Rozdział 1

652 31 0
                                    

-Wstawaj- usłyszałam głos mamy  subtelnie trącającej moje ramię. Kiwnęłam głową przeciągając się i ponownie zatopiłam się w kołdrze. Słyszałam jej oddech, który stawał się coraz bardziej upierdliwy, więc zrzuciłam z siebie nakrycie i popatrzyłam na nią z wrogością. Nienawidziłam chodzić do szkoły, sprawiało mi to wielki problem, bo dzięki temu miejscu w mojej psychice zakwitły gigantyczne kompleksy. Przeczesałam palcami swoje kasztanowe włosy szukając wzrokiem szczotki. Zbieranie do szkoły było najgorszą częścią dnia pomijając dotarcie do niej. Starałam się to wszystko jakoś pogodzić i cierpliwie czekać do końca roku.

Godzinę później siedziałam w autobusie wypełnionym rozentuzjazmowanymi ludźmi posyłającymi mi kpiąco- serdeczne spojrzenia. Każde z nich zbywałam sztucznym uśmiechem, który nikogo nie satysfakcjonował. Mało kto interesował się istnieniem takiej dziewczyny, jak ja- rodzina, przyjaciółka i chłopak, który tylko zniechęcał mnie to wychodzenia z domu. Nie miałam sposobu, by zakończyć naszą znajomość, a udawanie polepszało moje umiejętności aktorskie, jednocześnie stawiając mnie w złym świetle przed samą sobą. Moje stałe miejsce znajdowało się dokładnie po środku. Od zawsze i w każdej sytuacji.

Lekcja zaczęła się niepostrzeżenie szybko, dlatego wyciągnęłam biały piórnik i notatnik oraz lekturę, którą czytałam chyba z dwadzieścia razy. Byłam bardzo ucieszona, ponieważ 'mój chłopak' nie zauważył mnie spośród tłumu i wcale mu się nie dziwiłam. Byłam dziewczyną, jak każda inna i nie było we mnie niczego, na co można byłoby zwrócić uwagę. Długie, brązowe włosy, migdałowe oczy koloru miedzi, długie rzęsy, które nigdy nie wymagały użycia tuszu, pełne usta, gdzie dolna warga była nieco większa od drugiej. Pominę nos, którego nienawidziłam niesamowicie mocno.Nienawidziłam opisywać siebie, słuchać komplementów na swój temat.. Moja osoba była rozdziałem, którego nie można czytać.

Ględzenie nauczycielki idealnie nadawało się na tło do moich myśli, jednak do czasu, gdy zapytała mnie o szczegół, o jakim wspomniała przed chwilą. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech wypuszczając powietrze ze świstem. Usiłowałam się opanować, by nie wybuchnąć z powodu tego, że nie uważałam. Moi rodzice dążyli do idealnej córki zapewniając jej wszystko, czego zapragnie. Wszystko z wyjątkiem czułości, zrozumienia i empatii. Pokiwałam przecząco głową na znak, że nie mam bladego pojęcia o tym, co mówiła. Oczy każdego w pomieszczeniu były skierowane na mnie, na co starałam się nie zwracać konkretnej uwagi. Gdy lekcja dobiegła końca byłam osobą, która najszybciej wyszła z klasy pozostawiając za sobą bałagan. Stanęłam przy szafce, wystukując krótką wiadomość do mamy, na którą nie odpowiedziała. Nie czułam zawodu, nie czułam żadnych konkretnych emocji, nie potrafiłam się już nawet zmusić do miłości- jak widać tą cechę odziedziczyłam po rodzicach. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam drzwiczki granatowej szafki i automatycznie na moich stopach znalazła się kartka, która wzięła się nie wiadomo skąd. Otworzyłam ją z racji, że była złożona na pół i moim oczom ukazało się niewyraźne pismo. Przybliżyłam listek do twarzy, żeby upewnić się w przekonaniu, że zapach jest niesamowity i beznadziejnie znajomy, a po chwili...

-Hej, kruszyno. Co tam masz?- zapytał wlepiając we mnie te swoje zielone oczy. Pośpiesznie zgniotłam wiadomość i schowałam za plecy. Stałam jak wryta oczekując niechętnie czułości, których sobie nie szczędził. Pocałował mnie w głowę i uśmiechnął się ukazując mi lekko krzywe zęby. Wrr. Wymusiłam z siebie uśmiech, zamknęłam szafkę i ukradkiem schowałam zawiniątko do tylnej kieszeni.

-Nic wielkiego..- rzuciłam przygryzając wargę ze stresu. Nie znał moich gestów, bo nie wiedział o mnie nic. Uważał to za seksowne, dlatego przytulił mnie do siebie i staliśmy tak przez kilkanaście sekund, przemieniających się w godziny. Źle się czułam z tym, że muszę grać przed nim, jednak gorzej czułabym się raniąc czyjeś uczucia. Postanowiłam. Muszę z nim być. Może wtedy zagnieździ się we mnie uczucie.- Muszę lecieć, tym razem mam algebrę i nie odpuści.
-Pa..- szepnął w moje usta składając na nich siarczysty pocałunek.

-Cześć, Cole..- przełknęłam głośno ślinę wypowiadając jego imię, które wyryło się na mojej niezmaterializowanej czarnej liście. Gdy znalazłam się dostatecznie daleko, jak dziecko wytarłam usta i zaklęłam pod nosem. Miałam lekcje w tej samej sali, więc szybko tam dotarłam zajmując miejsce. Pierwsze dwie lekcje wydawały się być niesamowicie długie, starałam się dotrwać do przerwy, by w końcu uspokoić swój chciwy układ pokarmowy. Zastanawiało mnie, co było w liście, który dzisiaj 'dostałam'. Nie chciałam mieć kolejnego chłopaka na głowie więc po cichu zaczęłam prosić Boga, by to był żart, by ktoś robił sobie ze mnie jaja. Ta wersja zaczęła być bardzo prawdopodobna, dlatego w duchu cieszyłam się z mojej nadziei. Po 45 minutach udawania, że słucham tego, co wykłada nauczyciel wydostałam się z sali i znalazłam prędko na stołówce. Zamówiłam swój ulubiony przysmak, czyli mus jabłkowy ze słodką bułką, która zniknęła momentalnie. Usatysfakcjonowana posiłkiem sięgnęłam do tylnej kieszeni jeansów z wysokim stanem. Nie było ani podpisu, ani daty. Kilka słów, w które ślepo się wpatrywałam. Grace Ali, kocham Cię. Spotkajmy się dzisiaj w parku, dobrze? xxCole. Nawet do głowy mi nie przyszło, że ten kretyn mógłby zachować się tak dziecinnie i wprawić mnie w takie zakłopotanie. Durny liścik, który nie miał nic wspólnego z tym, co snułam na matematyce. NIECH GO DIABLI! Skarciłam się w myślach za jakiekolwiek myśli o tym, że chłopak inny, niż Cole może na mnie spojrzeć, co mówić napisać jakiś durny list. Dzisiejszy dzień był beznadziejny, a ta sytuacja nie miała najmniejszego sensu. Nie miałam zamiaru dłużej zwlekać. Wzięłam torbę leżącą na krześle obok i wyszłam ze szkoły mijając ludzi, których nie kojarzyłam. Kierunek Starbucks, czyli jedyna dobra rzecz, która spotyka mnie każdego dnia. Zamówiłam Caffè Mocha, jak każdego dnia. Usiadłam przy stoliku obok okna i wsłuchując się w relaksacyjne odgłosy pracy klimatyzacji zamknęłam oczy. Upiłam łyk z filiżanki parząc swój język.

-Cholera..- warknęłam machając ręką na wystawiony język. Do moich uszu dotarł swobodnie niosący się zduszony i zmysłowy śmiech. Rozejrzałam się po kawiarni i moje spojrzenie odnalazło blondyna. Zmarszczyłam jedną brew i spojrzałam mu w oczy, które swoim cholernym błękitem omotały cały mój umysł.


Scott's eyes//ukończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz