Rozdział 18

211 26 14
                                    

Czasem trzeba czekać. Jedni czekają długo, drudzy dłużej, ale prawda jest taka, że to, co warte posiadania nie jest łatwe do zdobycia. Przeżyłam w tym roku na prawdę wiele dobrych rzeczy, ale wystąpiły też upadki, które mimo wyjaśnień zostawiły ślad na mojej psychice. Nigdy nie umiałam wierzyć w to, że kiedykolwiek coś w mojej sytuacji może się zmienić, wszystko wydawało mi się niemożliwe, nie umiałam zaszczepić w sobie nadziei, a bez niej byłam pusta i wiotka. Cierpiałam, na prawdę dużo łez wylałam z siebie, zanim się tu znalazłam. Doskonale wiem, że czyjaś ręka czuwa nad nami.

-Jak weźmiesz jeszcze jeden kieliszek do ust to.. z nami koniec- zaśmiała się Juliet do Aviego. Rzuciła mi szczęśliwe spojrzenie i znalazła się w objęciach swojego chłopaka. Za każdym razem jest tak, że ktoś kończy nieszczęśliwy, jednak nie w naszej sytuacji. W życiu jest możliwe wszystko, nawet to, że gej nagle odstaje się gejem, dacie wiarę? Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości, a pesymizm to najgorsze wyjście z możliwych. Usiadłam na kanapie kalkulując wszystko, co spotkało mnie w tym roku. Życie potrafiło być jedną wielką pomyłką, dawało sprzeczne sygnały.

-Jak się czujesz?- zapytała z troską Bella. Nie zmieniła się, nadal była tak samo piękna, tak samo uczuciowa. Uśmiechnęłam się smutno i pokiwałam ze zrezygnowaniem głową. Podała mi lampkę szampana, którą trzymała w lewej dłoni. Upiłam łyk i postawiłam napój na stoliku, na którym moja przyjaciółka ułożyła beztrosko nogi. Dookoła mnie zaczęły się schodzić osoby, których nie znałam. Po chwili Avi krzyknął:
-MIEJSCE DLA MNIE I DLA MOJEJ DZIEWCZYNY.

Na ich szczęście sufit był na tyle wysoki, że Juliet spoczywająca na barkach swojego chłopaka nie dotykała głową żyrandola. Zaśmiałam się nieco za głośno i przesunęłam na drugi koniec kanapy, by zrobić dla nich miejsce siedzące.

-Uważaj, kretynie, zaraz się przewrócimy- zawtórowała mu narwana July.

-Jedyne, co się tu przewróci to moje wnętrzności od nadmiaru alkoholu. Ja mimo wszystko zostaję w pionie- oznajmił i przechylił się lekko na lewo. Po chwili dzwoni mój telefon, a ja przejęta za pierwszym razem zapominam go odebrać. Drugi raz rozbrzmiewa piosenka Taylor Swift, tym razem odbieram.

-Halo?
-Cześć, tato!

-SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! Właśnie przejeżdżam przez granicę i nie będę mógł później wykonywać połączeń. Baw się dobrze i pamiętaj.. Dzieci pozwoliłem ci mieć po dwudziestce- zaśmiał się radośnie.

-Tobie życzę tego samego.. Kocham cię.

-Ja też cię kocham. Nie zdemoluj mi domu, proszę cię, Grace.

-O to się nie powinieneś martwić.

-Niebieska sukienka jest w szafie- zagadnął. Wie doskonale, że nie ubiorę sukienki na żadną okazję, dlatego postanowił wykorzystać moment, w którym na pewno się zgodzę. Po chwili zastanowienia dziękuję mu, przerywam połączenie i biegnę na górę nie informując nikogo. Otwieram szafę i wyrzucam wszystkie ubrania z nadzieją, że sukienka będzie w dobrym stanie i nie będę musiała jej prasować. Oto ona- błękitna w białe, małe kwiatki. Zaśpiewałam z nieopisanej radości, która wzięła się nie wiadomo skąd. Zdjęłam aktualne ubranie i po chwili moja sylwetka była opinana przez cudowny, jasny materiał. Zawładnęło mną nieznajome uczucie szczęścia. Zaczęłam się kręcić tak, że luźny materiał beztrosko falował wokół mnie. Zatrzymałam się na chwilę, by odchylić głowę i wsłuchać się w delikatny rytm wolnej melodii dochodzącej z dołu. Moją uwagę przykuły fotografie w ramkach stojących na komodzie. Wyszczerzyłam się sama do siebie i dotknęłam szkła chroniącego zdjęcie przed zniszczeniem. Scott wydawał się być tam taki tajemniczy. Był taki dumny, gdy odbierałam dyplom! Moja mina nie pasowała do niczego, ponieważ byłam zła na tatę- wybrał okropny moment, bo byłam cała zapłakana po wygłoszeniu przemowy, miałam spocone włosy tam, gdzie spoczywała ta durna czapka. W prawej dłoni trzymałam dyplom, a lewa była zajęta przez Scotta. Durne uczucie; nigdy nie wróci to wszystko, co działo się w liceum i jakoś specjalnie tego nie żałuję. Drugie zdjęcie przedstawiało już nas wszystkich. Siedzieliśmy przed ogniskiem i rozmawialiśmy o wszystkim, tamta sobota zbliżyła nas do siebie najbardziej. Moja ulubiona fotografia przedstawiała mnie i Scotta na balu absolwentów. Pod sukienką do ziemi wbrew namowom taty miałam zielone trampki, których w żaden sposób nie mogli ze mnie zdjąć. Wspomnienia były moim największym skarbem. Uśmiechnęłam się ponownie i wyszłam z pokoju schodząc powoli na dół. Czułam się, jak w jakimś tanim serialu na MTV, dlatego przyśpieszyłam tempo i omal co nie przewróciłam się ze stresu. Dziewczyny patrzyły na mnie ze zdziwieniem, po chwili zaczęły bić brawo.

-Grace, z takiej strony cię nie znałam- zagadnęła Camilla i objęła mnie serdecznie. Obok nas znalazła się Martha i Juliet, które wesoło wiwatowały.

-Jeśli tak mnie miłujecie, gdy nakładam sukienkę to muszę to chyba robić częściej- mruknęłam. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwierania drzwi. Klucze miał tylko tato i... SCOTT! Zerwałam się z miejsca bagatelizując okrzyki radości za moimi plecami. Gdy się odwrócił to już spoczywałam w jego ciepłych i bezpiecznych ramionach. Z moich oczy popłynęły łzy szczęścia. Nie spodziewałam się, że tak szybko wróci z trasy, nie myślałam nawet, że wróci za miesiąc.

-RUSZCIE TYŁKI, ZA PIĘTNAŚCIE MINUT PÓŁNOC, MUSIMY TU TROCHĘ OGARNĄĆ!- krzyknęła Kirstie z salonu. Wtuliłam się w niego ponownie i poczułam jego usta na swoich. TAK STRASZNIE ZA NIM TĘSKNIŁAM! Nie mogłam wypowiedzieć z siebie słowa, dlatego po prostu stałam i wpatrywałam się w niego, jak w obrazek, który był godny podziwiania.

-Przestań płakać- powiedział poważnym tonem Scott ocierając mi łzę z brody. Po jego słowach zapłakałam jeszcze głośniej, bo nie mogłam uwierzyć, że stoi akurat tutaj, przede mną. Bałam się o cokolwiek pytać, dlatego po pięciu minutach milczenia pociągnęłam go za sobą do miejsca, w którym każdy wyczekiwał odliczania. Juliet pisnęła z podekscytowania, gdy zobaczyła nas obok siebie, zawtórował jej każdy, bez wyjątków.

-Witaj w domu, Scott- zaśmiał się Mitch-Twoje zdrowie!

Czas mijał zawrotnie szybko, po chwili zaczęło się głośne wypowiadanie liczb zbliżających nas do nowego roku. Uśmiechnęłam się, a po moim wnętrzu rozeszło się ciepło. 3...2..1!

-SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!- krzyknęliśmy wszyscy chóralnie.

-Kocham Cię, Grace.

-Kocham Cię- szepnęłam.

******
MAMY JUŻ KONIEC HISTORII! Nie mogłam zakończyć tego nieszczęśliwie, przecież napisałam to dla swojej radości. Potem doszliście Wy i zaczęliście to czytać. Kurde, nie wiem, jak Wam dziękować, bo pierwszy raz w moim życiu tak dużo osób czytało to, co napisałam. Dziękuję za każdą gwiazdkę i za przeżywanie ich losów tak, jak oni. Jest to moje pierwsze skończone opowiadanie, dlatego nie koniecznie było jakieś wybitnie pisane, ale szczerze mówiąc jestem z siebie dumna, że mimo kryzysów udało mi się je skończyć. Niedługo pewnie będę pisać coś nowego, więc jeśli będziecie chcieli czytać to dajcie znać.

Jak widać w 'Scott's eyes' wszystko jest możliwe. Mam nadzieję, że zakończeniem uszczęśliwiłam każdego i że Wam się podoba. Nie ma rzeczy niemożliwych, wystarczy po prostu wiara.

Scott's eyes//ukończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz