Rozdział 22

219 15 12
                                    




Bryzga spokojnego, wieczornego morza przyjemnie pieściła moją twarz.
Nad wyraz fascynujący zachód słońca na hiszpańskim wybrzeżu dawał idealny obraz sielanki i romantyzmu. To wszystko złączone razem ukazywało wizję niezwyciężonej i namiętnej miłości.
Jedynej rzeczy, której nie potrafiłem zdobyć... będąc szczerym zdobyć, zdobyłem, lecz moje uczucia nie były odwzajemnione.
Odwzajemnione uczucia... jak gdyby się tak dłużej zastanowić bardzo dużo osób odwzajemniało moje, lecz zazwyczaj była to zwyczajna wrogość lub niechęć.
Nigdy nie doznałem odzwierciedlenia mojej miłości u drugiej osoby, kobiety.

-Znowu milczysz, kurwa! Nie podoba mi się ten twój zasrany spacer! - krzyknęła.

Westchnąłem... właśnie o tym mówiłem... brak odzwierciedlenia, brak miłość, która tak bardzo kusiła swoją słodkością, goryczą i zakazanym owocem. Hailie Monet zwyczajnie się bała.
Chowała się za maską dzielnej suki (seksownej).
Osobiście bardzo mi to odpowiadało, lecz chciałem czegoś więcej... jej prawdziwej.

-Hailie Monet – zsunąłem lekko przeciwsłoneczne okulary i spojrzałem na nią... jej boskie ciało okryte białym przewiewnym materiałem z kawałkami prześwitujących krateczek... cóż za upojny widok- Cóż to za maniery? - uniosłem brew – bracia nie nauczyli cię, jak grzeczne dziewczynki mają się wysławiać?

Łypnęła na mnie spod przymrożonych powiek. Uśmiechnęła się sarkastycznie.

-A kto powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką? - oblizała usta. Cholera jasna.

Już nic na to nie odpowiedziałem. Sprytna, wiedziała, że w taki sposób szybko zawładnie nad moim pragnieniem.
Ten spacer miał na celu wyjaśnienia jej pewnych rzeczy.
Na przykład, dlaczego ją porwałem.

Kucnęła i wyłowiła białą muszelkę z wody. Obmyła ją i się jej przyjrzała.

-Dlaczego mnie porwałeś?

I tu się zaczęły pojawiać schody.
Pierwszy ich stopień brzmiał ,,Nie wiem po co ją porwałem", może, dlatego, że byłem tak zazdrosny i zacząłem pochopnie myśleć..., ale jak zapewne każdemu obeznanemu władcy wiadomo, że powód musi być zawsze i to szczególnie konkretny.

-Nie wiem – westchnąłem.

Wyprostowała się szybko i zamachnęła na moją idealną twarz.
Złapałem jej rękę i prychnąłem.

-Jak to kurwa nie wiesz? -zaczęła gestykulować drugą ręką, która nie była uwięziona — Miałam kuźwa spokojne życie, wszystko było tak jak chciałam. Bogata, mądra, piękna, mająca najlepszych barci na świecie Hailie Monet. Nagle pojawia się pieprzony Adrien Santan! - wyrwała dłoń – który mnie zwodzi i uwodzi! Mam pierdolony mętlik w głowie! -krzyknęła – chcesz czegoś ode mnie, ale nie potrafisz tego sformułować i ubrać w słowa! My się nawet nie znamy! A ty przychodzisz i odchodzisz! Co spotkanie rozbierasz mnie wzrokiem, dotykasz... na tym się kurwa kończy!
Próbowałam relacji z mężczyznami, ale żadna nigdy nie była taka żarliwa i niezidentyfikowana!
Co to jest?!! Wytłumacz mi kurwa!!!

Uczucia wreszcie zebrały na sile.
Wypuściłem ten pieprzony żar, który tak długo trzymałem.

Wpadłem na nią, wziąłem na ręce i ułożyłem na piasku.
Ręce przyszpiliłem nad jej głową.
Gardłowo warknąłem i pocałowałem ją.
Jeździłem dłońmi po jej ciele. Zatraciłem się.
Oddawała pocałunki z taką samą żarliwością, pragnieniem i miłością?
Smakowałem jej ciepłe usta, czekałem na to kurwa przez całe życie. Na prawdziwy pocałunek.
Wyrwała się i przewróciła mnie plecami na piasek. Usiadła na mnie okrakiem i przejechała paznokciem po mojej szczęce, na co warknąłem i pociągnąłem ją, przez co wpadła na moją klatkę i znowu ją pocałowałem.
Oderwała się zdyszana. Spojrzałem w jej śliczne oczy, te, które zawsze hipnotyzowały mnie swoją przenikliwością i nadzwyczajnością.

-Czego chcesz Adrienie Santanie – oparła dłoń na mojej klatce piersiowej.

Czego chciałem?! Jej.

-Ciebie najdroższa Hailie Monet. To zawsze chodziło o ciebie. -złapałem ją za dłoń i ucałowałem jej wierzch- Moje uczucia do ciebie najdroższa są niezrównane i pierwsze, jakie poczułem od urodzenia. Chcę być twój na zawsze. Kiedy Cię zobaczyłem, od tamtego momentu cały czas liczyłaś się tylko ty, to tylko o tobie myślałem. Wzbudziłaś we mnie moje najgorętsze pragnienia.
Chcę Cię pokochać! - znów ucałowałem jej dłoń – Tego chcę Hailie Monet.

Tym razem to ona mnie pocałowała.

-To chciej tego dalej najdroższy – wstała i spojrzała na mnie zalotnie. Podeszła do wody, jeszcze raz się odwróciła i weszła do wody. Zamaczała się stopniowo. Zanurkowała na co wstałem i niespokojnie spojrzałem w fale. Wynurzyła się, wskazała na mnie placem i pokazała bym do niej przyszedł.
W odpowiedzi pomachałem przecząco głową i odpaliłem wcześniej wyciągnięte cygaro.
Ta w odpowiedzi znów zanurkowała, ale nie wynurzyła się od razu tak jak zeszłym razem.
Minęło kolejne 20 sekund i dalej nic.
Wyczekująco wzrokiem przeczesywałem spokojną taflę.
Dalej kurwa nic.
Jeszce będę miał na sumieniu siostrę Vincenta Moneta.
Dłużej się nie zastanawiając zerwałem z siebie koszulę i pognałem do wody.
Kurwa dalej się nie wynurza. Zdenerwowany podpłynąłem do miejsca, gdzie ostatnio ją widziałem.
Była tam miotana przez morskie prądy. Jej włosy i sukienka delikatnie falowały.
Szarpnąłem ją gwałtownie. Uniosła na mnie oczy i zaczerpnęła powietrza.

-Dużo nie trzeba było zrobić, żeby zrobiło się Panu mokro, Panie Santan – Przeczesała włosy dłonią.
Ja pierdziele. Czy tylko ja rozumiałem jej słowa za dwuznaczne?

-Wystarczyło, że byłaś to ty – złapałem ją pod udo i lekko ścisnąłem.

Warknęła jak żądna pieszczot kocica.

Ucałowałem jej szyję.
- Więc co teraz kochanie? - wyszeptałem jej do ucha.

Uchyliła wargi i cicho jęknęła.

-Chyba nie chcesz tak tego zostawić? - zapytała równie szeptem.

-Gdzież bym śmiał. Po tym, jak w nieskończoność złamałem zasady, dla ciebie jestem gotowy dalej je łamać... nietykalność, zakazana relacja między rodzinami, porwanie -wymieniałem jak niepokorny grzesznik, który nie zamierza się nawrócić, tylko dalej brnąć w czeluści piekła — Nie zaprzepaścimy tego Hailie Monet. - złapałem ją pod kolana i plecy i wyniosłem z wody. Postawiłem ją na pisaku i przeskanowałem jej obleczone prześwitującym, mokrym materiałem ciało. Przekląłem głośno ślinę i ledwo udało mi się oprzeć, by nie zrobić czegoś za co, bym z pewnością został sowicie ukarany przez organizację.

- W jaki chce Pan sposób takich rzeczy dokonać, Panie Santan? - zapytała wiedząc, że przyglądam się jej z pragnieniem i pełnym i gorącym pożądaniem. Uśmiechnęła się seksownie, gdy zobaczyła moją gołą klatkę piersiową.
Złapałem ją jedną ręką w talii, a drugą narzuciłem na jej ramiona moją koszulę. Wyglądała idealnie.

-Za pośrednictwem relacji Panno Monet – pociągnąłem ją za rękę do samochodu.

Zatrzymała się i przystopowała moje działania doprowadzenia nas do pojazdu, w którym czekały ręczniki.
Powoli zaczynało się ściemniać, a co za tym idzie robiło się zimniej.

- A co jeśli się nie zgodzę? - zapytała.

Uniosłem brew i przekrzywiłem głowę.

- Już się zgodziłaś. Nie musisz robić tego ponownie – znów ją pociągnąłem, tym razem się nie opierała i grzecznie dała się zaprowadzić do celu.

Podałem jej ręcznik, by wytarła nogi po pisaku.
A ta do jasnej cholery jak na złość naniosła mi do środka pojazdu grubą warstwę tego niewdzięcznego proszku.
Rozkosznie.
Moje biedne Ferrari.
No cóż, kobiety.

Zatrzymałem się jeszcze chwilę na dworze.
Wybrałem numer do jednego z moich ludzi.

-Panie Santan? -rozległo się w głośniku telefonu.

-Rozprawić się z Jose. Nie chce mieć go na widoku w rezydencji. -wydałem rozkazy.

Trwała cisza. Co jest?

-Panie Santan? - znowu.

-Tak? -Zapytałem, tracąc cierpliwość. Było mi w cholerę zimno a ten cymbał znów zapomniał rozumu.

-Ale mam go ogłuszyć – spytał niepewnie.

No ja nie mogę.

-No nie kurwa, zaproś go na kolację! - wydarłem się.

-Czyli poprosić, by pani kucharka przygotowała jeszcze jedno miejs ..

-Ja pierdole – wyszeptałem zrezygnowany – OGŁUSZ GO! - wrzasnąłem i się rozłączyłem.

Z tymi ludźmi były same problemy.
Jutro mieliśmy wracać do stanów a Ci nie potrafili spakować własnej walizki, a co dopiero stosować przemocy.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem.

Pod moją hiszpańską rezydencją zatrzymałem pojazd i przetarłem oczy.
Zostawało tyle rzeczy do zrobienia. A ja wciąż zajmowałem się tylko jedną Hailie Monet i sprawą jej zwyrodniałego kochanka.
Zostały mi jeszcze dwa spotkania, które przełożyłem na chwilę przed wylotem.

- Idziemy już? - zapytała znużona.

-Idź. Muszę się jeszcze zająć jedną sprawą. - posłałem jej pocałunek, na co przygryzła wargę.

- Oczywiście – wysiadła i kocim krokiem ruszyła w stronę domu.

Zadzwonił mój telefon. Już pięćdziesiąty raz tego dnia.
Był to bowiem Vincent Monet.
Odebrałem.

-Vincencie?

-Na reszcie Adrienie..

-Na reszcie? - przerwałem mu – Nie zapędzasz się Vincencie? - zapytałem dodając akcent sarkazmu – słucham dalej.

Westchną.

-A więc, wracając. Prosiłbym Cię o przysługę – zainteresowałem się, nie powiem.

-Pamiętaj, coś za coś – rozsiadłem się wygodniej.

-Oczywiście. - Przerwał na chwilę – Prosiłbym Cię o przywiezienie mojej siostry w dniu jutrzejszym. - Bo jesteś w Hiszpanii? Prawda?

- Tak się składa, że jestem – udałem, że się zastanawiam – bardzo chętnie dostarczę Ci twoją siostrę. Pamiętaj tylko, że nic nie jest za darmo – rozłączyłem się.
Jutro też będzie moja. Sam Vincent Monet mi to ułatwił.
Jak rozkosznie.


___________________________________

Witam!

Tak jak obiecałam, każdego miesiąca rozdział ;)

Sprawdziłam go, lecz nie przeczytałam ponownie.

Mam nadzieję , że jako tako się kei ;))


Nasz drogi Pan Santan poszalał. Bardzo mi się podoba takie jego wydanie... a wam? ;)) 


Miłego dnia! 

Do zobaczenia :)) <3

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 4 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rodzina SantanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz