-Michael... Przepraszam- Usłyszałem, akurat w chwili gdy miałem wyjść z łazienki.- Nie chciałem, naprawdę... Powiedziałem to pod wpływem emocji, wiem że jestem głupi...-
-Z tym akurat się zgodzę. Jesteś głupi- Powiedziałem otwierając drzwi i opierając się o ich futrynę- Ale nie pierdol już bo te tosty pachną zajebiście a znając życie twoja mama odda większość Cass. WIĘC ZAPIERDALAMY NA DÓŁ ŻREĆ-Wyminąłem zszokowanego Rhysa i zbiegłem po schodach by po chwili znaleźć się w kuchni gdzie uśmiechnąłem się pięknie do pani Antman. Byłem jej drugim ulubionym dzieckiem, zaraz po Cass. Tak, typiara woli nas od własnego syna.-Dzień dobry pani Antman, jak się pani czuje ?- Zapytałem grzecznie kobietę która była dla mnie jak matka, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jak dużo dla mnie zrobiła po stracie tej biologicznej i po tym, jak ta przybrana zmieniła się po narodzinach Evana
-Dzień dobry Mike, bardzo dobrze i dziękuję że pytasz. A jak u ciebie ? Słyszałem że twój tata ma ostatnio gorszy tydzień, trzymasz się tam jakoś ?- Wypowiedziała to wszystko z troską którą zawsze u niej podziwiałem. Martwiła się o każdego człowieka, szczególnie o dzieci. Nie dziwię się że jest psychologiem dziecięcym.
-Wie pani, kiedy to on nie ma gorszego tygodnia ?- Powiedziałem pół żartem- Jest dobrze, nie widuje go często gdyż większość czasu spędza w swoim warsztacie albo w pracy.
-To bardzo dobrze. Pamiętaj że jesteś u nas zawsze mile widziany i masz przychodzić z każdą złą sprawą.- Podała mi tosty, nakładając jednocześnie dokładkę na talerz brunetki obok mnie- A idzie ten mój baran ? Naprawdę, jak na niego nie krzykniesz to go czasem ciężko sprowadzić na ziemię- Podkręciła głową- Bierzcie sobie co chcecie kochani, ja idę po wasz makaron- W chwili gdy przeszła obok nas, uniósł się za nią zapach jeżyn. Był on jednym z powodów dla których traktowałem ją jak jedną z mam, gdyż ta która mnie poczęła także pachniała jeżynami. Z tego co wiem, były bliskimi przyjaciółkami, co jeszcze bardziej nasilało moje zaufanie do jej osoby.
-Doprawdy niesamowite. Mówi tak, jakby ojciec cię bił czy coś. Jest straszny no ale przecież nie pobił by własnego dziecka nie ?- Oi, Cassidy, Cassidy. Jeszcze dużo rzeczy nie wiesz o moim ojcu.- Jedz zanim Rhys przyjdzie bo wtedy zeżre nam wszystko- Mruknęła, oblizując miód z palca.
-Jasne. Jednak ja nie poddam się bez walk- Odpowiedziałem, nakładając sobie najlepsze dodatki jakie mogą istnieć do tostów.
-Żyje proszę państwa, żyje. Beze mnie ta grupa straciłaby całą swoją atrakcyjność więc muszę.
-Chyba chciałeś powiedzieć cały swój debilizm- Odgarnęła brązowe włosy z twarzy i spojrzała na blondyna- Masz rację, bez ciebie było by tu nudno. Bo myślę że żadne z naszej dwójki nie wpadło by na pomysł założenia damskich ciuchów i śpiewania "Firework" na środku sklepu . Nie myślałam że tak dobrze śpiewasz wiesz ?- Ugryzła kolejny kawałek toasta, delektując się chyba jednocześnie i jego smakiem, i zdenerwowanym przyjacielem.
-Ciumkaj loczki. Suń się Burj Khalifa. (najwyższy budynek na świecie gdyby ktoś nie wiedział- dop. Auto.)
-Gościowi miejsca nie ustąpisz ?- Zapytałem oburzony.
-Gdybyś nie bywał w moim domu częściej niż w swoim to może i bym ustąpił. Serio mordo, ty lepiej wiesz gdzie ja co mam, a to już dużo mówi.
-Nie pierdol już tylko mów jak ci rande vu poszło. Tak się ekscytowałeś że byś wjechał w drzewo- Mruknąłem, zagryzając tosta- Serio, to nawet jak na ciebie było dużo.- Z dziką przyjemnością obserwowałem jak blondyn przyodziewa haniebną barwę jaką była czerwień.
-E, a, d-dobrze- Jąkał się, próbując ukryć twarz za tostem.
-Ale my znamy alfabet Rhys, naprawdę nie musisz go nam przypominać. I to jeszcze w złej kolejności-Mruknąłem, oceniając spojrzeniem przyjaciela- Nie widzę jakiś zbytnich uszczerbków na skórze. Chyba że na dziewictwie, tego sprawdzać nie zamierzam.
-A spierdalaj- Warknął, kładąc na swoim talerzu tosta z talerza Cassidy I smarując go masłem- Za tydzień mam z nim jechać do kina więc chyba nie było tak źle- Wzruszył ramionami- Przeciętny. Jedyne czym się wyróżnia to to że jest prawie taki wysoki jak ty- Tym razem na kawałek pieczywa wleciała nutella- Ale i tak brakuje mu z jakiś 25 centymetrów.
-Robisz że mnie jakiegoś giganta wiesz ?-
-Bo masz prawie 2,20 wzrostu ? I nadal masz szansę urosnąć ?- Odpowiedział pytaniem.- Gościu, błagam cię. Niewielu znam ludzi którzy muszą się schylać jak przechodzą przez futrynę, a ty jesteś tym który robi to najbardziej. Serio, gdybyś chciał to byłbyś mistrzem kosza.-
-Kosz nie jest dla mnie. Nudny. Powtarzalny. Monotonny.- Powiedziałem, smarując kolejny z tych boskich chlebków masłem.
-A siatkówka? Te wszystkie zmiany i wogóle. Rzucanie się po podłodze i te sprawy.- Odpowiedział, kończąc ozdabianie borówkami skradzionego tosta.
-Nie wiem, nie myślałem o tym w ten sposób. Zaliczenie na wf i tyle. Cassidy, podasz dżem?-
-No to spróbowałbyś a nie całe dnie siedzisz na dupie i nic nie robisz- Rzekł z pretensjami w głosie
-Błagam cię, to są sporty drużynowe. Ludzie mnie wręcz nienawidzą. Potem jeszcze by mieli pretensje o jakieś pizdusiowe drobiazgi. To nie dla mnie- Posmarowałem kanapkę dżemem i popatrzyłem na Rhysa, mając nadzieję że odpuści.
-Jeszcze na ci znajdę sport w którym będziesz mistrzem- Praktycznie że warknął i ugryzł fantazyjnego tosta.
-Jak chcesz- Ugryzłem tosta, brudząc się dżemem i nie wiedząc, że będę tego żałować. Jednak przekonałem się po tym zaledwie dwie minuty później, czując niechciany dotyk na swoim policzku. Ktoś postanowił zetrzeć resztkę posiłku z tej części mojej twarzy i ją dokładnie wiedziałem kto to. Usłyszałem tylko duszących się śmiechem przyjaciół i cichy szept Rhysa.
-Japierdole, to mnie bawiło bawi i bawić będzie- Irytujące. Spojrzałem się na właściciela dłoni że zmarszczonymi brwiami i mordem w oczach.
-Czy ty do jasnej cholery możesz przestać próbować mnie poderwać ?-
★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★
Zgadnijcie kogo w końcu napadła wena i zebrał się żeby coś napisać
I hope you guys will enjoy it :>

CZYTASZ
Las Harmilton - Zniknięcia
Teen FictionMichael już od jakiegoś czasu wie że w okolicy dzieje się coś dziwnego. Z klasy znikaja kolejne osoby, podobno w podstawówce nie jest lepiej. Myśli wszystkich kierują się w stronę Lasu Harmilton, zwanego również morderczą puszczą. Lecz mimo wszystko...