Lisa „niedaleko" oznaczało jeszcze ponad tydzień marszu, tym bardziej że mężczyzna poprowadził ich prosto w bagno, które Kos tak usilnie próbował ominąć. Wynajdował tam ścieżki, które co prawda nie gwarantowały suchych nóg, ale pozwalały uniknąć utonięcia. Kos z początku go podejrzewał o jakiś szósty zmysł, ale wkrótce on też nauczył się rozpoznawać, gdzie można bezpiecznie stanąć.
Teraz, kiedy o nic nie musiał się martwić, mokradła zdawały mu się malownicze, zwłaszcza otwarte połacie spowite w poranne mgły, z których tu i tam wyłaniały się kępy wierzb lub olch. Wieczorami konstruowali z drągów coś w rodzaju pomostu między wystającymi z bagna korzeniami, na którym można było ułożyć się do snu. Było niezbyt wygodnie, za to sucho. Rano najgorsze było wkładanie zimnych, przemoczonych butów, które Lis kazał co noc zdejmować, żeby uniknąć choroby nóg.
Wkrótce zostawili za sobą otwarte mokradła i szli teraz znów przez podmokły czarny ols. Z każdym dniem było coraz chłodniej, jesień zbliżała się wielkimi krokami. Nadszedł kolejny wieczór. Poprzez korony olch, przezierało bezchmurne niebo, granatowe i jakby szkliste, zapowiadając pierwszy w tym roku przymrozek.
- Nie ma sensu dziś kłaść się spać – oznajmił Lis. – Odpoczniemy jutro na miejscu.
Chłopak skwapliwie kiwnął głową. Warto było się trochę wysilić, żeby uniknąć spania w tych warunkach. Kiedy jednak zapadła noc, zaczął żałować, że się zgodził. Choć niebo, wciąż bezchmurne, usiane było mrowiem migotliwych gwiazd, ledwo widział przed sobą sylwetkę Lisa, który poruszał się równie sprawnie i szybko jak za dnia. On sam nogi stawiał na oślep. Co chwila wlewała mu się do butów nowa porcja lodowatej wody. Po północy wzeszedł księżyc nie poprawiając wcale sytuacji, błyskał tylko na taflach wody i malował zdradliwe cienie.
Kos potykał się, z trudem odzyskując równowagę, by uchronić się przed lodowatą kąpielą. Robiło się coraz zimniej, aż wreszcie pod stopami zachrzęścił pierwszy lód. Zrobili postój przycupnięci w kucki na jakiejś suchej kępie, ale mróz wkrótce zmusił ich do dalszego marszu. Kos potknął się po raz kolejny, na chwilę odzyskał równowagę, ale noga poślizgnęła mu się na lodzie. Musiał zrobić krok w bok – prosto w wodę. Upadł na czworaki, prawą ręką chwytając się trawy, lewa ręka ugrzęzła w bagnie. Lis szybko chwycił go za kaptur, i pomógł mu się podźwignąć, zanim pogrążył się głębiej. Tułów i prawe ramię miał suche, resztę mokrą i oblepioną zimnym błotem.
W końcu zaczęło świtać. Widocznie Lis w nocy jednak szedł wolniej, bo teraz wyraźnie przyspieszył, co przemarznięty chłopak, mimo zmęczenia, przyjął z ulgą. Kiedy wyszli na suchy grunt, przyspieszyli jeszcze bardziej. Kos wreszcie zdołał się trochę rozgrzać i poczuł, że jest wściekle głodny. Miał już poprosić o postój, kiedy w dole, między sosnami błysnęła tafla wody.
Wkrótce stali na skraju lasu patrząc na opuszczoną wieś: drewniane chaty rozrzucone bezładnie na zboczu opadającym nad jezioro. Pomiędzy nimi młode brzozy błyszczały w słońcu pierwszymi pożółkłymi liśćmi. Nie było widać ani śladu drogi. Przedzierając się przez zarośla, które zdążyły zawłaszczyć teren między zabudowaniami, zeszli nad jezioro, nad drewniany, wpół rozwalony pomost. Po prawo rozciągał się ols, z którego przyszli, po lewo na wysokiej skarpie lasy sosnowe, ale niżej nad samą wodą, złociły się pierwsze kolorowe liście wiązów i jaworów, czerwieniły owocki czeremchy i jarzębiny, a na wzgórzu, na dalekim przeciwległym brzegu, między ciemnymi plamami jodeł zieleniły się buki przyprószone gdzieniegdzie już brązem.
- Piękne miejsce – powiedział Kos.
- Tak – odparł Lis takim tonem, jakby nie podzielał jego entuzjazmu.
- Czemu ta wieś jest opuszczona?
- Odkąd rządy przejęła Wiedźma, coraz więcej jest takich miejsc. W tych rejonach ciężko wyżyć z rolnictwa: wyżej piach i kamienie, niżej bagna.

CZYTASZ
Szary Czort
Viễn tưởngŻycie jest ciężkie pod rządami czarnych magów. Wiejska znachorka przygarnia nastolatka, który ukrywa arystokratyczne pochodzenie...