Rozdział 1

4 1 0
                                    


Obudził mnie głośny, irytujący dźwięk budzika. Zdecydowanie nie byłam gotowa na to, co miało się wydarzyć tego dnia. Dziś był mój ostatni dzień w starej szkole, a ja nie miałam pojęcia, jak się z tym pogodzić. Całe moje dzieciństwo, każda wspólna chwila z przyjaciółmi, nauczycielami i wszystkimi osobami, które tworzyły mój świat, miały się rozpaść na kawałki. Nie byłam gotowa na to pożegnanie.

Moja paczka, w której skład wchodzili Veronika i Max, była moim wszystkim. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ich zostawić. Wspólne rozmowy, śmiechy, sekrety – wszystko to było dla mnie nieocenione. Myśl, że miałabym się rozstać z tymi osobami, była niczym cios w serce.

Ale nie miałam nic do gadania. O przeprowadzce decydowała mama. I choć moje serce krzyczało „nie", życie, które wiodłam, zawsze było podporządkowane mojej siostrze i jej potrzebom. Moje zdanie nie liczyło się. Zawsze byłam tą „drugą", która nie wyróżniała się na tle siostry. Czułam się niewidoczna, jakby moje istnienie nie miało żadnego sensu.

Wstałam z łóżka, z ociąganiem przygotowując się na to, że po raz ostatni przekroczę próg tej szkoły. Wiedziałam, że pożegnanie z Veroniką i Maxem nie będzie łatwe. Miałam wrażenie, że wszystko wokół mnie staje się nierealne, jakby życie za chwilę miało się zatrzymać. Musiałam wykorzystać ten dzień jak najlepiej, choć wiedziałam, że żadna chwila nie będzie już taka sama.

Zeszłam na dół, wzięłam jabłko, po czym wyszłam w stronę szkoły. Mieszkałam blisko, więc codziennie chodziłam pieszo. Siostra zawsze jeździła autobusem, choć do tej samej szkoły.

Jesień. Liście w odcieniach złota i brązu powoli opadały na ziemię. Chłodny wiatr unosił w powietrzu kłęby pyłu, ale ja i tak kochałam te spacery. Uwielbiałam tę porę roku – jej melancholijny nastrój. Miałam swój mały rytuał: zawsze włączałam jesienną playlistę, której nie potrafiłam obejść się bez. Założyłam słuchawki, włączyłam „Dark Red" i pozwoliłam, by dźwięki jeszcze bardziej podkreśliły ciężki, nostalgiczny nastrój tej pory roku.

Gdy dotarłam do szkoły, czekali na mnie Veronika i Max. Pomachali mi z oddali, ich uśmiechy były tym, co dodawało mi otuchy w tym trudnym dniu.

- Victoria! – zawołała Veronika, zawsze ta najbardziej promienna z nas, która wydawała się mieć wszystko – styl, pewność siebie, pomysły na życie.

- Cześć, moje ulubione osoby! – odpowiedziałam, przytulając ich na powitanie. Czułam, że nie będę w stanie znieść tej pustki, jaka zostanie po ich odejściu.

- Mamy coś dla ciebie! – powiedział Max, jego oczy lśniły podekscytowaniem, jakby to było coś, co naprawdę miało mnie pocieszyć.

Podeszliśmy do szafek, a ja czułam, że moje serce bije szybciej z ciekawości. Max podał mi różowe pudełko z kokardką, a na wstążce było nasze wspólne zdjęcie. Wzrok mi się zamglił, a dłonie zaczęły drżeć. To był nasz sposób na zachowanie tego, co było dla nas najważniejsze.

Otworzyłam pudełko, a w środku znalazłam przepiękny, srebrny naszyjnik. Delikatne serduszko, minimalistyczny wzór. Przypomniał mi o tym, co zostawiam – o naszych chwilach, które nie wrócą. Łzy napłynęły mi do oczu, a w ustach poczułam gorzki smak pożegnania.

- Będziemy za tobą tęsknić – powiedział Max, a jego słowa były jak pocisk w moje serce.

Chwile minęły, zanim się uspokoiłam. Veronika spojrzała na mnie z ciepłym uśmiechem, ale w jej oczach widziałam tę samą bezradność.

- Co powiesz na ostatnie wagary? – zapytała z lekkim szelmowskim uśmiechem.

- Myślę, że to świetny pomysł – odpowiedziałam, łamanym głosem. Wycierałam tusz do rzęs, który rozmazał się przez łzy. Zdecydowanie powinnam była zainwestować w wodoodporny tusz.

Czas mijał szybciej, niż bym chciała. Poszliśmy na naszą ulubioną kawę, a rozmowy nie miały końca. Przez te kilka godzin starałam się zapamiętać każdy szczegół, każdy moment, który będzie mi towarzyszył przez resztę życia.

Kiedy nadszedł czas pożegnania, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Bagaże były już zapakowane w samochodzie, a ja podbiegłam do Maxa i Veroniki, przytulając ich mocno.

- Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżam – powiedziałam w rozpaczy, nie mogąc powstrzymać łez.

- My też, ale nie martw się, będziemy rozmawiać codziennie i spotykać się, kiedy tylko się da – odpowiedziała smutna Veronika.

Max przytulił mnie po raz ostatni, mocno, jakby nie chciał puścić. Zanim wsiadłam do samochodu, odwróciłam się jeszcze raz. Oni machali mi na pożegnanie, a ja czułam, jak serce pęka na kawałki. Samochód powoli ruszył, a ja spojrzałam za siebie. Mijaliśmy przekreślony znak „Holloway" – moje miasto, moje życie.

Droga do nowego domu minęła zbyt szybko. Zmęczona, smutna, zła – wysiadłam z samochodu, trzymając walizkę. Nowy dom, nowa rzeczywistość.

Był ogromny. W odróżnieniu od mojego starego domu, ten wyglądał na posiadłość – biały, z przypominającymi lata 70. schodami. Na pierwszy rzut oka wydawał się idealny, ale ja czułam, że nie pasuję do tego miejsca. To nie było moje życie.

Spojrzałam na matkę, wciąż gniewnie, ale ona mnie zignorowała. Wyszła z samochodu, jakby wszystko było oczywiste, jakby te zmiany były dla niej czymś naturalnym. A ja stałam tam, czując, jak moje życie wymyka się z rąk.

Za horyzontemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz