9

335 32 1
                                    


Do pierwszej wyspy Linda dopłynęła z duszą na ramieniu. Zbliżając się dostrzegła padające z gęstwiny światło i poraziła ją myśl, że zabójcy jakimś cudem ją wyprzedzili i wpadnie w ich łapy zanim na dobre zanurzy się w labiryncie wysepek. Na szczęście okazało się, że maleńką plażę zajęła szukająca ustronnego miejsca para turystów. Zajęci sobą młodzi ludzie nie zwrócili uwagi na rytmiczne pociągnięcia wioseł, dzięki czemu Linda przemknęła obok nich niezauważona.

Kiedy opłynęła pierwszy cypel, spojrzała w stronę pozostawionej za sobą Wyspy Rekinów. Maleńkie światełko ścigających ją mężczyzn zbliżało się w zatrważającym tempie. Oceniła, że nie warto ruszać dalej, zwłaszcza że w niewielkiej zatoczce mogła bezpiecznie się schować. Łagodne fale pozwoliły kobiecie sprawnie wmanewrować między skały. Kiedy przywiązała kajak wyszła na głazy się rozejrzeć. Wychynęła ostrożnie zza kamieni i momentalnie serce stanęło jej w gardle. Zabójcy kierowali się prosto na oddającą się rozkoszy parę.

Dlaczego nie płyną dalej?

Pomyślała, że może chcą tamtych wypytać o samotnie przepływający kajak, ale gdy mężczyźni dobili do brzegu, w świetle rozwieszonych przez turystów girland Linda dostrzegła wyciągniętą broń. Wstrzymała oddech. Para zorientowała się o przybyszach zdecydowanie za późno. Ich jęki i uderzające o skały fale zagłuszyły najazd bandytów. Następne wydarzenia były jak klatki horroru... Mężczyzna unieruchomiony lufą pistoletu, kobieta rzucona na piach. Krzyk, łkania, prośby. Śmiech gangsterów i ich niezrozumiała mowa. Opuszczone do połowy spodnie i ostateczny atak na bezbronną turystkę.

Linda poczuła falę mdłości. Nie wierząc w to co robi, wstała i krzyknęła z całej siły:

– Tu jestem, idioci!

I nagle wszystko zamarło.

Pierwsza oprzytomniała kobieta, której udało się uniknąć gwałtu i potykając się o własne nogi pobiegła prosto w zarośla. Wtedy otrzeźwieli napastnicy. Linda liczyła, że ruszą za nią w pogoń przez wyspę, co dałoby jej więcej czasu na ucieczkę ale oni na jej nieszczęście od razu zwodowali kajak.

Teraz miała delikatnie przejebane. Mężczyźni byli od niej silniejsi, więc płynęli sprawniej. Rozważała pobiegnięcie w głąb wyspy ale ta była na tyle mała, że dwójka zbirów znalazłaby ją jeszcze przed nastaniem świtu.

Linda musiała pilnie uciekać. Odwiązała kajak i popłynęła przed siebie. Schowała się za następnym zakrętem i sprintem ruszyła między dwie małe wysepki, by dotrzeć do trzeciej, na której wierzyła, że znajdzie schronienie. Więcej możliwości miałaby płynąc w głąb archipelagu ale by tam dotrzeć, musiałaby przebyć długą drogę po otwartej przestrzeni, a to stwarzało zbyt duże ryzyko.

Zanim udało jej się zniknąć za pierwszą wysepką smuga światła przemknęła przez jej kajak. Serce Lindy na moment przestało bić. Zaklinała rzeczywistość, by mimo wszystko zabójcy jej nie dostrzegli, gdy wtem wredna smuga zawróciła i teraz świeciła wprost na nią. Linda zacisnęła zęby i walcząc z bólem w łokciach coraz szybciej i mocniej zagarniała wiosłami wodę. Tętno skoczyło, łzy leciały strumieniem, a ręce bolały nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku. Mimo tego nie zwalniała. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji nie mogła się poddać.

Nagle ciszę przeciął huk wystrzału, a woda obok niej rozbryzgnęła się na wszystkie strony. Linda patrzyła przez krótką chwilę jak niewiele im brakło, by ją odstrzelić i mimo kompletnego wyczerpania jeszcze przyspieszyła. Kolejny strzał padł nieco dalej, ale następny szarpnął jej wiosłem.

– Ja pierdolę, ja pierdolę – klęła pod nosem, gdy wtem irracjonalna myśl zaświtała jej w głowie, że umrze z przekleństwem na ustach. – Zdrowaś Maryjo... – zaczęła się modlić ale z paniki zapomniała jak to dalej szło. – Ja pierdolę!

Kolejny strzał trafił w kajak ale jakimś cudem wciąż nie w Lindę. Widziała ciemny zarys plaży przed sobą ale z nerwów nie miała pewności, czy ostatecznie nie rozbije się o kamienie. Im bardziej się zbliżała tym fale mocniej kołysały kajakiem, ale trudniejsze warunki dały się we znaki również zabójcom, bo strzały stały się zupełnie niecelne.

Nagle Linda usłyszała ryk motorówki. Stawał się coraz głośniejszy, więc ewidentnie ktoś płynął w ich kierunku. Miała cichą nadzieję, że to lokalna policja została zaalarmowana niosącymi się przez morze wystrzałami i właśnie zmierza jej na ratunek. Linda musiała tylko gdzieś się ukryć i nie dać zabić.

W miarę zbliżania się do zatoki Linda dostrzegła, że mimo amoku udało jej się trafić na plażę, na którą od początku planowała się dostać. Co prawda nie miało się to odbyć ze strzelającym w nią ogonem, ale wciąż żyła i tego musiała się trzymać.

Rozpędziła kajak i gdy tylko wyhamował wbijając się z impetem w piasek, wyskoczyła z niego i pobiegła przed siebie. Słyszała goniącego ją Taja. Niemal czuła oddech na swoim karku, ale wciąż biegła. Nie rozumiała dlaczego przestali do niej strzelać, ale uznała to za dobrą monetę. Musiała tylko być szybsza. Prawie dosięgnęła skał, gdy poczuła jak łamie się wpół pod ciężarem goniącego. Oprych powalił ją na twarde podłoże. Do uszu dotarł głośniejszy warkot zbliżającej się łódki. Linda zerknęła przez ramię. To była jej ostatnia nadzieja. Bandyta z wyciągniętym nożem powstrzymał atak, by również sprawdzić intruza.

Linda od razu dostrzegła, że to nie policja przybyła na ratunek, a inny zabójca, który wrzasnął po tajsku w ich kierunku. Siedzący na niej okrakiem mężczyzna z wyraźnym niesmakiem coś odkrzyknął, po czym warknął do Lindy łamaną angielszczyzną:

– Boss chce cię żywą. Chodź, to może ty trochę pożyć.

Nie miała wielkiego wyboru. Wstała i popychana przez oprycha, ruszyła do drewnianej łódki. Na rufie siedział podstarzały mężczyzna, który gestem dłoni kazał jej podejść. Brodząc w wodzie po pas na trzęsących się z przestrachu nogach Linda dotarła do łodzi. Starszy mężczyzna oparł drabinkę o burtę i wyciągnął w jej stronę rękę. Jeden z bandytów szedł tuż za nią, drugi wodował kajak. Teraz była w rękach trzech wrogów. Nie miała żadnych szans. Ale dopiero, gdy z pomocą Taja weszła do łodzi poczuła, że krew zupełnie odpłynęła z jej twarzy.

Na deskach leżał Korsarz z wymierzoną w Taja bronią, a gdy tylko Linda znalazła się w środku podniósł się raptownie i drugą ręką, w której też trzymał gnata strzelił dwukrotnie w stronę wyspy. Bandyta, który szedł za nią przepadł pod taflą wody, drugi zgiął się nienaturalnie w kajaku. Lindę zdjęła groza. Siedziała bezwiednie patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał człowiek i nie mogła uwierzyć, że stała się świadkiem morderstwa. Nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć na Korsarza. Popatrzyła na Taja, który ze stoickim spokojem wyszedł z łodzi i brodząc w wodzie po pas podszedł do pozostawionego przez zabójców kajaka.

Korsarz przejął ster i chwilę później opuścili zatokę.

Zostali sami. Ona i jej morderca.

Taniec ze śmiercią [18+] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz