby nazwać go przyjacielem.

- Wszystko w porządku, Noah. Tylko trochę tu duszno, wyjdziemy na zewnątrz?

- Jak Panienka sobie życzy! Masz coś do załatwienia jeszcze w Organizacji? - blondyn wyciągnął dłoń, niczym gentleman, kłaniając się teatralnie. - Bo jeśli nie, to zapraszam Cię na pyszną kawusię! A jak wiesz, jestem najwybitniejszym smakoszem tego, bogatego w sensualne doznania, trunku.

- Właściwie... mocna kawa dobrze by mi zrobiła. - Ophélie wysiliła się na uśmiech, co od razu wyłapał Noah.

- Kochana? Na pewno wszystko okej?

- Tak, chodźmy na tę kawę, bo narobiłeś mi ochoty.

Wychodząc z Organizacji, jasnowłosy pożegnał się wesoło z panią w recepcji. Dziewiętnastolatka dowiedziała się również, że ma ona na imię Corinne, co też nie było zaskoczeniem, ponieważ jej przyjaciel był niesamowicie kontaktową osobą i bez trudu nawiązywał nowe znajomości. Nastolatka była prawie pewna, że Noah zna każdą osobę w ów budynku. Zupełne przeciwieństwo Chevalley. I chociaż jego pewność siebie i radość życia momentalnie ją przytłaczały, to jednak lubiła spędzać z nim czas.

Noah Molière był Ezgekutorem od pół roku. Stosunkowo niewielki staż. Jednak Orian wielokrotnie opowiadał swojej podopiecznej jak wielką wolę walki posiada blondyn. Łagodny jak baranek na co dzień, podczas walki jednak niesamowicie zwinny, szybki i uważny. Noah od zawsze nosił duże, okrągłe okulary, oprawione czarną obwódką, która zadziwiająco dobrze komponowała się z lazurowym kolorem jego oczu. 

Blondyn jednak nie miał problemów ze wzrokiem. Gdyby tak było, to automatycznie przekreśliłoby jego szansę na wstąpienie w szeregi Egzekutorów. Nie tylko wzrok musieli oni mieć nienaganny. Sprawność fizyczna, a także psychiczna grała olbrzymią rolę. To dlatego Chevalley była zmuszona robić cotygodniowe badania w laboratorium na minus trzecim piętrze. Każde, chociażby małe przekroczenie normy w wynikach, skutkowało przesunięciem wyznaczonego terminu Próby, zwanej Toxiuh Molpilia, a w najgorszym przypadku - skreśleniem z listy kandydatów.

- O czym tak myślisz? - z głębokiego transu, wyrwał ją głos przyjaciela. Noah podał czarnowłosej kolorowy kubek z ciemną jak smoła cieczą w środku.

- Powiedz mi... - Ophélie ujęła oburącz naczynie, upijając z niego kawę, którą przygotował dla niej dwudziestodwulatek. - Jak to się stało, że jednak zdecydowałeś się podjąć Próby?

Requiem straconych duszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz